06 Lip 2009, Pon 14:41, PID: 162073
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Wrz 2009, Śro 12:05 przez krys840.)
EDYCJA: Ten post można usunąć, gdyż był zawiły.
10 Lip 2009, Pią 11:55, PID: 162833
yogidawid napisał(a):Mam podobnie, na pustej ulicy mogę biec, na zaludnionej już gorzej, ale zdaża mi się, bo czasami jednak muszę koniecznie zdążyć. Tylko że moje spóźnialstwo wynika raczej z tego, że jakoś z domu nie mogę wyjść punktualnie, prawie zawsze wychodzę na ostatni moment... Ze staniem na przystanku nie mam problemu, jakoś mi ludzie nie przeszkadzają. Może dlatego, że jeżdżę już 6 rok tramwajem, najpierw do LO, teraz na studia. Chyba że widzę jakichś podejrzanych osobników, to wolę jednak im zejść z oczu, żeby czasem nie zaczęli mnie zaczepiać. 8)Gilraen napisał(a):Ja się wstydzę biec do autobusu, więc jak przyjdę za późno, to mi zwiewa i ze słowem 'fuck' na ustach, zostaję na przystanku sama.Wiadomoa sprawa biec to ja tylko na takiej zadupiastej uliczce biegłem, nikt tam nie chodzi, nie mieszka i w ogóle... bezpieczny teren jak już do głównej ulicy dobiegłem to spacerek - nawet jeśli już widziałem, że jedzie autobus, jak zdążyłem to było spoko, jak nie to hmm... różnie to wtedy było zależy jaka lekcja... często już się w szkole wtedy nie pojawiałem W środku tramwaju wolę siadać na pojedynczych siedzeniach, bo z podwójnego później ciężko wyjść, jak np. jakaś babcia usiądzie. Ale to jeszcze luz, gorzej z autobusem, gdzie niektóre miejsca są na takim podwyższeniu. Raz usiadłam przy oknie, na około mnie trzy babcie, dalej tłum ludzi, gdy autobus zaczął się zatrzymywać to wstałam i zaczęłam się przeciskać, ale przy zejściu stamtąd autobusem zachwiało i wpadłam na jakichś ludzi. Od tego momentu w autobusie wolę stać, jak już widzę, że jest dużo ludzi. Z moich wpadek mogę jeszcze wymienić, że raz tak byłam rozkojarzona, że wsiadając do tramwaju zahaczyłam o stopień i prawie upadłam na podłogę lub raz tak się spieszyłam, że wsiadłam do nadjeżdżającego tramwaju i dopiero jak pojechał prosto, to zorientowałam się, że wsiadłam do niewłaściwego, bo miał skręcić. To było jeszcze w liceum i pamiętam, że miałam sprawdzian na pierwszej lekcji, chyba z niemieckiego. Już na niego nie poszłam, tylko spacerkiem doszłam do szkoły na kolejną lekcję.
10 Lip 2009, Pią 13:13, PID: 162844
Safona, nie chcę Cię przerażać, ale kiedyś możesz zacząć się pchać na podejrzanych typów, a na ustach i czole wypisane będziesz mieć: "Wasze matki to...", a każdy kocha mamusię...
Zdarzyło mi się ostatnio dwa razy objechać pętlę tramwajem, bo byłem rozkojarzony, kiedy jechałem na spotkanie z pracodawcą. EDYCJA: To co pisałem nie było wielce odkrywcze, fakt.
03 Sie 2009, Pon 1:30, PID: 167282
Ja gdy idę ulicą to czuje spojrzenia innych na mnie czasami ale ze spuszczonym wzrokiem idę przed siebie i staram się o tym nie myśleć , zazwyczaj zatracam sie wtedy we własnych przemyśleniach, i nie zwracam uwagi na innych chyba ze to jest dość spora grupa
ale gorzej jest gdy stoję w miejscu , wtedy jest inaczej bo muszę dłużej przebywać w towarzystwie tych samych osób więc maja więcej czasu na analizę mnie mojego wyglądu zachowania , tak mi sie zdaje dlatego bardzo nieswojo się czuje gdy stoję na przystanku czekając na autobus czy w jakiejś poczekalni , w kolejce itp.
05 Sie 2009, Śro 16:08, PID: 167950
EDYTOWANY PRZEZ WZGLĄD NA ZBYT WIELE ABSTRAKCJI WERSJI POPRZEDNIEJ
05 Sie 2009, Śro 22:31, PID: 168048
Chyba jesteście za bardzo skoncentrowani na sobie i przewrażliwieni skoro myślicie, że ludzie zwracają na Was uwagę idąc ulicą. Przechodnie mają swoje sprawy do zalatwienia i bardzo zajętą głowę myśleniem żeby zwracać uwagę na mijających ich ludzi. Chyba, że ktoś idzie nagi albo ktoś tańczy i głośno śpiewa
Jeśli jakiś przechodzień naprawdę drastecznie odbiega od normy wtedy nic dziwnego, że ludzie zwracają na niego uwagę. Ja miałem kiedyś taki przypadek: Szedłem spokojnie chodnikiem między innymi ludźmi i nagle kątem oka zobaczyłem jak podchodzi do mnie kobieta wymachując laską. Zanim się zorientowałem o co chodzi ona była już przy mnie i szerogim gestem zamachnęła się na mnie trzymaną w ręku lagą. Na szczęscie w porę zdążyłem odskoczyć i tylko koniec laski zahaczył o moją kurtkę. Myślałem, że mnie będzie gonić ale po kilku krokach w moją stronę stanęła . Odwróciłem się do niej i popukałem w czoło ale nie zareagowała. Wyglądała na osobę nienormalną psychicznie. Poszedłem swoją drogą i co ciekawe inni ludzie, którzy mnie mijali w momencie tego incydentu wcale nie zareagowali tak jak by się nic nie stało
05 Sie 2009, Śro 23:10, PID: 168061
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Sie 2009, Czw 0:01 przez Kaktus.)
Pewnie już było wspominane przez kogoś w temacie, ale (ewentualnie, bo może jednak nie było) powtórzę. Z ludźmi obserwującymi mnie na ulicy radzę sobie w jeden, ale za to skuteczny, sposób. Jak czuję, że się gapią, to wmawiam sobie usilnie (albo uświadamiam, jak wolicie), że przecież ludzie zwracają na mnie mniej więcej tyle uwagi ile ja na nich. Czyli raczej niewiele, a wieczorem większośc już o mnie nie pamięta w ogóle. Tak samo jak ja nie pamiętam o nich.
Działa. Swangoz rzadziej muszę się do tego chwytu uciekać, głównie na przystankach autobusowych.
05 Sie 2009, Śro 23:21, PID: 168065
Ja zawsze mierzę ludzi z daleka, by wiedzieć mniej więcej kto idzie, później na nich nie patrze aż zbliżą się na kilka metrów, wtedy sprzedaje im krótkie, przenikliwe spojrzenie i czekam aż w końcu przejdą.
06 Sie 2009, Czw 0:31, PID: 168081
I always feel like
somebody's watching me <nutki> nie, to nie tak w większym tłumie/tłoku czuję się anonimowo, i żadnego dyskomfortu nie ma ale jak widzę jakieś chichoczące panienki, lub młodych ludzi "ubranych na sportowo", to czuję się zaniepokojony, i wolałbym zniknąć
06 Sie 2009, Czw 16:10, PID: 168342
Presja otoczenia jest zbyt duża, dlatego czujemy zaszczucie, które utożsamiamy z przypadkowymi ludźmi. Styl bycia jest nieżyciowy, a czasem wyniszczający, dlatego kieruje nami emocjonalizm, pretensjonalizm. Te cechy potrzebne są tego, by redukować nieżyciowe obciążenia. Od czasów podstawówki miałem problem z dezorganizacją, bo czułem się przytłoczony obowiązkami, dlatego się izolowałem z powodu fizycznego wycieńczenia i narastającego emocjonalnego stosunku do życia. Zdarzało mi się spotykać ludzi, po których po prostu się spodziewałem agresji i jakichś desperackich prób zwrócenia uwagi na nie tylko swój problem. Wiele razy "obrywałem", padałem ofiarą jakichś agresywnych zachowań, uczestniczyłem w jakichś bójkach, których sam nie prokurowałem. Ten sam schemat ma miejsce, gdy zdarzało mi się odczuwać niechęć bądź "odepchnięcie" ze strony innych, które było ostentacyjne, demonstracyjne i miało być manifestacją niesprawiedliwości czy stylu bycia dla "elity" tylko. Dlatego, że od dziecka trochę się wyróżniam, to obrywam. Jest wiele przykładów takich sytuacji, które każdy widzi i zna. Niestety, niektórzy będą ucieleśniać pewne prawdy i ponad ich siły są próby wkroczenia na stopę życia innych ludzi, którzy mają podstawy do obiektywnego myślenia dzięki tzw. "ofiarom systemu". Wszystko dzieje się natomiast w mentalności ludzkiej i jak ktoś nie potrafi się dostosować, to się go próbuje izolować od reszty, lecząc go.
Czuję presję, bo wewnętrzne rozterki związane z sprzecznościami dążeń narastają. Z jednej strony chcę swobodnie się przejawiać, a z drugiej narzucany styl bycia na określonej stopie jest zbyt abstrakcyjna formą życia, by je osiągnąć przy określonych wytycznych. Lęk związany jest m. in. z skutkami morderczej rywalizacji, która odbiera na przykład w czasie odczuwania obserwacji obiektywizm myślenia, panowanie nad sobą, a nawet zdrowie fizyczne. W takim kontekście dopatrywałbym się tragedii, chorób cywilizacyjnych, jakichś afektywnych czynów i poddałbym w wątpliwość korzyści płynące z postępu. Miałem sąsiada, który tracił panowanie nad sobą, zaczepiał innych i wiedziałem, że jestem kimś, kto padnie jego ofiarą, bo byłem słaby. Dlatego mógłby się mną posłużyć, żeby oddać prawdę warunkach życia. Sam pewnie też musiałem jakoś demonstrować emocje i presję, dlatego biernie obserowałem, jak on czy inni ludzie, którzy lubią balansować na krawędzi bójek, manifestują frustracje, niezadowolenie. Uczestnicząc w tym, uczyłem się omijać sytuacje, po kórych byłoby zbyt źle. Duże napięcie jest na ulicach np. wśród kibiców, którzy jeżdżą na mecze i manifestują chamskie, bezceremonialne, o zabarwieniu gniewnych roszczeń pretensje. Dlatego sam wymyśliłem sobie ruch umysłowy, który był jakby skutkiem życia ponad harmonijny stan z otoczeniem, a miał na celu obronę honoru, poszukiwanie cnót i uniknięcie dewiacji i zachowań napiętnowanych i karalnych społecznie. Tak wyglądają napięcia społeczne dla tych, którzy mają więcej skrupułów, by nie doprowadzać do totalnej swobody obyczajowej i afiszowania na co dzień frustracji. Schodzi ten prąd myśli do podziemia, a skutkiem są również np. rozróby, rozboje, które niekoniecznie są głównie dla pieniędzy. Wszystko dzieje się z powodu zbyt dużej walki o fundamenty egzystencji i niedostosowany do potrzeb sytstem rozwoju społecznego z indywidualnym, który zmusza do okaleczania się w wyniku zbyt ciężkiej pracy i doprowadza do wrogich idei dążeń, które są następstwem patologicznych zmian indywidualnych czy całych grup społecznych. Problemy często są utajone i uzewnętrzniają się na pewnym etapie życia. Ktoś okupuję ideę postępu np. w górnictwie, ktoś traci życie w wypadku samochodowym, ale prawdą jest, że to niecnotliwy i dysharmonijny rozwój doprowadza do degradacji wartości wraz z siłą, sprawnością, zdrowiem. Afiszowałem swój bunt, kiedy emocje zbyt mnie przytłoczyły. Tańczyłem na ulicach i nawoływałem, roszcząc od innych. Zwracałem uwagę itd. Stało się to po latach uczucia obserwacji i narastającej wrogości do otoczenia, dlatego twierdzę, że gdzieś jest kres życia z lękiem społecznym, który mnie okresowo paraliżował.
06 Sie 2009, Czw 20:26, PID: 168374
normalne jest, że jak ludzie się mijają, to na siebie patrzą. od tego są oczy.
z uczuciem obserwacji na ulicy, przystankach, autobusach(lol) nie mam problemu.
07 Sie 2009, Pią 11:23, PID: 168538
[quote="bocian"]I always feel like
somebody's watching me /quote] tez lubie ten kawalek Rockwell z Jacksonem
08 Sie 2009, Sob 23:04, PID: 168892
Przepraszam za swój zastraszający styl wypowiedzi i mam nadzieję, że istnieje cień szansy na to, że moje zachowanie nie będzie odebrane głównie jako trolowanie.
09 Sie 2009, Nie 15:19, PID: 169084
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Sie 2009, Nie 15:20 przez pulpfiction.)
W liceum odkryłem dobrodziejstwa płynące z noszenia bluzy z kapturem Zakładałem Kaptur, słuchawki na uszy, obszerna kurtka i nie zwracałem na nic uwagi. Niestety w lato to nie działa. Teraz już nie muszę się chować ale cały czas jest to uczucie obserwacji. Często tak mam że jak ktoś się uśmiechnie albo zaśmieje np. w autobusie to od razu myślę że śmieje się ze mnie.
12 Sie 2009, Śro 8:28, PID: 169594
Mam tak samo, pieprzony egocentryzm. Najgorzej ,że jak mam takie wrażenie ,że ktoś się ze mnie śmieje ,albo gapi to nawet te ostatnie resztki pewności siebie ulatują, samoocena tak samo i staje się takim trzęsącym się kurczakiem.
12 Sie 2009, Śro 12:51, PID: 169607
Hmm mi to nie przeszkadza, też gapie się na innych ludzi w autobusie, czy na przystanku. A dlaczego? Z nudów
Gorzej jak słyszę salwy śmiechu, ale z tym też sobie coraz lepiej radzę. Nie jestem pępkiem świata, nie wszyscy muszą mówić o mnie.
12 Wrz 2009, Sob 13:13, PID: 175099
A mi to przeszkadzało i przeszkadza nadal. Najgorszy jest właśnie ten śmiech młodych ludzi...zawsze mam wrażenie, że wtedy jestem obiektem ich kpin, że naśmiewają się z mojego wyglądu (a rzeczywiście są ku temu powody). Nie potrafię myśleć inaczej...zresztą takie sytuacje zdarzają się dosyć często w mojej obecności, więc mam podstawy, by sądzić że śmieją się właśnie ze mnie Próbowałem z tym walczyć, ale nie potrafię...wiem, że często przesadzam i dramatyzuję, jednak w podświadomości mam zakodowane, że każdy nawet najcichszy śmiech, jest kierowany pod moim adresem.
Zresztą nie chodzi tylko o samo wyśmiewanie się ze mnie - fatalnie czuję się również idąc przez ulicę. Jestem niski i czuję ogromny doskomfort, gdy przechodzę obok ludzi(szczególnie sporo od siebie wyższych). No i oczywiście z reguły chodzę ze wzrokiem wbitym w ziemię...nie potrafię patrzeć przed siebie...boję się też kontaktu wzrokowego. A tak przynajmniej nie będę widział wyrazu twarzy ludzi, którzy z pewnością mają mnie za dziwaka i niejednokrotnie - nawet Ci obcy - komentowali moje zachowanie na ulicy
12 Wrz 2009, Sob 20:33, PID: 175207
Czasem jak o tym pomyśle ze ktoś się na mnie patrzy to tak się dziwnie czuję.Ale zazwyczaj o tym nie myślę.Tylko stoję np. w autobusie podkurwiony to mi to zwisa.Czasem jak mijam kogoś na ulciy,to jak sobie zdam z tego sprawę że będe kogoś mijał to mogę czuć się jakoś skrępowany.Najlepiej jest jak sie niezastanawiam.to mijam wtedy wszystkich i niezwracam na nic uwagi.Teraz nawet nie patrzę się raczej na osoby które mijam.Bo po co mam się gapić na facetów jak pedał jakiś.Też nie chcę żeby się na mnie patrzyli.Jak się patrzą to chyba jakieś pedały.Czasem na laske można zerknąć.Ale też się na laski nie gapię jak je mijam.Żeby się nie cieszyły potem jak ładnie wyglądają.
13 Wrz 2009, Nie 15:00, PID: 175395
Nie przeszkadza mi, kiedy mnie ludzie obserwują. Powiem więcej nawet to lubię, czuję się wtedy jakoś wyróżniony. Śmiechy za plecami też mi raczej nie przeszkadzają. Nawet jeżeli ktoś miałby się śmiać ze mnie to przynajmniej poprawiłem właśnie tej osobie humor, po co mam się tym dołować?
14 Wrz 2009, Pon 14:14, PID: 175773
Mi to kiedyś bardzo przeszkadzało, ale teraz moja fobia ustępuje z czasem i ogólnie mam na wszystko i wszystkich coraz bardziej wyj**ane. Kiedyś bardzo nie lubiłem chodzić chodnikami bo bałem się że każdy na mnie patrzy, coś o mnie sobie myśli to zacząłem jeździć rowerem i tak mi zostało do dzisiaj. Jak tylko jest ciepło to jeżdżę rowerem, chociaż dzisiaj mogę swobodnie iść po chodniku, mijać innych, jechać autobusem czy tramwajem. Jednak przyzwyczajenie zostało.
Ostatnio skręcam w lewo na skrzyżowaniu dosyć ruchliwym, za skrzyżowaniem przejście dla pieszych i przystanek autobusowy na którym ze 100 osób stało. Mam zielone więc jadę powoli przez skrzyżowanie, widzę kontem oka że ludzi na przystanku się strasznie gapią na mnie (bo rzadko rowerzysta sobie tak hasa po skrzyżowaniach jak ja), ale mnie to wali że oni się gapią, skupiam się na ustąpieniu pierwszeństwa kierowcom znad przeciwka i pieszym na przejściu a potem rakieta przy samym przystanku, jak się tak gapią to proszę bardzo - patrzcie jaki jestem szybki nigdy mnie nie dogonicie
16 Wrz 2009, Śro 15:52, PID: 176299
Kiedyś rzeczywiście nie mogłam ścierpieć na sobie wzroku otaczających mnie ludzi. Do kościoła wchodziłam zawsze tylnym wejściem i szłam jakimiś zakamrakami, żeby tylko nie wyjść na większą przestrzeń gdzie stanę się środkiem skrzyżowania wzroków ludzkich-.-
W momencie gdy czułam czyjś wzrok zawsze robiłam jakieś głupie rzeczy (na imprezie zaliczyłam jakąś wtopę, zapomniałam treść recytowanego wiersza) itd plus uczucie buhającego ciepła, wypieki na twarzy, mocne bicie serca. Z biegiem czasu to przechodzi. Zresztą, na pewnym etapie życia - zbuntowałam się xD Poobserwowałam trochę ludzi, zauważyłam że większości obojętne jest to, czy ktoś na nich patrzy czy nie i próbowałam naśladować. Zrobiłam coś zupełnie na przekór - "a właśnie że nie będę się czerwienić" i przestałam się przejmować wzrokiem innych. Czasem nawet specjalnie obserwowałam osoby które co jakiś czas na mnie zerkały. Stwierdziłam, że da się przeżyć. Sądzę, że to naturalne. Sama czasem obserwuję ludzi z nudów czy też gdy jakaś osoba wyda mi się jakaś pozytywnie ciekawa i staram się nie robić tego nachalnie. Mam momenty słabości, gdy np sklepikarki śmieją się między sobą stojąc obok mnie szperającej w ciuchach. Często wydaje mi się że mówią o mnie. W związku z tym robię eksperyment i chwilę przy nich stoję do momentu, gdy okaże się, że nie mają mnie na myśli. Jak powtórzy się to często - daje to do myślenia i jest trochę lepiej. |
|