07 Lut 2011, Pon 5:48, PID: 238010
Jako, że jest to dział "Radzenie sobie i powodzenie w życiu" postanowiłam się tutaj poużalać nad swoim życiem i problemami, w większości pewnie tylko wyimaginowanymi. No więc, ja nie radzę sobie w życiu a przynajmniej takie mam wrażenie. Oczywiście fobia społeczna robi swoje, ale do tego doszły mi ostatnio takie głupie lęki, które jeszcze tylko pogłębiają mój smutek nad życiem. Otóż, chodzi o to, że mam 20 lat, a mam wrażenie, że jestem już stara i że najlepsze lata jakie można mieć mam już za sobą mam bardzo refleksyjny zrąbany charakter i chyba tendencję do depresji i nerwic na różnym tle (strach o przyszłość, przed dorosłością, przed starością, o zdrowie, przed śmiercią, że coś złego może się przydarzyć moim najbliższym), ogólnie jestem dość skomplikowana i bardzo się wszystkim przejmuję, a kiedy coś już sobie ubzduram, to potrafię przez wiele tygodni to przeżywać. Wydaje mi się, że nic ciekawego mnie już nie czeka w życiu, boję się dorosłości, niby mam 20 lat, ale w głębi siebie czuję, że przez ostatnie 2,3 lata nic się we mnie nie zmieniło, jestem jak takie jeszcze dziecko, czuję się na 17, 18 lat. Kiedy porównuję się z innymi ludźmi mniej więcej w moim wieku, to widzę jaka jest między mną, a nimi przepaść w myśleniu o życiu, np. kiedy ktoś mówi, że chciałby po skończeniu studiów założyć rodzinę i mieć dzieci. Ja od takiego myślenia jestem baaaardzo daleka, nie wiem czy kiedykolwiek chciałabym mieć dzieci, a na myśl o ślubie, to już w ogóle ogarnia mnie strach. Jak na razie dla mnie rodzina, to mama, tata i siostra. Ja nie potrafię sobie wyobrazić siebie w innej roli Nie wiem czy jest to związane z lękiem przed dorosłością czy z moimi poglądami na temat życia. Dla mnie najważniejsze jest realizować się, kształcić, poznawać świat, inne kultury, podróżować, odnaleźć coś co mnie cieszy i czerpać radość z najmniejszych rzeczy. Kiedy słyszę, że dorosłość, to ślub, dzieci, kredyty na mieszkanie i samochód, to ogarnia mnie złość, przecież to nie jest życie, tylko wykonywanie roli narzuconej przez społeczeństwo. Może się mylę, nie wiem. Ja chciałabym zawsze mieć 20 lat, albo wrócić się do czasów liceum i spróbować bardziej skorzystać z tych nastoletnich lat. Kiedy chodziłam do liceum byłam spokojną osobą: autobus, szkoła, dom, autobus, obiad, nauka, spanie i tak cały czas. Nie robiłam nic szalonego, zwariowanego, nie miałam takiego prawdziwego nastoletniego życia. Może gdybym jakoś lepiej dogadywała się z ludźmi i była bardziej otwarta i śmiała, może wyglądałoby to inaczej. Niestety zawsze byłam i jestem dosyć spokojna, opanowana, rozważna, małomówna, ale to tylko może tak z pozoru, na zewnątrz, bo w środku czuję się jak dziewczynka Jestem teraz na drugim roku studiów, miałam nadzieję, że kiedy zacznę tak jakby od nowa, kiedy poznam nowych ludzi, znajdę się w nowym miejscu, to wszystko się zmieni, ale myliłam się, teraz jest jeszcze gorzej niż w liceum. Na początku,kiedy wszystko było jeszcze nowe, na prawdę miałam wrażenie, że będzie fajnie, że wreszcie zacznę żyć. Niestety jeżeli ktoś ma fobię, to ani ludzie ani nowe miejsce go nie zmienią. Kiedy słyszę, że studenckie życie, to imprezy, najcudowniejszy okres w życiu, sielanka, to stwierdzam, że ja chyba nie mam ze studiowaniem nic wspólnego. Moje studiowanie polega na tym, że idę na uczelnię, usiłuję odzywać się do ludzi, żeby złapać z nimi jakieś lepszy, głębszy kontakt (co mi bardzo marnie wychodzi), potem wracam na mieszkanie (wynajmuję dwupokojowe mieszkanie z drugą dziewczyną, z którą zamieniam kilka zdań na cały tydzień), połowę czasu marnuję na internecie, przez lenistwo, jak mi się uda zmobilizować to się uczę. Tak każdy dzień, nie mam chłopaka i nigdy nie miałam, wątpię, że będę mieć, nie mam przyjaciół, jedynie znajomych z uczelni i kilka koleżanek z czasów liceum i gimnazjum, z którymi widuję się kilka razy w roku. Nigdzie praktycznie nie wychodzę, tyle co na zakupy. Nie chodzę na imprezy, bo nikt mnie nie zaprasza, ani też nie mam z kim wyjść do klubu czy na dyskotekę, od października wyszłam tylko 4, 5 razy ze znajomymi z roku (co oczywiście było porażką w moim wykonaniu). Dosyć często rozmawiam przez telefon z rodzicami, czasem coś tak z siostrą przez internet, ale w domu bywam co 1 albo 1,5 miesiąca, bo studiuję dosyć daleko od domu. Natomiast kiedy już jestem w domu to też robi mi się smutno, szczególnie,kiedy trzeba się z powrotem pakować. Więc podsumowując, mam 20 lat, ale nie akceptuję tego, bo czuję się, że najlepsze lata, jakie mogłam wykorzystać i otworzyć się na ludzi mam już za sobą. Boję się dorosłości, jestem samotna, praktycznie cały czas spędzam sama, nie mam przyjaciół, moje życie jest nudne, nie mam nic do powiedzenia, nic jak dotąd nie osiągnęłam, jeżeli chodzi o relacje z ludźmi, jestem każdemu obojętna, nikomu nie było by żal gdybym zniknęła. Kiedy oglądałam film "Amelia", to chciało mi się płakać, bo czułam się jakby ten film był o mnie, niestety w prawdziwym życiu nie ma magii i szczęśliwych zakończeń.
Przepraszam, że się tak rozpisałam, teraz pewnie nikt tego nie przeczyta, ale musiałam się wyżalić i teraz jest mi troszeczkę lepiej
Przepraszam, że się tak rozpisałam, teraz pewnie nikt tego nie przeczyta, ale musiałam się wyżalić i teraz jest mi troszeczkę lepiej