10 Maj 2010, Pon 21:37, PID: 204986
Dzisiaj byłam na swojej pierwszej wizycie i jestem zawiedziona...
Przyjęła mnie psycholog, która przeprowadziła ze mną wywiad. Złapałam z nią dobry kontakt i powoli zaczęłam czuć taki wewnętrzny spokój. Naprawdę fajna babka.
Naglę wpada psychiatra i zerknął tylko na jej notatki (co trwało góra 5 sekund) i się zaczęło... Fakt, że chciałam jakieś tabletki tylko na sytuacje najbardziej stresowe- wystąpienia publiczne potraktował tak, że poczułam się jak żebrząca ćpunka o działkę i było widać, że mi nic nie przepisze i dla niego jedynym rozwiązaniem jest terapia, którą byłam jak najbardziej zainteresowana, o czym go poinformowałam. I tutaj co mnie w ogóle zaszokowało, najpierw mnie do terapii grupowej zniechęcał, że on owszem może uspokajać grupę, żeby było spokojnie, ale to nie na tym polega, tam jest głośno, są emocje blablabla. To sobie myślę "o co ci ku*** chodzi" i w końcu chyba zaczął gadać o terapii indywidualnej. Zaczął opisywać metody i gadać o wszystkim tym co już wiem, a ja tak mam, że w tego typu momentach się wyłączam, więc tylko potakiwałam. Jedyne czego się dowiedziałam to to, że może to być wina serca, więc przydałoby się zrobić ekg. Nawet nie nazwał wprost mojej przypadłości raz tam wymamrotał coś o nerwicy lękowej, więc chyba miałam rację co do fs no, bo na to chyba by wychodziło...
Wyszłam wku***ona (bo inaczej nazwać tego nie można) i miałam takie uczucie jakbym straciła ostatnią nadzieję. Spodziewałam się jakiegoś podbudowania, a to mnie tylko dobiło. Spróbuję jeszcze raz, ale na pewno nie u niego. Poszukam jakiejś kobiety, bo jednak facetom często brakuje empatii.
Przyjęła mnie psycholog, która przeprowadziła ze mną wywiad. Złapałam z nią dobry kontakt i powoli zaczęłam czuć taki wewnętrzny spokój. Naprawdę fajna babka.
Naglę wpada psychiatra i zerknął tylko na jej notatki (co trwało góra 5 sekund) i się zaczęło... Fakt, że chciałam jakieś tabletki tylko na sytuacje najbardziej stresowe- wystąpienia publiczne potraktował tak, że poczułam się jak żebrząca ćpunka o działkę i było widać, że mi nic nie przepisze i dla niego jedynym rozwiązaniem jest terapia, którą byłam jak najbardziej zainteresowana, o czym go poinformowałam. I tutaj co mnie w ogóle zaszokowało, najpierw mnie do terapii grupowej zniechęcał, że on owszem może uspokajać grupę, żeby było spokojnie, ale to nie na tym polega, tam jest głośno, są emocje blablabla. To sobie myślę "o co ci ku*** chodzi" i w końcu chyba zaczął gadać o terapii indywidualnej. Zaczął opisywać metody i gadać o wszystkim tym co już wiem, a ja tak mam, że w tego typu momentach się wyłączam, więc tylko potakiwałam. Jedyne czego się dowiedziałam to to, że może to być wina serca, więc przydałoby się zrobić ekg. Nawet nie nazwał wprost mojej przypadłości raz tam wymamrotał coś o nerwicy lękowej, więc chyba miałam rację co do fs no, bo na to chyba by wychodziło...
Wyszłam wku***ona (bo inaczej nazwać tego nie można) i miałam takie uczucie jakbym straciła ostatnią nadzieję. Spodziewałam się jakiegoś podbudowania, a to mnie tylko dobiło. Spróbuję jeszcze raz, ale na pewno nie u niego. Poszukam jakiejś kobiety, bo jednak facetom często brakuje empatii.