18 Lut 2015, Śro 21:09, PID: 434562
Widzę, że towarzycho już swoim zwyczajem rozpoczyna rozmowę o autorze wypowiedzi, a nie o wypowiedziach.
Nie wiem, co robi większość; czy czyta moje posty, czy ich nie czyta, bo przecież brak ignorowania nie musi zakładać odpowiedzi pod każdym z moich komentarzy. Można by też pomyśleć, że posiadłaś jakieś tajemne moce, skoro wiesz, jaki jest stosunek większości forumowiczów do mojej osoby. Można by pomyśleć, gdyby odpowiedź nie była znacznie prostsza. To po prostu jeden z banalniejszych chwytów erystycznych – próba wykluczenia osoby w dyskusji przez odwołanie do opinii większości, opinii niemierzalnej i nieweryfikowalnej, przynajmniej w tych warunkach. W ten sam sposób stygmatyzowano tutaj jedną z nieobecnych osób, nad brakiem której zresztą osobnik powyżej, jeden z głównych grillujących, niedawno rzewnie płakał w jednym z wątków.
Także ty sobie może gadać, że łapię za słówka; będę za nie dalej łapać. I jak ktoś napisze "większość", a będzie mieć na myśli zaledwie parę osób, które chciałyby nadawać ton temu miejscu, i jak ktoś powie, że każde doświadczenie czegoś uczy, chociaż nie jest to prawdą, i jak ktoś będzie pisał, że tradycyjnie piszę o lewakach, chociaż to koniec końców niewielka część mojej forumowej tfurczości.
Do jakiego celu? Mówisz o budowaniu trwałego związku, innymi słowy, bo to rozumiem przez trwały i prawdziwy związek, o budowaniu rodziny? Na pewno do tego celu nie zbliża nas wyrabianie w sobie nawyku kończenia relacji w sytuacji wystąpienia jakichś przeciwności czy trudności. Dziewczynka opisana przez pałkera to postać już chyba o wyraźnie nabytych skłonnościach do karmienia się wyłącznie impresjami emocjonalnymi; tak wnioskuje, bo pałker pisał, że miała już wiele związków. „Wiele” to pierdyliard, nawiasem mówiąc.
Z definicji tak jakby. Chyba nikt nie twierdzi inaczej.
Przecież to było ogólne stwierdzenie.
To dla porządku dodam jeszcze, chociaż wydawało mi się, że dość czytelnie wypowiedziałem się w tej kwestii w innym wątku, że twoje analogie śmieszą mnie stokroć bardziej od przekonania o gromie doświadczeń, szczególnie tych wartościowych, wynoszonych z wielu związków.
Ale skoro już bawimy się w analogie, to pobawmy się konsekwentnie. Nie wiem, kto chciałby mieć budowany dom przez budowlańca, który zawalił kilka wcześniejszych. A zresztą! Facet, któremu nie wyszło kilka operacji pod rząd w niewielkim odstępie czasu budzi mniejsze zaufanie niż ten, którego zabieg, owszem zakończył się ostatecznie niepowodzeniem, ale po znacznie dłuższym czasie.
I nie rozciągajmy już rozmowy o doświadczeniach na inne sfery życia, bo moje uwagi dotyczyły konkretnie związków.
---
Uwaga, będę mówił na koniec jeszcze o rzeczach niemodnych. Otóż uważam, że to, co najważniejsze dla budowy trwałego związku, jest jednak nabywane, o ironio, niezależnie od związków; wiąże się z wychowaniem, reprezentowanym światem wartości i wewnętrznym uporządkowaniem. A mówimy tu o takich wartościach, jak odpowiedzialność, przywiązanie do prawdy, szacunek czy wierność. Oczywiście do tanga trzeba dwojga, ale jeśli obie strony tego świata wartości sobą nie reprezentują, to szanse na stworzenie czegoś trwałego są jeszcze mniejsze (nie mówię o relacji pałkera).
soulmates napisał(a):Dobrze Kseniu, winno być "może nas czegoś nauczyć".
Swoją drogą widzę, żeś wielce zdesperowany, skoro łapiesz ludzi za słówka.
Szkoda tylko, że większość Cię ignoruje.
Jeszcze się okaże, że jestem jedyną osobą na tym forum, która wciąż Cię lubi
Nie zepsuj tego...
Nie wiem, co robi większość; czy czyta moje posty, czy ich nie czyta, bo przecież brak ignorowania nie musi zakładać odpowiedzi pod każdym z moich komentarzy. Można by też pomyśleć, że posiadłaś jakieś tajemne moce, skoro wiesz, jaki jest stosunek większości forumowiczów do mojej osoby. Można by pomyśleć, gdyby odpowiedź nie była znacznie prostsza. To po prostu jeden z banalniejszych chwytów erystycznych – próba wykluczenia osoby w dyskusji przez odwołanie do opinii większości, opinii niemierzalnej i nieweryfikowalnej, przynajmniej w tych warunkach. W ten sam sposób stygmatyzowano tutaj jedną z nieobecnych osób, nad brakiem której zresztą osobnik powyżej, jeden z głównych grillujących, niedawno rzewnie płakał w jednym z wątków.
Także ty sobie może gadać, że łapię za słówka; będę za nie dalej łapać. I jak ktoś napisze "większość", a będzie mieć na myśli zaledwie parę osób, które chciałyby nadawać ton temu miejscu, i jak ktoś powie, że każde doświadczenie czegoś uczy, chociaż nie jest to prawdą, i jak ktoś będzie pisał, że tradycyjnie piszę o lewakach, chociaż to koniec końców niewielka część mojej forumowej tfurczości.
soulmates napisał(a):A co według Ciebie zbliża nas do tego celu ?!
Do jakiego celu? Mówisz o budowaniu trwałego związku, innymi słowy, bo to rozumiem przez trwały i prawdziwy związek, o budowaniu rodziny? Na pewno do tego celu nie zbliża nas wyrabianie w sobie nawyku kończenia relacji w sytuacji wystąpienia jakichś przeciwności czy trudności. Dziewczynka opisana przez pałkera to postać już chyba o wyraźnie nabytych skłonnościach do karmienia się wyłącznie impresjami emocjonalnymi; tak wnioskuje, bo pałker pisał, że miała już wiele związków. „Wiele” to pierdyliard, nawiasem mówiąc.
soulmates napisał(a):A doswiadczenie zdobywa się tylko i wyłącznie w realnym życiu.
Z definicji tak jakby. Chyba nikt nie twierdzi inaczej.
filozof Judas napisał(a):To, że ty się z tego nie uczysz, nie znaczy, że każdy tak ma.
Przecież to było ogólne stwierdzenie.
Judas napisał(a):Mówisz, że śmieszy cię gadanie o doświadczeniu na wielu związkach.
Nie wiem kto by chciał mieć operowane serce przez lekarza, który tylko raz czy dwa razy w życiu otwierał pacjenta.
To dla porządku dodam jeszcze, chociaż wydawało mi się, że dość czytelnie wypowiedziałem się w tej kwestii w innym wątku, że twoje analogie śmieszą mnie stokroć bardziej od przekonania o gromie doświadczeń, szczególnie tych wartościowych, wynoszonych z wielu związków.
Ale skoro już bawimy się w analogie, to pobawmy się konsekwentnie. Nie wiem, kto chciałby mieć budowany dom przez budowlańca, który zawalił kilka wcześniejszych. A zresztą! Facet, któremu nie wyszło kilka operacji pod rząd w niewielkim odstępie czasu budzi mniejsze zaufanie niż ten, którego zabieg, owszem zakończył się ostatecznie niepowodzeniem, ale po znacznie dłuższym czasie.
I nie rozciągajmy już rozmowy o doświadczeniach na inne sfery życia, bo moje uwagi dotyczyły konkretnie związków.
---
Uwaga, będę mówił na koniec jeszcze o rzeczach niemodnych. Otóż uważam, że to, co najważniejsze dla budowy trwałego związku, jest jednak nabywane, o ironio, niezależnie od związków; wiąże się z wychowaniem, reprezentowanym światem wartości i wewnętrznym uporządkowaniem. A mówimy tu o takich wartościach, jak odpowiedzialność, przywiązanie do prawdy, szacunek czy wierność. Oczywiście do tanga trzeba dwojga, ale jeśli obie strony tego świata wartości sobą nie reprezentują, to szanse na stworzenie czegoś trwałego są jeszcze mniejsze (nie mówię o relacji pałkera).