30 Sie 2016, Wto 1:45, PID: 572429
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Sie 2016, Wto 1:53 przez babiszon.)
Cześć ![:Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się:](https://www.phobiasocialis.pl/images/emerald/emotki/flat64/usmiecha-sie.gif)
Od jakiegoś czasu męczy mnie ten temat, więc postanowiłam zapytać.
Mam długie ataki paniki nawet przy łagodnej i spokojniej wymianie zdań. Za nic w świecie nie potrafię podejść do obcego człowieka, robię to, kiedy już naprawdę nie mam wyjścia, a wtedy też strasznie się trzęsę. To samo z dzwonieniem. Nigdy nie byłam w stanie z nikim flirtować, zaproponować randki, z kobietami jeszcze jakoś się dało, jeśli one przejęły inicjatywę, ale z mężczyznami praktycznie w ogóle nie miałam w życiu kontaktu, nie miałam nawet kolegów. Trzęsę się i praktycznie płaczę, kiedy muszę wejść, w którym są osoby, które średnio znam (przykład - do współlokatorki, przyszła osoba, z którą pracowałam ponad dwa lata, ale rzadko rozmawiałam, nie wychodzę z pokoju, mimo, że dawno powinnam wyjąć ciasto z piekarnika). Rzuciłam studia, bo nie potrafiłam nikogo poznać. To był najgorszy okres w moim życiu, codziennie ryczałam, nie mogłam spać i nienawidziłam dnia zaraz po wstaniu. Czułam się tak samotna, że musiałam opuszczać wykłady, żeby iść się wypłakać. Często czuję niepokój idąc ulicą albo jedząc coś w obecności innych. Stresują się też dzwoniąc przez telefon w obecności innych i za nic w świecie nie potrafię pisać, gdy ktoś patrzy. Stresuję się i nie mogę skupić myśli. Unikam takich sytuacji kiedy mogę, nie chodzę na imprezy, na których nie znam ludzi, staram się nie brać udziału w wyjazdowych szkoleniach i wyjazdach. Rzuciłam dziennikarstwo, bo strach przed podejściem do obcego człowieka sprawiał, że po każdej takiej sytuacji byłam wyczerpana, a przed nią ryczałam i powtarzałam sobie, że rzucę to
.
Jest mi głupio, jestem tym czasami strasznie zażenowana, ale psychiatra mówił, że to nic takiego i każdy tak czasem miewa i powinnam się przełamywać. Ale mnie trudno to zrobić.
Nie umiem być samotna, ale nigdy nie podejdę do obcego człowieka, żeby się zapoznać. Nigdy. W życiu mi się to nie zdarzyło. Kilka razy w życiu ktoś powiedział mi "podejdź i zagadaj" i za każdym razem wydawało mi się to nierealne, abstrakcyjne.
Z drugiej strony, nie jest tak źle, w wieku 27 lat, kilka miesięcy temu pierwszy raz w życiu poszłam na randkę i od kilku dni jestem w pierwszym w życiu związku. Nie chcę też wyolbrzymiać i wmawiać sobie, że mam coś, czego nie mam. Nie czuję, żeby to wszystko brało się z niskiej samooceny albo lęku przed odrzuceniem, to taki... nie wiem, abstrakcyjny strach.
Czy to fobia? Czy tylko duża nieśmiałość?
![:Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się:](https://www.phobiasocialis.pl/images/emerald/emotki/flat64/usmiecha-sie.gif)
Od jakiegoś czasu męczy mnie ten temat, więc postanowiłam zapytać.
Mam długie ataki paniki nawet przy łagodnej i spokojniej wymianie zdań. Za nic w świecie nie potrafię podejść do obcego człowieka, robię to, kiedy już naprawdę nie mam wyjścia, a wtedy też strasznie się trzęsę. To samo z dzwonieniem. Nigdy nie byłam w stanie z nikim flirtować, zaproponować randki, z kobietami jeszcze jakoś się dało, jeśli one przejęły inicjatywę, ale z mężczyznami praktycznie w ogóle nie miałam w życiu kontaktu, nie miałam nawet kolegów. Trzęsę się i praktycznie płaczę, kiedy muszę wejść, w którym są osoby, które średnio znam (przykład - do współlokatorki, przyszła osoba, z którą pracowałam ponad dwa lata, ale rzadko rozmawiałam, nie wychodzę z pokoju, mimo, że dawno powinnam wyjąć ciasto z piekarnika). Rzuciłam studia, bo nie potrafiłam nikogo poznać. To był najgorszy okres w moim życiu, codziennie ryczałam, nie mogłam spać i nienawidziłam dnia zaraz po wstaniu. Czułam się tak samotna, że musiałam opuszczać wykłady, żeby iść się wypłakać. Często czuję niepokój idąc ulicą albo jedząc coś w obecności innych. Stresują się też dzwoniąc przez telefon w obecności innych i za nic w świecie nie potrafię pisać, gdy ktoś patrzy. Stresuję się i nie mogę skupić myśli. Unikam takich sytuacji kiedy mogę, nie chodzę na imprezy, na których nie znam ludzi, staram się nie brać udziału w wyjazdowych szkoleniach i wyjazdach. Rzuciłam dziennikarstwo, bo strach przed podejściem do obcego człowieka sprawiał, że po każdej takiej sytuacji byłam wyczerpana, a przed nią ryczałam i powtarzałam sobie, że rzucę to
![:Różne - Koopa: :Różne - Koopa:](https://www.phobiasocialis.pl/images/emerald/emotki/flat64/koopa.gif)
Jest mi głupio, jestem tym czasami strasznie zażenowana, ale psychiatra mówił, że to nic takiego i każdy tak czasem miewa i powinnam się przełamywać. Ale mnie trudno to zrobić.
Nie umiem być samotna, ale nigdy nie podejdę do obcego człowieka, żeby się zapoznać. Nigdy. W życiu mi się to nie zdarzyło. Kilka razy w życiu ktoś powiedział mi "podejdź i zagadaj" i za każdym razem wydawało mi się to nierealne, abstrakcyjne.
Z drugiej strony, nie jest tak źle, w wieku 27 lat, kilka miesięcy temu pierwszy raz w życiu poszłam na randkę i od kilku dni jestem w pierwszym w życiu związku. Nie chcę też wyolbrzymiać i wmawiać sobie, że mam coś, czego nie mam. Nie czuję, żeby to wszystko brało się z niskiej samooceny albo lęku przed odrzuceniem, to taki... nie wiem, abstrakcyjny strach.
Czy to fobia? Czy tylko duża nieśmiałość?