03 Paź 2015, Sob 15:28, PID: 477186
Cytat:Macie tak, że na początku znajomości wszystko idzie gładko, jakieś rozmowy o duperelach, pełno smiechu a potem nagle jak mija któreś spotkanie, ten przeklęty natrętny fobik włącza we łbie alarm, ze "on/ona mnie zna za dobrze, teraz wyjdzie jakim jestem nieudacznikiem" i wtedy zamykam sie w sobie, potrafię milczeć i unikać kontaktu wzrokowego, druga osoba sie męczy próbuje, ale w końcu daje spokój i tym samym znajomość umiera śmiercią naturalną Smutny
Albo w druga strone; nie moge sie powstrzymać przed przekraczaniem pewnych granic wobec obcych mi właściwie osób, zadaję z nienacka osobiste pytania albo przykładowo walę komplementem. Sekundę po tym juz czuję ze zrobiłam źle, ale jest za późno. Potem oczywiscie następuje etap fobika, bo sobie wyobrażam, co ten ktoś sobie o mnie mysli, a k^*^*wa przeciez tego nie wiem. Boże, skąd to wieczne wieszanie na sobie psów? Jestem tym bardzo zmęczona.
Ja mam podobnie. Zwykle wszystko jest w porządku, dopóki nie jest za blisko i zaczynam czuć, że ktoś liczyłby na coś więcej z mojej strony albo że mi ktoś zaczyna się podobać. Wtedy spinam się, zaczynam być niedostępny, bo wtedy czuję się facetem, a nie chcę być znowu małym chłopczykiem, którego znowu ktoś odtrąci.