10 Lip 2009, Pią 13:24, PID: 162847
Moje wyniki wahają się między 89 - 92, w tym więcej punktów dostaję za strach, mniej za unikanie.
Ale coś za coś. Ja sytuacji lękotwórczych świadomie staram się nie unikać, ale to popłacam ciągle zwiększającą się kolekcją przykrych wspomnień, traum i batów.
Mogłabym dokładnie to samo powiedzieć o sobie. Rozmowa z przypadkowymi ludźmi jest raczej mało stresująca, jeżlei w ogóle. I to mi się wydaje logiczne - bo cóż w moim życiu miałoby się zmienić nawet jeżeli taki pan kierowca pomyśli, że jestem głupia/brzydka/chamska/ <wpisz jeszcze jakąkolwiek cechę negatywną>. Znaczy się, sama myśl o tym, że tak myśli, jest nieprzyjemna, ale jest spore prawdopodobieństwo, że go nigdy już nie spotkam.
Druga rzecz to właśnie ten strach przed znajomymi, który właśnie u mnie występuje. Spotykając jakichś ludzi na imprezie po raz pierwszy gadam z nimi bardziej swobodnie, niż później, kiedy zdążymy się już poznać lepiej. W momencie, kiedy w grupie tworzą się jakieś relacje międzyosobowe, ja zaczynam podejrzewać jakiś spisek, czuję powszechną antypaię do siebie ze strony innych i ogólnie daje pole do popisu własnej paranoi. Ciągle powtarzam ten sam błędny schemat zachowania, i nie potrafię się z niego wyzwolić - może dlatego, że nie znam innego. To niby banalne, ale potrafi uprzykrzyć życie. Poza tym (tu chyba winna jest moja niska samoocena) mam skłonność do idealizowania ludzi, którzy mi się podobają, albo wydają mi się pod jakimś względem wyjąkowi, chryzmatyczni. Z jednej strony zabiegam o kontakty z nimi, a z drugiej - boje się ich. Boje się coś s+ć, coś powiedzieć nie tak i wtedy czar pryska ops: Przecież nie jestem od nich gorsza, mogłabym się świetnie czuć w ich towarzystwie... gdyby nie moje problemy wewnętrzne. No ale uważam, że poprawienie tego to tylko kwestia czasu. A powiedzcie mi, czy wam te przeżycia, o których piszę, są jakoś bliskie / wydają się zrozumiałe? Nie wątpie w waszą inteligencję, w tym emocjonalną, ale każdy inaczej myśli. Nie każdy mógłby nawet częściowo zastosować do siebie powyższy opis.
Ale coś za coś. Ja sytuacji lękotwórczych świadomie staram się nie unikać, ale to popłacam ciągle zwiększającą się kolekcją przykrych wspomnień, traum i batów.
waniliowa napisał(a):nic nieznaczace dla mnie rozmowy np. w sklepie z ekspedientka, z kierowca w autobusie nie sprawia mi problemu. Gorzej jest z rowiesnikami, z ludzmi na ktorych mi zalezy. Z przemowieniami do wiekszej grupy, kiedy uwaga koncentruje sie tylko na mnie. Wogole moim najwiekszym problemem jest chyba to, ze unikam ludzi, szczegolnie pustych rozmow. Nie lubie jak ktos mnie ocenia. boje sie oceny innych.
Mogłabym dokładnie to samo powiedzieć o sobie. Rozmowa z przypadkowymi ludźmi jest raczej mało stresująca, jeżlei w ogóle. I to mi się wydaje logiczne - bo cóż w moim życiu miałoby się zmienić nawet jeżeli taki pan kierowca pomyśli, że jestem głupia/brzydka/chamska/ <wpisz jeszcze jakąkolwiek cechę negatywną>. Znaczy się, sama myśl o tym, że tak myśli, jest nieprzyjemna, ale jest spore prawdopodobieństwo, że go nigdy już nie spotkam.
Druga rzecz to właśnie ten strach przed znajomymi, który właśnie u mnie występuje. Spotykając jakichś ludzi na imprezie po raz pierwszy gadam z nimi bardziej swobodnie, niż później, kiedy zdążymy się już poznać lepiej. W momencie, kiedy w grupie tworzą się jakieś relacje międzyosobowe, ja zaczynam podejrzewać jakiś spisek, czuję powszechną antypaię do siebie ze strony innych i ogólnie daje pole do popisu własnej paranoi. Ciągle powtarzam ten sam błędny schemat zachowania, i nie potrafię się z niego wyzwolić - może dlatego, że nie znam innego. To niby banalne, ale potrafi uprzykrzyć życie. Poza tym (tu chyba winna jest moja niska samoocena) mam skłonność do idealizowania ludzi, którzy mi się podobają, albo wydają mi się pod jakimś względem wyjąkowi, chryzmatyczni. Z jednej strony zabiegam o kontakty z nimi, a z drugiej - boje się ich. Boje się coś s+ć, coś powiedzieć nie tak i wtedy czar pryska ops: Przecież nie jestem od nich gorsza, mogłabym się świetnie czuć w ich towarzystwie... gdyby nie moje problemy wewnętrzne. No ale uważam, że poprawienie tego to tylko kwestia czasu. A powiedzcie mi, czy wam te przeżycia, o których piszę, są jakoś bliskie / wydają się zrozumiałe? Nie wątpie w waszą inteligencję, w tym emocjonalną, ale każdy inaczej myśli. Nie każdy mógłby nawet częściowo zastosować do siebie powyższy opis.