23 Cze 2010, Śro 11:59, PID: 211682
Dziękuję, że chciało ci się przeczytać to co wcześniej napisałam.... Czuję się przez wszystkich w rodzinie bardzo kochana... Mam bardzo dobre relacje zarówno z rodzeństwem jak i z rodzicami... Często mnie pocieszają, wspierają, dużo ze sobą rozmawiamy... kiedy widzą, że mam problem z którym nie potrafię sobie poradzić, starają sie mi pomóc, ale to najczęściej skutkuje tylko na chwilę... Następnego dnia znowu jest to samo.... Gdy przełamię sie, postanowię, że będę wychodzić do ludzi, wystarczy tylko jedno dziwne spojrzenie, a ja znowu popadam w kompleksy.. Chciałam też delikatnie sprostować to co wcześniej napisałam...bo teraz jak to czytam to wychodzi na to, że cały czas chodzę przygnębiona... ja bardziej skrywam to w sobie... staram się nie okazywać innym że coś jest nie tak, co czuję... staram się uśmiechać, żartować ze swojej tuszy, ale jest to bardziej taka maska... np w szkole wśród rówieśników, gdy byłam zmuszona przebywać z osobami wiodącymi zupełnie inny tryb życia, często kłamałam że jestem zajęta, aby nigdzie z nimi nie wychodzić... Często nie potrafię powiedzieć otwarcie, że nie chcę z nimi iść... ciągle kogoś udaję i czasami wydaje mi się, że już się w tym pogubiłam...
Teraz nie mogę podejść do chłopaka bo się wstydzę, boję wyśmiania, odtrącenia z jego strony, mam mnóstwo kompleksów... Myślę że najpierw muszę zaakceptować siebie taką jaka jestem... przestać się przejmować tym co inni powiedzą... Na tą chwilę jest to dla mnie bardzo trudne...
Ostatnio nawet myślałam, że problem może wziął się od tego, że ciągle się przejmuję tym co inni powiedzą, czy inni mnie zaakceptują, jak mnie ocenią, czy innym się spodoba to co lubię robić... itd... czytając różne wypowiedzi użytkowników na tym forum wydaje mi sie, ze to się bierze z nieuzasadnionego lęku... nie wiem czy dobrze myśle, ale na pewno przyczyna nie leży u mnie w rodzinie.... czytając ostatnio wiele artykułów na różne tematy doszłam do wniosku, że powinnam być szczęśliwa, bo mam osoby które mnie kochają, mam ciepły dom, wszyscy są w miarę zdrowi... Moje problemy są niczym w porównaniu z problemami innych... Jednak łatwo powiedzieć, a gorzej wprowadzić w życie....
Od czego więc najlepiej zacząć, aby podbudować samego siebie?
Teraz nie mogę podejść do chłopaka bo się wstydzę, boję wyśmiania, odtrącenia z jego strony, mam mnóstwo kompleksów... Myślę że najpierw muszę zaakceptować siebie taką jaka jestem... przestać się przejmować tym co inni powiedzą... Na tą chwilę jest to dla mnie bardzo trudne...
Ostatnio nawet myślałam, że problem może wziął się od tego, że ciągle się przejmuję tym co inni powiedzą, czy inni mnie zaakceptują, jak mnie ocenią, czy innym się spodoba to co lubię robić... itd... czytając różne wypowiedzi użytkowników na tym forum wydaje mi sie, ze to się bierze z nieuzasadnionego lęku... nie wiem czy dobrze myśle, ale na pewno przyczyna nie leży u mnie w rodzinie.... czytając ostatnio wiele artykułów na różne tematy doszłam do wniosku, że powinnam być szczęśliwa, bo mam osoby które mnie kochają, mam ciepły dom, wszyscy są w miarę zdrowi... Moje problemy są niczym w porównaniu z problemami innych... Jednak łatwo powiedzieć, a gorzej wprowadzić w życie....
Od czego więc najlepiej zacząć, aby podbudować samego siebie?