04 Lip 2010, Nie 15:08, PID: 213386
hero napisał(a):krys840 szacunek za to, co napisales 100 % prawdy.Dzięki, przepraszam za błędy.
sensual napisał(a):wolalbym byc kaleką ale miec ambicje i checi do zycia (...)A może dla co poniektórych z nas nie ma miejsca pośród standardowych ról społecznych? Może jałowa pustka emocjonalna, która rodzi się w nas, a która raczej dotyczy każdego człowieka dziś, to jakby wegetatywny stan fizyczny adekwatny do skutków życia w dzisiejszym trybie życia czy może raczej do prób dostosowania się do życia za murem, którym się jednocześnie odgradzamy od innych? Nie wiem, czy wy koniecznie tak macie, ale ja generalnie radykalnie się odciąłem, na miarę obłędu, bo uznano mnie za chorego. Uciekam poniekąd od życia; próbuję je ogarnąć, analizuję realia bytowe i jakby integruję się z ludźmi i pierwotnymi żywiołami i wszechświatem, ale będąc w prawie żadnym stopniu nie usposobiony do życia we wspólnocie na bieżacych zasadach. Jakby same te poszukiwania były wyczerpujące i walka na pozór z chorobą czy fobią mnie pochłaniała. Skoro się wyizolowałem i idealizuję teraz wspólnotę, to jestem blisko wszystkich i wszystkiego, ale nie mogę jednak się zaangażować w plan społeczny. Jakbym zaczął go krytycznie oceniać i uznałem, że nie pasuje do świata przez wzgląd na niewystarczające przesłanki do uzyskania stabilności wewnętrznej no co dzień. Żeby znaleźć alternatywę chyba muszę najpierw wiedzieć, co powiedzieć o tym, co mnie odstręcza od standadowych ról. Banalna sprawa. Jeśli setki godzin poświęcam na analizy i roztrząsanie sytuacji, w których się znalazłem, to jakbym przyglądął się najpierwotniejszym mechanizmom i żywiołom, które mogą mi powiedzieć, co jest powodem takiego stanu rzeczy.
Uważam, że nie jestem tylko buntownikiem czy ofiarą losu na miarę tych, których jest wielu, ale że to coś więcej. Mianowicie wychodzę z założenia - odnośnie wątku - że jestem jakby niepełnosprawny choć mam zdrowe ręce i nogi. Jestem ograniczony, bo istnieją przesłanki ku temu, że te ograniczenia zaowocują, tzn., odnoszę silne wrażenie, najczęściej mnie porywa z tego powodu, że każdy człowiek, choćby zdrowy, powinien zachowywać się adekwatnie do moich własnych mimowolnych szaleńczych wewnętrznych ekspedycji. Musi być przjęty jakby do głębi kondycją moralno - obyczajową, czy po prostu stanem psycho - fizycznym każdego tak, że to silne poruszenie każdego człowieka popycha dziś do urzeczywistniania planów na niebotyczną skalę. Takich, których my osiągnąć nie możemy. Myślę, że to brnie w stronę poważnego załamania nastrojów poprzez degenerację fizyczną m. in.
Może zastanówcie się, czy tryb życia nas nie rujnuje, czy czasem nie jest tak, że jedno wydarzenie szczytowe w życiu nie oddaje tej prawdy z otoczenia.
Gdyby szukać logiki w moim na pozór bezczynnym trwaniu, to tak się ona maluje. Nie wiem, na ile to dotyczy was, ale mi los zgotował takie sytuacje mimowolnie, że nie śmiem już wątpić w "chore sny".
Prościej: myślę, że wspóczesny człowiek staje się jakby kaleką, tzn., nie dostosował on systemowych ram do tego, by móc bez drastycznych skutków je pełnić. A skutki przeciążania się wychodzą w długoterminowym kontekście, więc jeśli macie okazję "pobujać" o tym, to może to jedyna okazja, by się o tym przekonać, zanim ockniecie się w "niebycie".