21 Lip 2010, Śro 21:40, PID: 215531
soulja napisał(a):Dobrze ze dodałaś ze we własnym poczuciudodałam trochę asekuracyjnie wszak zasada jest wszystkim tu obecnym znana i banalnie prosta: tak się prezentujemy jak Się czujemy.
Cytat:To przecież nie musi być najlepsze na świecie. Na prawdę nie wiele trzeba żeby kobieta podobała się facetom. Wystarczy trochę się do tego przyłożyć. Dobry makijaż , dobry fryzjer, dobrze się ubrać.Jeżeli chodzi o figurę to wystarczy aby była w normie.Czyli nie za grubo nie za chudo a takie coś nie jest ciężko osiągnąć. A to ze cycuszki , nogi czy pupa są dalekie od ideału to wcale nie oznacza ze nie będą kręcić facetaa ja odważę się powiedzieć: jest najlepsze na świecie dla tego, kogo posiadaczka ww pupy, cycuszków itd jest piękna.
W 90% kobiet można naprawdę zrobić cudowną odmianę
Kolejna zasada: dla każdego X istnieje taki Y, który mu "pachnie" najlepiej
Cytat:W przypadku facetów to już nie takie łatwebla bla bla
facet też posiada atrybuty na jakie kobieta reaguje 8)
Cytat:tu dotykasz sprawy o jakiej chciałam napisać...ale nie wiedziałam jak.Cytat:-jak nie zamykać się (na facetów/ludzi-w-ogóle) jeśli jedyne czego się spodziewa to odrzucenie(->zranienie->ból)?
-jak "dać się poznać" kiedy całe życie robi się wszystko by siebie ukryć/zasłonić a w rezultacie trudno określić gdzie jest JA a gdzie maska/pancerz?
To kwestia psychiki i nad tym trzeba pracować. Tutaj nie wiele poradzę.
Na koniec dodam tylko Zoe ,że jeżeli chodzi o twoje ciało to nie masz się czego wstydzić , widziałem twoje zdjęcia
ops:
W tej chwili jest inaczej niż było w ostatnich latach, kiedy to lato było dla mnie udręką bo bałam się pokazać choćby odrobinę dekoldu, nie odkrywałam ramion i zwyczajnie męczyłam się w strojach zapiętych pod szyję.
Kiedyś tak nie było...kiedyś, tzn ok 10 lat temu.
Jest to o tyle ważne, ze wtedy czułam się atrakcyjna, ale też chciałam być taka przede wszystkim dla swojego pana.
Mój wygląd bardzo się zmieniał na przestrzeni tych kilku lat gdy byliśmy razem-zawsze jednak ów mężczyzna zachwycał się tymi zmianami.
Czułam się kochana, akceptowana-bez względu na to jak się prezentuję.
Później wiele się działo....a wydarzenia jakie miały miejsce sprawiły, ze teraz tu -z Wami- jestem.
Wyalienowałam się kompletnie ...długo by pisać...ale chyba wolę skupić się na tym co teraz.
Otóż będąc w szpitalu poznałam ludzi podobnych do mnie.Byłam z nimi 24h na dobę. Przezywałam trudne i intymne/wstydliwe momenty. Nadal stałam na uboczu ale nie byłam już aż tak wyobcowana.
Bardzo powoli nabierałam pewności siebie.
Do szpitala trafiłam będąc "dzieckiem", które nie chce stać się kobietą. Wyszłam wprawdzie pełna obaw, ale już jako kobieta świadoma swoich atutów.
Nie mam jeszcze tej pewności siebie co kiedyś, staram się ją jednak zdobywać...w bardzo proty sposób.
To jest trochę perpetum mobile, bo kiedy przełamałam się by założyć bluzkę bez ramion (to naprawdę było rzadkością), ktoś mnie skomplementował...
Później wyostrzyłam swoją uwagę na reakcje płci przeciwnej->pokazałam więcej. Tak, wstydziłam się, ale przełamałam ten wstyd. Potraktowałam to zadaniowo-jak eksperyment na sobie.
I znowu okazało się to strzałem w 10...zdobyłam "dowody"[Obrazek: 0blush2.gif]-> facet jaki mi się podobał wiele lat temu, ale od którego odkręcałam głowę,bo wydawał mi się poza moim zasięgiem (no bo "z czym do ludzi") mało się nie przewrócił gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Niby nic-ale ten moment uświadomił mi, że przecież niczego mi nie brakuje...że mogę się podobać(sprawdziłam->nie gapił się dlatego, że coś mi się przykleiło do twarzy) Nawet "takiemu" facetowi...
I czuję się z tym...dziwnie...więc nadal sprawdzam, czy i jak "działam" na ludzi. Efekty są zadziwiające, ale najważniejsze jest to, że dodają mi coraz większej pewności siebie (pisząc to czuję się trochę zażenowana...no ale chcę być szczera wobec Was). Wiem, że leki też robią swoje...(cd->)