26 Lut 2011, Sob 20:58, PID: 241595
frezja napisał(a):Obawiam się ostnica, że właśnie przez takie argumenty jakie podajesz, ludzie siedzą latami na terapiach, bo sami się w sobie zaplątali.
Z mojej perspektywy, to co piszesz, wynika ze zmanipulowania umysłu technikami które w gruncie rzeczy nie działają.
Sugerujesz że społeczeństwo jest tolerancyjne - ale jeśli chłopak miałby problemy a nie był super pozytywny to by wiezsali na nim psy - a to dla mnie nie jest społeczeństwo tolerancyjne. Zresztą ono NIE JEST toleracyjne, a zwłaszcza polskie.
Obawiam się też że zmuszanie się do akceptacji czegoś jest niemożliwe i że to tylko więzi ludzi dalej. Co jest prawdziwe - to odkryć prawdziwe emocje w sobie i powiedzieć im tak - właśnie tym emocjom przede wszystkim.
Droga którą wskazujesz to hołdowanie konformizmowi i przystosowania, do świata który jest chory aż do bólu, że takie przypadłości jak FS, borderline, depresje, powstają.
Myślę że to raczej mowa o buncie przeciwko temu - co jest przeciwko nam. Bunt w tym rozumieniu to raczej stanięcie po stronie prawdy, przede wszystkim po swojej stronie, a co inni na to powiedzą to już mniejsza z tym. Sama nie jestem konformistką i jest mi z tym lepiej, bo moje ja jest prawdziwe i się cieszy, bo nie muszę się zakłamywać w niczym. Nie chcę być pod dyktando dzisiejszej mody i wymogów marketingowych lub pod dyktando psychologów którzy szkolili się na freudzize i którzy hołdują idei że farmacja pomaga. Ehh a wszyzstko sprowadza się tylko do tego, czy dane podejście działa i czy ma na celu prawdziwą wolność osobistą.
Ale to wybór każdego z nas. Należy tu pamiętać że nasze realia i społeczeństwo, przez media, politykę, naukę, medycynę, rozrywkę, stwarzane są dla czyjejś korzyści a nie dla obopulnego dobra.
A, im dłużej żyję tym bardziej widzę, że większość akurat nie ma racji.
i o zdrowych zmysłach jest ten, kto szuka prawdy na własną rękę i nie da się omamić sile tłumu, który idzie ślepo za zawieszoną marchewką i sam sobie przyklaskuje
Rozumiem Cię, bo mam/miałam identycznie jak Ty. Tylko że całe życie się buntuję i nie widzę pozytywnych efektów.
Chciałam się podzielić tym, co sama wyniosłam z terapii i lektur, i co wg mnie prowadzi do przekonania, że możemy zmienić swoje położenie. Siebie. Akceptacja = zdrowa olewka/dystans/odpuszczenie sobie = przyzwolenie wewnętrzne (= inne określenie) - wobec tego, czego nie jestem w stanie kontrolować, na co nie mam wpływu. To nie więzi, to daje wolność.
Mądra teoria, praktycznie bardzo powoli wdrażam. Stojąc w kolejce na poczcie słucham muzyki przez słuchawki zamiast z resztą czekających psioczyć na monopol Poczty Polskiej. Dobrze jest szukać prawdy, mam swoją, jeśli ktoś w mojej wiosce będzie chciał spalić stodołę pełną Żydów, to mu na to nie pozwolę... działam w stowarzyszeniu walczącym z dyskryminacją mniejszości. Nie wiem, gdzie w takiej postawie konformizm? Robię to, co mogę, resztę odpuszczam. Robię coś, żeby trochę mniej siedzieć i marudzić. To jest moja wolność osobista.
Chore społeczeństwo? Pewnie, zdrowe nie jest. Ale bywają jeszcze mniej udane. A z tym, co jest, co mam zrobić? Mam wszystkich powybijać czy cudownym sposobem uzdrowić? Czy pomstować? Oj zdarza się. Ale nie skupiam się tak na negatywach, jak dawniej, bo to paraliżuje. A chodzi o to, żeby żyć po swojemu, odpowiedzialnie, ponosząc konsekwencje swoich wyborów, i innym pozwolić na to samo. Zająć się wreszcie swoimi sprawami, zamiast przesiadywać tyle na forum Oj za dużo przesiaduję:] Dobra, to idę się zająć) I kończę swój udział w tym przydługim offie.