03 Mar 2011, Czw 14:21, PID: 242168
Mary Jane napisał(a):Przy fobii najciężej było mi się nauczyć słuchać normalnie drugiej osoby i nie skupiać się na swoich jakichś odczuciach. Trudno jest reagować na to, co ktoś mówi, jak się nie słucha. No i przełamać się i brać aktywny udział w rozmowie, nawet gdy się głos łamie, jest zniekształcony itd. Czasem brakuje tchu, mówię sobie, że zaraz przejdzie i przechodzi.
Dokładnie... Najgorsza podczas rozmowy jest ta pustka w głowie (wynikająca także z negatywnych emocji). I samonakręcająca się spirala niepewności, bezsilności, frustracji. Często zdarza mi się (jeśli już rozmawiam), że mam coś do powiedzenia, a to ta druga strona przejawia większą aktywność, wciąż o czymś opowiadając. Wtedy praktycznie nie mam szansy dojść do głosu, bo ja nie potrafię się tak wciąć, uchwycić coś z tej wypowiedzi, szybko zareagować i nawiązać do czegoś, zanim się to "nie przedawni". Nie potrafię tak zwyczajnie dyskutować. Ja potrzebuję chwili ciszy i skupionej na mnie uwagi osoby, do której się zwracam (bardzo boję się sytuacji, w których o tą uwagę trzeba zawalczyć). Żebym miał chwilę na to, by wziąć głęboki oddech, rozpocząć swoją wypowiedź (dokładnie wcześniej przemyślaną, rzadziej spontaniczną), używając zwolnionej terapeutycznej mowy, bo inaczej się zająknę. I niech nikt ani nic nie ośmiela mi się przerywać wtedy, kiedy mówię, bo to zaburzy mi wypowiedź, tok myślenia, urazi moją dumę i godność osobistą. Ktoś może uznać moją postawę za egoistyczną, ale IMO jest ona bardziej "fobiczna". Ja tak po prostu mam. A w wyżej wymienionej sytuacji jestem nastawiony wyłącznie na odbiór (czasem udaje mi się skupić na tym, co ktoś mówi, czasem nie), a jednocześnie rośnie we mnie frustracja, że w danej rozmowie nie potrafię zaistnieć. Czuję się gorszy z powodu, że ta druga osoba ma w danym momencie więcej do powiedzenia i to mówi, a ja daję się w ten sposób "wykorzystywać" i nie potrafię skupić uwagi tej osoby na samym sobie i na ważnych dla mnie kwestiach. Ale to głupie...