19 Mar 2011, Sob 21:02, PID: 244483
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Mar 2011, Śro 20:04 przez Archetyp.)
Kiedy czytam Wasze posty przypomina mi się, co przeżywałam przez półtora roku po ukończeniu studiów. Wysyłałam CV hurtem, dzwoniłam, gdzie się dało, szukałam pracy dużo poniżej swoich kwalifikacji i... nic, jedynie jakieś masakryczne staże z UP na których czułam się jak kosmita z bardzo odległej planety. Myślałam, że wszystkiemu winna moja fobia społeczna, że nic już nie uda mi się zrobić, że do końca życia będę siedzieć w domu na utrzymaniu rodziców i już całkiem oszaleje. Moje ostatnie, aż dwie przyjaciółki też mnie totalnie olały, bo po co komu taki użalający się nad sobą nieudacznik. Słowem, sytuacja bez wyjścia. Jednak po miesiącach depresji, w końcu stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść i coś zrobić. Spakowałam, więc manatki, przeprowadziłam się do miejscowości pod Warszawą i w ciągu niecałych dwóch miesięcy znalazłam pracę.
Wiem, że moja niepewność w kontaktach z obcymi na pewno przyczyniła się do tego, że przez tak długi okres czasu nie mogłam znaleźć pracy, ale myślę, że trzeba ciągle próbować i nie skupiać się na swoich zahamowaniach. Może traficie na taką osobę podczas rozmowy kwalifikacyjnej, która sprawi, że nie będziecie czuli obezwładniającego strachu, jedynie lekki, mobilizujący szare komórki stres. Mnie akurat spotkało to szczęście.
Wiem, że moja niepewność w kontaktach z obcymi na pewno przyczyniła się do tego, że przez tak długi okres czasu nie mogłam znaleźć pracy, ale myślę, że trzeba ciągle próbować i nie skupiać się na swoich zahamowaniach. Może traficie na taką osobę podczas rozmowy kwalifikacyjnej, która sprawi, że nie będziecie czuli obezwładniającego strachu, jedynie lekki, mobilizujący szare komórki stres. Mnie akurat spotkało to szczęście.