27 Sty 2012, Pią 0:03, PID: 290505
Pamiętam jak za dzieciaka odwiedzałem pobliskiego fryzjera, zawsze trafiałem na ładne, delikatne panie no ale dobra passa się skończyła i trafiłem chyba na "bossa" fryzjerów takiego "ojca chrzestnego". Nigdy nie zapomnę tej tortury jak gruby, ciężko sapiący, śmierdzący alkoholem, zarośnięty facet mnie strzygł. To była masakra, wiecie jak fryzjerzy czasami łapią pukiel włosów między palce żeby je podciąć, on za każdym razem tym sposobem ręcznie usuwał mi kilka sztuk, po prostu je wyrywał tymi swoimi grubiastymi paluchami. To był koszmar, chyba dlatego teraz strzygę się sam.