03 Lut 2012, Pią 0:41, PID: 291060
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi!
Rzeczywiście, najlepszym pomysłem jest niewyciąganie żalów i pretensji - kiedy jeszcze mieszkaliśmy w naszym akademickim mieście, relacje z mamą były dobre - zepsuły się dopiero po przyjeździe tutaj, a i to nie od razu. Są dni, kiedy nie zamieniamy ze sobą słowa, a są dni bardzo dobre. Niestety, więcej jest tych dni, w które prawie nie rozmawiamy. Gotujemy oddzielnie, bo w pewnej chwili zaczęło nam przeszkadzać, że tylko my przykładamy się do przygotowywania posiłków... Czasem też bywało, że wracała z pretensjami, że nie robimy obiadu i jak ona wraca, nie ma nic do jedzenia...
Nie mamy zamiaru też mówić o przyjaciołach - bardziej chcemy położyć nacisk na to, że miasto, do którego się przeprowadzamy, daje nam większe możliwości, że dobrze je znamy i dobrze nam się tam żyło. Z perspektywy czasu bardzo się dziwimy, że w ogóle się stamtąd wyprowadziliśmy... Ale, jak widać, było to potrzebne, żeby uświadomić sobie parę rzeczy.
Tym bardziej jest to trudne, że jesteśmy już dorośli, a przy niej ciągle czuję się jak dziecko, które boi się powiedzieć, że decyduje o swoim życiu, bo boi się... Co pomyśli mama właśnie... Kiedy ona była w moim wieku, miała już pracę, dziecko, a także ciężkie doświadczenia po stracie drugiego dziecka. Ja jeszcze nie wiem, czy będę mieć dzieci - to kolejna kwestia, w której się nią nie zgadzam, bo ona by wnuki chciała, a ja nie wiem. Różnimy się w bardzo wielu kwestiach...
Wiem na pewno, że muszę skupić się na sobie - zostanie tutaj byłoby męką dla mnie i męża. A wyjazd 250 km dalej nie onacza końca świata. Może też jej da to do myślenia?
Rzeczywiście, najlepszym pomysłem jest niewyciąganie żalów i pretensji - kiedy jeszcze mieszkaliśmy w naszym akademickim mieście, relacje z mamą były dobre - zepsuły się dopiero po przyjeździe tutaj, a i to nie od razu. Są dni, kiedy nie zamieniamy ze sobą słowa, a są dni bardzo dobre. Niestety, więcej jest tych dni, w które prawie nie rozmawiamy. Gotujemy oddzielnie, bo w pewnej chwili zaczęło nam przeszkadzać, że tylko my przykładamy się do przygotowywania posiłków... Czasem też bywało, że wracała z pretensjami, że nie robimy obiadu i jak ona wraca, nie ma nic do jedzenia...
Nie mamy zamiaru też mówić o przyjaciołach - bardziej chcemy położyć nacisk na to, że miasto, do którego się przeprowadzamy, daje nam większe możliwości, że dobrze je znamy i dobrze nam się tam żyło. Z perspektywy czasu bardzo się dziwimy, że w ogóle się stamtąd wyprowadziliśmy... Ale, jak widać, było to potrzebne, żeby uświadomić sobie parę rzeczy.
Tym bardziej jest to trudne, że jesteśmy już dorośli, a przy niej ciągle czuję się jak dziecko, które boi się powiedzieć, że decyduje o swoim życiu, bo boi się... Co pomyśli mama właśnie... Kiedy ona była w moim wieku, miała już pracę, dziecko, a także ciężkie doświadczenia po stracie drugiego dziecka. Ja jeszcze nie wiem, czy będę mieć dzieci - to kolejna kwestia, w której się nią nie zgadzam, bo ona by wnuki chciała, a ja nie wiem. Różnimy się w bardzo wielu kwestiach...
Wiem na pewno, że muszę skupić się na sobie - zostanie tutaj byłoby męką dla mnie i męża. A wyjazd 250 km dalej nie onacza końca świata. Może też jej da to do myślenia?