22 Cze 2008, Nie 11:38, PID: 29279
Na mnie budzik działa od czasu, kiedy przestał stać na szafce nocnej i znalazł się ładny kawałek od łóżka. Muszę wstać, żeby to paskudztwo wyłączyć. Ale i tak zdarza mi się uciszyć budzik i spać jeszcze ze 4 godziny. A jak wstanę o siódmej to już wiem, że cały dzień będzie do d*py. Przestaję być obrzydliwie śpiąca dopiero około 20., jeśli w ogóle.
Teraz anegdotka: budzę się. Na pewno nie czuję się wyspana. Szukam w sobie siły woli, żeby wstać. O kurczę, wstaję. Która godzina? Patrzę na zegarek (taki oldskulowy, ze wskazówkami). O k^, po siedemnastej! Pobiłam swój rekord, który do tej pory wynosił 14 godzin ciurkiem. Czy w ogóle opłaca mi się wstawać, czy obudzić się dopiero jutro, ale przynajmniej wyspana? No dobra, wychodzę z pokoju. Coś cicho. Za cicho. Rodzice śpią. Czyżby mieli jakiś wyjątkowo męczący dzień w pracy i położyli się tak wcześnie? Patrzę na NORMALNY zegarek: w pół do szóstej rano.
Morał z tego taki, że nowoczesne urządzenia są najlepsze.
Teraz anegdotka: budzę się. Na pewno nie czuję się wyspana. Szukam w sobie siły woli, żeby wstać. O kurczę, wstaję. Która godzina? Patrzę na zegarek (taki oldskulowy, ze wskazówkami). O k^, po siedemnastej! Pobiłam swój rekord, który do tej pory wynosił 14 godzin ciurkiem. Czy w ogóle opłaca mi się wstawać, czy obudzić się dopiero jutro, ale przynajmniej wyspana? No dobra, wychodzę z pokoju. Coś cicho. Za cicho. Rodzice śpią. Czyżby mieli jakiś wyjątkowo męczący dzień w pracy i położyli się tak wcześnie? Patrzę na NORMALNY zegarek: w pół do szóstej rano.
Morał z tego taki, że nowoczesne urządzenia są najlepsze.