26 Mar 2012, Pon 0:26, PID: 296183
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Mar 2012, Pon 0:30 przez niepewna90.)
Witam.
podejrzewam u siebie fobię społeczną, jednak do tej pory nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Może dlatego, że moje skarżenie się na początku było bagatelizowane przez najbliższych, bo przecież "każdy się stresuje, denerwuje. Nie ty jedna". Poza tym od zawsze byłam osobą ambitną i nie dopuszczałam myśli, że coś może mi się nie udać. Sporadyczne porażki, które pojawiły się dopiero w liceum, znosiłam dość kiepsko.
Przełom nastąpił jednak w LO. Moja chora chęć bycia naj doprowadziła minie do ostrej nerówki w szkole. Doszło do tego, że idąc na sprawdziany szłam tak zestresowana, że ręce latały mi jak szalone, nie mogłam normalnie napisać zdania. To była trauma.
Od tamtej pory się zaczęło.
Zaczęłam w każdej sytuacji zwracać uwagę na swoje dłonie i to czy drżą czy nie.
Sama jestem zła na siebie, że tego nie zignorowałam. Ale niestety to było zbyt dużą porażką dla mnie, którą rozpamiętywałam.
Nie chciałam się poddawać (i do tej pory nie chcę, mam nadzieję, że sobie z tym poradzę), więc próbowałam się sprawdzić na lekcjach przed klasą, co skończyło się niestety porażką.
Poszłam na studia wymagające opanowania, bo stwierdziłam, że DAM RADĘ. Początkowo nawet udawało mi się bez trzęsawicy, ale niestety z czasem to wróciło.
Dodatkowo jestem tak przerażona moją ułomnością, że problemem stały się dla mnie: jedzenie w towarzystwie czy picie z filiżanki.
Co mi radzicie?
podejrzewam u siebie fobię społeczną, jednak do tej pory nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Może dlatego, że moje skarżenie się na początku było bagatelizowane przez najbliższych, bo przecież "każdy się stresuje, denerwuje. Nie ty jedna". Poza tym od zawsze byłam osobą ambitną i nie dopuszczałam myśli, że coś może mi się nie udać. Sporadyczne porażki, które pojawiły się dopiero w liceum, znosiłam dość kiepsko.
Przełom nastąpił jednak w LO. Moja chora chęć bycia naj doprowadziła minie do ostrej nerówki w szkole. Doszło do tego, że idąc na sprawdziany szłam tak zestresowana, że ręce latały mi jak szalone, nie mogłam normalnie napisać zdania. To była trauma.
Od tamtej pory się zaczęło.
Zaczęłam w każdej sytuacji zwracać uwagę na swoje dłonie i to czy drżą czy nie.
Sama jestem zła na siebie, że tego nie zignorowałam. Ale niestety to było zbyt dużą porażką dla mnie, którą rozpamiętywałam.
Nie chciałam się poddawać (i do tej pory nie chcę, mam nadzieję, że sobie z tym poradzę), więc próbowałam się sprawdzić na lekcjach przed klasą, co skończyło się niestety porażką.
Poszłam na studia wymagające opanowania, bo stwierdziłam, że DAM RADĘ. Początkowo nawet udawało mi się bez trzęsawicy, ale niestety z czasem to wróciło.
Dodatkowo jestem tak przerażona moją ułomnością, że problemem stały się dla mnie: jedzenie w towarzystwie czy picie z filiżanki.
Co mi radzicie?