31 Mar 2012, Sob 8:45, PID: 296909
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 31 Mar 2012, Sob 8:47 przez uno88.)
Jak ktoś się od wielu miesięcy nurza w depresji to nikt z rodziny ,nie bierze za jego stan odpowiedzialności. Jak ten ktoś się w końcu od*ebje do krainy wiecznych łowów to setki ludzi nagle zaczynają oceniać jego czyn i debatować jaką to wielką krzywdę uczynił swoim najbliższym. Nie każdy musi być chory na "jest chu*owo ,ale żyć trzeba" i są ludzie ,którzy jak mówią: "już więcej tego nie zniosę" to są przy tym śmiertelnie serio i nie traktują tego jak wyświechtanego tekściku. Co do tego jak rzekomo "łatwo" się zabić to ogarnia mnie pusty śmiech jak to słyszę, czy czytam. Co do tchórzostwa to zawsze traktowałem je jako niemożność przezwyciężenia instynktu samozachowawczego ,który karze nam spie*dalać. Tchórzem jest kapitan statku Costa Concordia. Tchórzem jest strażak ,policjant, żołnierz ,który biorąc na siebie świadomie odpowiedzialność ,nagle przegrywa z instynktem samozachowawczym i ucieka lub kuli się ze strachu w bezpiecznym miejscu. Wreszcie za tchórzy uważam wszystkich ,którym samobójstwo nie poszło i wszystkich ,którzy chcą umrzeć ,ale się boją sięgnąć po na prawdę ostateczne środki. Nie uważam za tchórza przechodnia ,który nie wbiega do płonącej kamienicy bo on na siebie świadomej odpowiedzialności nie brał. To nie jego rzecz. Jednak ,gdy zwykły przechodzień naraża swoje życie po to by kogoś uratować to jest to dla mnie odwaga najwyższych lotów. W udanym samobójstwie nie widzę ani tchórzostwa ,ani odwagi. Jedynie pewien hart ducha ,który równie dobrze mógł posłużyć do tego ,aby pójść w zupełnie drugą stronę. Widocznie zabrakło wiary w siebie i nadziei ,bo siła była ,ale źle wykorzystana. Było też bardzo dużo bezradności ,nieświadomości i braku poczucia odpowiedzialności (nie uciekania od odpowiedzialności) za własne życie.
PS: Sześćset sześćdziesiąty szósty post
PS: Sześćset sześćdziesiąty szósty post