19 Cze 2012, Wto 20:20, PID: 305245
Rypnę dablposta.
Szkoda gadać . Ludzie niby nieco buraczani, ale skorzy do pomocy bez krzywienia się. Niektóre czynności względem poprzedniego miejsca pracy były mniej "błędogenne". Nie potrafiłem odzywać się na luźne tematy poza dopytywaniem o swoje zajęcie, choć niektórzy względnie nowi pracownicy już się zgrali, ale owo dopytywanie szło mi bez większych oporów. Było strawnie, choć atmosferę zburzył mi pan kierownik (nie ma jednak wąsów. Ani imienia Zbigniew), którego szczerze zdziwiło moje stwierdzenie, że jest mi tu na razie lepiej niż w X i że jestem pierwszy, który tak sądzi. Dopiero później musiałem przyznać mu rację. Wybitnie słabo znoszę upały, a że napieprzało niewąsko, to zacząłem się rozjeżdżać. Poty wzmogły i tak niemały stres. Swangoz mocniej się irytowałem. Panuje tu taki system, iż płaca jest stała + ew. niewielkie dodatki, przy nieokreślonym czasie pracy. Poprzednio pracowałem (przy analogicznym zajęciu) za ~tyle samo, ale po 8 godzin i cztery dni robocze + normalnie naliczane nadgodziny. Tu będę biegał dni pięć (w tym soboty), przebąkuje się też o dodatkowych niedzielach. Pracuje się, dopóki nie zrobi wszystkiego. Dziś trafiłem na niezły nawał i męczyliśmy się 11 godzin. Woda szybko mi zeszła, zaś przy obcych nie jem. Inni się buntowali, więc może nie jest tak codziennie. Obawiam się, że jeśli nie przepracuję pełnego miesiąca, to nie zobaczę ani złotówki, więc postaram się przeżyć ten tydzień, wybadać przeciętną liczbę godzin (o dolnych granicach milczą, za to chętnie wspominają o dwunastogodzinnych dniach roboczych. Oczywiście bez uczciwych dodatków za nadgodziny) i jeśli zrezygnuję, to szybko. Czuję się jak biały Murzyn. Wyczuli frajera na kilometr. A już myślałem, że wygrałem dzięki wcześniejszemu doświadczeniu.
Jednak nie cierpię tego typu pracy i chyba nie będę więcej szukał takich klimatów. Płaca marna, a ryzyko dodatkowego obrywania za pomyłki spore. Czuję, że jestem już w stanie zadzwonić, a nie tylko liczyć głupio na kontakt mailowy, odrzucając kupę ogłoszeń z numerem telefonu. Może uda mi się znaleźć coś strawniejszego. Doczłapałem się do domu z poczuciem, że beznadziejny ze mnie gracz na rynku pracy.
Kurde, a rodzinka nagle zrobiła się dla mnie taka miła.
Szkoda gadać . Ludzie niby nieco buraczani, ale skorzy do pomocy bez krzywienia się. Niektóre czynności względem poprzedniego miejsca pracy były mniej "błędogenne". Nie potrafiłem odzywać się na luźne tematy poza dopytywaniem o swoje zajęcie, choć niektórzy względnie nowi pracownicy już się zgrali, ale owo dopytywanie szło mi bez większych oporów. Było strawnie, choć atmosferę zburzył mi pan kierownik (nie ma jednak wąsów. Ani imienia Zbigniew), którego szczerze zdziwiło moje stwierdzenie, że jest mi tu na razie lepiej niż w X i że jestem pierwszy, który tak sądzi. Dopiero później musiałem przyznać mu rację. Wybitnie słabo znoszę upały, a że napieprzało niewąsko, to zacząłem się rozjeżdżać. Poty wzmogły i tak niemały stres. Swangoz mocniej się irytowałem. Panuje tu taki system, iż płaca jest stała + ew. niewielkie dodatki, przy nieokreślonym czasie pracy. Poprzednio pracowałem (przy analogicznym zajęciu) za ~tyle samo, ale po 8 godzin i cztery dni robocze + normalnie naliczane nadgodziny. Tu będę biegał dni pięć (w tym soboty), przebąkuje się też o dodatkowych niedzielach. Pracuje się, dopóki nie zrobi wszystkiego. Dziś trafiłem na niezły nawał i męczyliśmy się 11 godzin. Woda szybko mi zeszła, zaś przy obcych nie jem. Inni się buntowali, więc może nie jest tak codziennie. Obawiam się, że jeśli nie przepracuję pełnego miesiąca, to nie zobaczę ani złotówki, więc postaram się przeżyć ten tydzień, wybadać przeciętną liczbę godzin (o dolnych granicach milczą, za to chętnie wspominają o dwunastogodzinnych dniach roboczych. Oczywiście bez uczciwych dodatków za nadgodziny) i jeśli zrezygnuję, to szybko. Czuję się jak biały Murzyn. Wyczuli frajera na kilometr. A już myślałem, że wygrałem dzięki wcześniejszemu doświadczeniu.
Jednak nie cierpię tego typu pracy i chyba nie będę więcej szukał takich klimatów. Płaca marna, a ryzyko dodatkowego obrywania za pomyłki spore. Czuję, że jestem już w stanie zadzwonić, a nie tylko liczyć głupio na kontakt mailowy, odrzucając kupę ogłoszeń z numerem telefonu. Może uda mi się znaleźć coś strawniejszego. Doczłapałem się do domu z poczuciem, że beznadziejny ze mnie gracz na rynku pracy.
Kurde, a rodzinka nagle zrobiła się dla mnie taka miła.