06 Lip 2012, Pią 17:04, PID: 307439
anikk napisał(a):Gdyby rzeczywiście chodziło jedynie o "orty", to może... Jednak w dobie komputerów to najrzadziej występujące błędy. Za to są inne, o wiele bardziej skomplikowane, gdzie nie ma jednej prawidłowej odpowiedzi, a dobra zmiana sprawi, że kilka zdań autora przestaje istnieć, w efekcie przestaje istnieć cały jego tekst. I później tłumaczenia dlaczego tak, brak zgody na zmiany. Po czym trzeba się podpisać nazwiskiem pod jakimś gniotem. A później ktoś będzie czytał i oceniał efekt, nie robi się tego dla siebie. Dla pewnego siebie odludka, któremu wszystko zwisa w sam raz.
Oczywiście pisząc "orty" ,znacznie uprościłam zakres błędów, jakie korektor może poprawić, bo kto się tym zajmuje/ interesuje czy dopiero teraz zacznie, sam się przekonał lub w przyszłości dowie, że nie tylko na tym to polega. Nie zapominajmy, że wydawnictwo może odrzucić książkę, jeśli nie chce jej wydać i myślę, że z tego prawa bardzo często korzysta Ponadto książka jest poddawana kilkukrotnej korekcie, żeby ilość błędów zminimalizować. Co do tych skomplikowanych błędów, nie można autorowi niczego narzucać, a tylko zasugerować ewentualną zmianę, tłumacząc ją oczywiście w jakiś sposób. Od autora zależy, które uwagi wcieli w życie. A z tego, co słyszałam na zajęciach, byłoby to nawet dziwne, gdyby pisarz zaakceptował każdą poprawkę korektora. Jeśli wydawnictwu i autorowi zależy, żeby ksiażka trafiła do księgarń, to myślę, że będą dążyć do kompromisów. No i umówmy się, korektor zawsze stara się ograniczyć ingerencję do koniecznego minimum, bo nie na tym polega ta praca, żeby napisać ksiazkę od nowa. Jeśli już wydawnictwo wydaje tego "gniota", to korektor robi, co musi, czyli stara się, żeby tekst był poprawny. Za treść odpowiada autor.