24 Paź 2012, Śro 11:40, PID: 322232
No właśnie zasnąć, a nie zabić się.
Mnie też męczą takie myśli, szczególnie w dzień przed jakiś stresującym wydarzeniem, zamiast się stresować pomyślę o sznurze, sklecę jakiś plan i mam spokój. Oczywiście prawie nigdy nie dochodzi do niczego groźnego, ale jak już mam plan to czuję się spokojny. Przeważnie na drugi dzień już mi przechodzi bo okazuje się, że wszystko co tak demonizowałem nie było w rzeczywistości, aż tak straszne lub też jakiś cudownym sposobem sytuacja się odmienia.
Pamiętam, że gdy zacząłem pierwszą pracę strasznie się stresowałem, za wszelką cenę chciałem się sprawdzić, a jak pewnie wiecie to pierwszy krok do porażki. Wytrzymałem dwa miesiące, nakręcałem się pozytywnie, czytałem książki o NLP, codziennie po drodze do pracy powtarzałem jak mantrę "jesteś młodym, inteligentnym człowiekiem, wszystko jest dobrze, ludzie cię cenią" i inne takie, w jakiś stopniu to pomagało. Nie wiem na ile sama metoda jest skuteczna, być może bezmyślne powtarzanie czegoś już samo w sobie daje efekt. Jednak przyszedł moment kryzysu, szef przyczepił się do mnie o jakąś bzdurę, prawdopodobnie rutynowo, żebym sobie nie myślał jaki to ja jestem fajny. No i mantry przestały pomagać, każda noc w połowie nieprzespana sprawiała, że gorzej mi się pracowało i to potęgowało jeszcze bardziej napięcie. Pewnej nocy siedziałem już na łóżku z kablem od gitary owiniętym wokół szyi, gotów by go przywiązać do rurki, ale zachciało mi się spać więc zwyczajnie olałem temat. Tak po prostu, stwierdziłem, wytrzymałem dwa miesiące to wytrzymam jeszcze jeden dzień i zasnąłem.
Na drugi dzień dostałem propozycję innej pracy i pracuję do dziś już ponad rok, bywa ciężko ale jest o niebo lepiej niż wtedy. Myśli czasem wracają, ale wiem, że to nie chęć skończenia żywota tylko impuls do zmiany, zakończenia czegoś. Jakoś radzę sobie z nimi raz lepiej, raz gorzej.
Mam nadzieję, że nie wkurzę nikogo swoim długim wywodem bo ekspertem od samobójstw rzeczywiście nie jestem, jedyna technika radzenia sobie jaką znam to czekanie, albo odrzucenie czegoś niewygodnego.
Mnie też męczą takie myśli, szczególnie w dzień przed jakiś stresującym wydarzeniem, zamiast się stresować pomyślę o sznurze, sklecę jakiś plan i mam spokój. Oczywiście prawie nigdy nie dochodzi do niczego groźnego, ale jak już mam plan to czuję się spokojny. Przeważnie na drugi dzień już mi przechodzi bo okazuje się, że wszystko co tak demonizowałem nie było w rzeczywistości, aż tak straszne lub też jakiś cudownym sposobem sytuacja się odmienia.
Pamiętam, że gdy zacząłem pierwszą pracę strasznie się stresowałem, za wszelką cenę chciałem się sprawdzić, a jak pewnie wiecie to pierwszy krok do porażki. Wytrzymałem dwa miesiące, nakręcałem się pozytywnie, czytałem książki o NLP, codziennie po drodze do pracy powtarzałem jak mantrę "jesteś młodym, inteligentnym człowiekiem, wszystko jest dobrze, ludzie cię cenią" i inne takie, w jakiś stopniu to pomagało. Nie wiem na ile sama metoda jest skuteczna, być może bezmyślne powtarzanie czegoś już samo w sobie daje efekt. Jednak przyszedł moment kryzysu, szef przyczepił się do mnie o jakąś bzdurę, prawdopodobnie rutynowo, żebym sobie nie myślał jaki to ja jestem fajny. No i mantry przestały pomagać, każda noc w połowie nieprzespana sprawiała, że gorzej mi się pracowało i to potęgowało jeszcze bardziej napięcie. Pewnej nocy siedziałem już na łóżku z kablem od gitary owiniętym wokół szyi, gotów by go przywiązać do rurki, ale zachciało mi się spać więc zwyczajnie olałem temat. Tak po prostu, stwierdziłem, wytrzymałem dwa miesiące to wytrzymam jeszcze jeden dzień i zasnąłem.
Na drugi dzień dostałem propozycję innej pracy i pracuję do dziś już ponad rok, bywa ciężko ale jest o niebo lepiej niż wtedy. Myśli czasem wracają, ale wiem, że to nie chęć skończenia żywota tylko impuls do zmiany, zakończenia czegoś. Jakoś radzę sobie z nimi raz lepiej, raz gorzej.
Mam nadzieję, że nie wkurzę nikogo swoim długim wywodem bo ekspertem od samobójstw rzeczywiście nie jestem, jedyna technika radzenia sobie jaką znam to czekanie, albo odrzucenie czegoś niewygodnego.