19 Mar 2013, Wto 0:16, PID: 343652
Hej wszystkim.
Postaram się z krótsza przedstawić moją sytuację.
Mój problem wygląda następująco, w wieku 12 lat miałem stany gorączkowe, źle się czułem, bóle głowy, brzucha itp. Wylądowałem w szpitalu, przez 2 tygodnie robili mi przeróżne badania ale było wszystko w normie, przed wypuszczeniem mnie zbadała mnie też Pani psycholog, stwierdziła że to wszystko jest spowodowane "tęsknotom" do matki (która wyjechała z kochankiem kiedy miałem 6 lat za granicę, po wcześniejszym rozwodzie z ojcem, dodam że sytuacja w domu nie była za ciekawa) tak więc sam zdecydowałem że może będzie lepiej jak dołączę do niej za granice. Po przyjeździe nie potrafiłem się zaklimatyzować z nowym otoczeniem i ludźmi tłumacząc to sobie inną mentalnością, różnicą w zainteresowaniach, brakiem wspólnych tematów. Po roku dołączył do nas mój brat, jego codzienne kłótnie z kompanem mojej mamy doprowadziły mnie praktycznie do załamania, chęć odebrania sobie życia, okaleczanie się (w pewny sposób pomagało mi to rozładować całą tą "presje"), brat po 2 latach wrócił do Polski, atmosfera w domu wróciła do normy, jest w miarę spokojnie. Po jakimś czasie poznałem super osobę, zapomniałem o tym wszystkim, zacząłem wychodzić, imprezy, wyjazdy różne dziwne przygody. Przez ten cały czas miałem problem ze znalezieniem wspólnych tematów z ludźmi z "ekipy", tłumaczyłem to sobie że po prostu jestem wstydliwy. Często się zdarzało że siedziałem po prostu cicho nic nie wnosząc do dyskusji( Problemu z językiem nie mam) po prostu nie wiedziałem co mówić, nie lubię strasznie znajdować się w centrum uwagi, a wiem że kiedyś byłem bardzo rozgadanym człowiekiem, potrafiłem gadać bez końca że tak powiem. Teraz tej osoby już niestety nie ma, i nie wiem kiedy wróci, przestałem wychodzić, bo stwierdziłem że ja mam z nimi siedzieć w ciszy, bo nie wiem co mówić, to lepiej będzie jak posiedzę w domu. W szkole jak mam coś czytać lub wypowiadać przed klasą to zaczynam się zacinać, jąkać, nie potrafię się skoncentrować, zaczynam się pocić, głoś mi się tak jakby "trzęsie", często z tej przyczyny dostaje negatywne stopie, a wiem że się wcześniej uczyłem, tak więc nie jest to problem nauczenia się, często przed jakimiś lekcjami, po prostu się trzęsę, w zimę zawsze mogę powiedzieć że mi zimno, ale ostatnio zaczyna się ocieplać i jest to problemem, chociaż nauczyciele nie wywierają na mnie jakiejś olbrzymiej presji, staram się nie przejmować dostawanymi stopniami itp. to nie pomaga. Problem jest w tym że cała klasa myśli że mam problemy z czytaniem i mową bo mnie nie znają, a jak jestem sam na sam to takich problemów nie mam.
W podsumowaniu:
Jak mam coś mówić przed większym gronem to:zaczynam się jąkać, zaczyna mi się "trząść" głoś, robi mi się ciepło, zaczynam się pocić, nie potrafię się skoncentrować, zapominam różnych rzeczy
Dzisiaj powiedziałem mamie że chyba mam nerwice, wyśmiała mnie i powiedziała żebym się wziął za naukę a nie wyczytywał w internecie jakieś objawy. Doszukiwałem się kiedyś przez dłuższy czas jakiś urazów które mogły to spowodować i może po prostu podjąłem zła decyzje wyjazdu za granicę, powrót do Polski chyba teraz nie wchodzi w grę, ciągle się uczę i chciałbym skończyć szkołę. ( Wiem że z takim problemem jak mam teraz miałbym problem ze zdaniem matury, która zbliża się wielkimi krokami)
Więc tak, jak już miałbym się leczyć, do iść od razu do psychiatry, czy wcześniej do psychologa? Jaka nerwica to jest? Lękowa czy natręctw? Czy leczenie się za granicą a nie w Polsce ma sens? Może za długo to zignorowałem, nie opowiadałem o tym nikomu, nie widziałem w tym aż tak dużego problemu, ale zdałem sobie sprawę że moje życie nie powinno tak wyglądać, i czas to zmienić. Próbowałem brać jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie, pić melisę, ale mało pomagało. W dodatku cierpię na straszne bóle pleców, może to też być z winy nerwicy, bo kręgosłup mam w normie, tylko mięśnie mam w ciągłym napięciu, i mi go uciska co za kilka lat może mieć niezłe konsekwencje.
Z innych objawów zauważyłem wypadanie włosów, łuszczenie się skóry twarzy, skóry za uszami, ciągły katar, spękane wargi, bóle kręgosłupa i nieprzyjemny zapach ciała. Do niektórych z nich aż trudno się przyznać, ale wiadomo że z mojej perspektywy to inaczej wygląda. Może gdyby to była fobia społeczna to zależała by od nerwicy, czy to jest możliwe? Tak więc może stawiam na niedobór omega 3 i niedoczynność tarczycy chociaż nie jestem do końca przekonany. Zmiana diety w sumie nie wiem czy wchodzi w grę, bo sam nie mieszkam, nie utrzymuje się, i nie mi wybierać co rodzinka kupi do jedzenia, do zdrowej żywności próbowałem ich przekonać bo w zamrażalniku pełno zamrażanych paczek warzyw (które mi nawet nie smakują) ale zawsze coś mają na wytłumaczenie, w tym przypadku jest to "brak czasu" na przygotowanie obiadu, a aż tak napiętego harmonogramu życia nie mają...Ostatnio zauważyłem nawet że jak sytuacja mnie bardzo stresuje to zaczyna mnie wszystko swędzieć co robi się nie do opanowania.
Pisałem też na forum o nerwicy, napisali że to może właśnie fobia społeczna tak więc pisze tutaj z zapytaniem.
Dodam też że przez ostatni rok czasu, gdzie większość tych symptomów zanikła, paliłem trawke codziennie w kolosalnych ilościach, ostatnio się ograniczam i wszystko zaczyna wracać, palenie rozwiązaniem problemu nie jest tak więc szukam innego sposobu.
Postaram się z krótsza przedstawić moją sytuację.
Mój problem wygląda następująco, w wieku 12 lat miałem stany gorączkowe, źle się czułem, bóle głowy, brzucha itp. Wylądowałem w szpitalu, przez 2 tygodnie robili mi przeróżne badania ale było wszystko w normie, przed wypuszczeniem mnie zbadała mnie też Pani psycholog, stwierdziła że to wszystko jest spowodowane "tęsknotom" do matki (która wyjechała z kochankiem kiedy miałem 6 lat za granicę, po wcześniejszym rozwodzie z ojcem, dodam że sytuacja w domu nie była za ciekawa) tak więc sam zdecydowałem że może będzie lepiej jak dołączę do niej za granice. Po przyjeździe nie potrafiłem się zaklimatyzować z nowym otoczeniem i ludźmi tłumacząc to sobie inną mentalnością, różnicą w zainteresowaniach, brakiem wspólnych tematów. Po roku dołączył do nas mój brat, jego codzienne kłótnie z kompanem mojej mamy doprowadziły mnie praktycznie do załamania, chęć odebrania sobie życia, okaleczanie się (w pewny sposób pomagało mi to rozładować całą tą "presje"), brat po 2 latach wrócił do Polski, atmosfera w domu wróciła do normy, jest w miarę spokojnie. Po jakimś czasie poznałem super osobę, zapomniałem o tym wszystkim, zacząłem wychodzić, imprezy, wyjazdy różne dziwne przygody. Przez ten cały czas miałem problem ze znalezieniem wspólnych tematów z ludźmi z "ekipy", tłumaczyłem to sobie że po prostu jestem wstydliwy. Często się zdarzało że siedziałem po prostu cicho nic nie wnosząc do dyskusji( Problemu z językiem nie mam) po prostu nie wiedziałem co mówić, nie lubię strasznie znajdować się w centrum uwagi, a wiem że kiedyś byłem bardzo rozgadanym człowiekiem, potrafiłem gadać bez końca że tak powiem. Teraz tej osoby już niestety nie ma, i nie wiem kiedy wróci, przestałem wychodzić, bo stwierdziłem że ja mam z nimi siedzieć w ciszy, bo nie wiem co mówić, to lepiej będzie jak posiedzę w domu. W szkole jak mam coś czytać lub wypowiadać przed klasą to zaczynam się zacinać, jąkać, nie potrafię się skoncentrować, zaczynam się pocić, głoś mi się tak jakby "trzęsie", często z tej przyczyny dostaje negatywne stopie, a wiem że się wcześniej uczyłem, tak więc nie jest to problem nauczenia się, często przed jakimiś lekcjami, po prostu się trzęsę, w zimę zawsze mogę powiedzieć że mi zimno, ale ostatnio zaczyna się ocieplać i jest to problemem, chociaż nauczyciele nie wywierają na mnie jakiejś olbrzymiej presji, staram się nie przejmować dostawanymi stopniami itp. to nie pomaga. Problem jest w tym że cała klasa myśli że mam problemy z czytaniem i mową bo mnie nie znają, a jak jestem sam na sam to takich problemów nie mam.
W podsumowaniu:
Jak mam coś mówić przed większym gronem to:zaczynam się jąkać, zaczyna mi się "trząść" głoś, robi mi się ciepło, zaczynam się pocić, nie potrafię się skoncentrować, zapominam różnych rzeczy
Dzisiaj powiedziałem mamie że chyba mam nerwice, wyśmiała mnie i powiedziała żebym się wziął za naukę a nie wyczytywał w internecie jakieś objawy. Doszukiwałem się kiedyś przez dłuższy czas jakiś urazów które mogły to spowodować i może po prostu podjąłem zła decyzje wyjazdu za granicę, powrót do Polski chyba teraz nie wchodzi w grę, ciągle się uczę i chciałbym skończyć szkołę. ( Wiem że z takim problemem jak mam teraz miałbym problem ze zdaniem matury, która zbliża się wielkimi krokami)
Więc tak, jak już miałbym się leczyć, do iść od razu do psychiatry, czy wcześniej do psychologa? Jaka nerwica to jest? Lękowa czy natręctw? Czy leczenie się za granicą a nie w Polsce ma sens? Może za długo to zignorowałem, nie opowiadałem o tym nikomu, nie widziałem w tym aż tak dużego problemu, ale zdałem sobie sprawę że moje życie nie powinno tak wyglądać, i czas to zmienić. Próbowałem brać jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie, pić melisę, ale mało pomagało. W dodatku cierpię na straszne bóle pleców, może to też być z winy nerwicy, bo kręgosłup mam w normie, tylko mięśnie mam w ciągłym napięciu, i mi go uciska co za kilka lat może mieć niezłe konsekwencje.
Z innych objawów zauważyłem wypadanie włosów, łuszczenie się skóry twarzy, skóry za uszami, ciągły katar, spękane wargi, bóle kręgosłupa i nieprzyjemny zapach ciała. Do niektórych z nich aż trudno się przyznać, ale wiadomo że z mojej perspektywy to inaczej wygląda. Może gdyby to była fobia społeczna to zależała by od nerwicy, czy to jest możliwe? Tak więc może stawiam na niedobór omega 3 i niedoczynność tarczycy chociaż nie jestem do końca przekonany. Zmiana diety w sumie nie wiem czy wchodzi w grę, bo sam nie mieszkam, nie utrzymuje się, i nie mi wybierać co rodzinka kupi do jedzenia, do zdrowej żywności próbowałem ich przekonać bo w zamrażalniku pełno zamrażanych paczek warzyw (które mi nawet nie smakują) ale zawsze coś mają na wytłumaczenie, w tym przypadku jest to "brak czasu" na przygotowanie obiadu, a aż tak napiętego harmonogramu życia nie mają...Ostatnio zauważyłem nawet że jak sytuacja mnie bardzo stresuje to zaczyna mnie wszystko swędzieć co robi się nie do opanowania.
Pisałem też na forum o nerwicy, napisali że to może właśnie fobia społeczna tak więc pisze tutaj z zapytaniem.
Dodam też że przez ostatni rok czasu, gdzie większość tych symptomów zanikła, paliłem trawke codziennie w kolosalnych ilościach, ostatnio się ograniczam i wszystko zaczyna wracać, palenie rozwiązaniem problemu nie jest tak więc szukam innego sposobu.