08 Gru 2013, Nie 18:17, PID: 372632
Witaj Wjedro,
Przed laty byłam w takim samym stanie. Skończyło się załamaniem nerwowym, całkowita dezintegracją osobowości, wpadnięciem w przepaść-bardzo głęboką. Byłam w miejscu, w którym świadomość zostaje zalana przez nieświadomość. Pamiętam, że prosiłam mamę, aby poszła do jakiegoś szpitala załatwić mi eutanazję. Po prostu nie chciałam zrobić tego własnoręcznie. Być może z obawy przed "trudnościami technicznymi". Lekarz psychiatra, od którego wtedy dostałam pierwszą pomoc, zdecydował iż potrzebuję natychmiastowej hospitalizacji. Miejsce na oddziale znalazło się dla mnie w ciągu ok dwóch tygodni. Spędziłam tam trzy miesiące. Wałkowali mnie na wszystkie strony. Próbowano dopasować mi leki. Ciągle nie dawały wymiernych efektów. Załapałam się nawet na testowanie innowacyjnego wtedy leku nowej generacji, po którym rzygałam jak kot. Dopiero wtedy jak szpitalne środki terapeutyczne nie dawały oczekiwanego rezultatu pozwalającego na wypisanie do domu zdecydowano się włączyć do leczenia lek, który wtedy był bardzo drogi, a koszty refundacji ogromne. Do parki dobrano mi też inny lek, który w połączeniu z pierwszym dawał względne samopoczucie. Konfigurację tych dwóch substancji zażywam do dzisiaj-co dziennie wieczorem przed snem. Są efekty uboczne oczywiście. Nie może być przecież tak łatwo. Otóż nabawiłam się patologicznej senności. Czasem czuję się właśnie taka senna, wymięta z energii, albo, co gorsza, jak już położę się spać to jestem w stanie spać do 20 godzin w ciągu. Ale przysięgam, już wolę to, niż to co było wcześniej. Jakoś tam nauczyłam się walczyć z tym żeby nie przespać życia. Głównie używam do tego siły woli
Jakiś czas po wyjściu ze szpitala zdecydowałam się podjąć studia. Udało mi się dostać precyzyjnie na ten kierunek studiów, który prawdziwie mnie interesował. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że chodzenie na zajęcia i praca nad materiałem w domu było bardzo terapeutyczne. Po prostu znalazłam sobie zajęcie. Udało mi się uzyskać dyplom i tytuły, czyli doprowadzić sprawę do końca, chociaż nie było mi łatwo z przetrąconym zdrowiem psychicznym.
Dziś dopiero po latach zażywania leków mogę powiedzieć, że czuję się lepiej i wiele problemów z momentu, w którym jesteś teraz Ty, Wjedro, zwyczajnie się rozpłynęło.
O ile wiem, lekarza psychiatrę można poprosić o skierowanie do szpitala. Ach, nie było tam aż tak zle. Teraz już ich nie pamiętam, ale wtedy znałam na pamięć te oddziałowe korytarze. Czasami w ramach terapii szło się do kuchni pomywać gary po obiedzie, albo dostawało się stos fartuchów pielęgniarek do prasowania. Generalnie chyba chodzi o to, żeby pomoc była radykalna, żeby wygrzebać się jako tako z tego syfu. Pogodziłam się jakoś z tym, że nie czuję się do końca najlepiej, ale i tak nie ma co porównywać z tym, co było dawniej. Zwyczajnie nie ta skala.
Trochę mam obawy wysyłając tego posta, gdyż dotąd nie byłam wylewna na forum.
Pozdrawiam,
iLL
Przed laty byłam w takim samym stanie. Skończyło się załamaniem nerwowym, całkowita dezintegracją osobowości, wpadnięciem w przepaść-bardzo głęboką. Byłam w miejscu, w którym świadomość zostaje zalana przez nieświadomość. Pamiętam, że prosiłam mamę, aby poszła do jakiegoś szpitala załatwić mi eutanazję. Po prostu nie chciałam zrobić tego własnoręcznie. Być może z obawy przed "trudnościami technicznymi". Lekarz psychiatra, od którego wtedy dostałam pierwszą pomoc, zdecydował iż potrzebuję natychmiastowej hospitalizacji. Miejsce na oddziale znalazło się dla mnie w ciągu ok dwóch tygodni. Spędziłam tam trzy miesiące. Wałkowali mnie na wszystkie strony. Próbowano dopasować mi leki. Ciągle nie dawały wymiernych efektów. Załapałam się nawet na testowanie innowacyjnego wtedy leku nowej generacji, po którym rzygałam jak kot. Dopiero wtedy jak szpitalne środki terapeutyczne nie dawały oczekiwanego rezultatu pozwalającego na wypisanie do domu zdecydowano się włączyć do leczenia lek, który wtedy był bardzo drogi, a koszty refundacji ogromne. Do parki dobrano mi też inny lek, który w połączeniu z pierwszym dawał względne samopoczucie. Konfigurację tych dwóch substancji zażywam do dzisiaj-co dziennie wieczorem przed snem. Są efekty uboczne oczywiście. Nie może być przecież tak łatwo. Otóż nabawiłam się patologicznej senności. Czasem czuję się właśnie taka senna, wymięta z energii, albo, co gorsza, jak już położę się spać to jestem w stanie spać do 20 godzin w ciągu. Ale przysięgam, już wolę to, niż to co było wcześniej. Jakoś tam nauczyłam się walczyć z tym żeby nie przespać życia. Głównie używam do tego siły woli
Jakiś czas po wyjściu ze szpitala zdecydowałam się podjąć studia. Udało mi się dostać precyzyjnie na ten kierunek studiów, który prawdziwie mnie interesował. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że chodzenie na zajęcia i praca nad materiałem w domu było bardzo terapeutyczne. Po prostu znalazłam sobie zajęcie. Udało mi się uzyskać dyplom i tytuły, czyli doprowadzić sprawę do końca, chociaż nie było mi łatwo z przetrąconym zdrowiem psychicznym.
Dziś dopiero po latach zażywania leków mogę powiedzieć, że czuję się lepiej i wiele problemów z momentu, w którym jesteś teraz Ty, Wjedro, zwyczajnie się rozpłynęło.
O ile wiem, lekarza psychiatrę można poprosić o skierowanie do szpitala. Ach, nie było tam aż tak zle. Teraz już ich nie pamiętam, ale wtedy znałam na pamięć te oddziałowe korytarze. Czasami w ramach terapii szło się do kuchni pomywać gary po obiedzie, albo dostawało się stos fartuchów pielęgniarek do prasowania. Generalnie chyba chodzi o to, żeby pomoc była radykalna, żeby wygrzebać się jako tako z tego syfu. Pogodziłam się jakoś z tym, że nie czuję się do końca najlepiej, ale i tak nie ma co porównywać z tym, co było dawniej. Zwyczajnie nie ta skala.
Trochę mam obawy wysyłając tego posta, gdyż dotąd nie byłam wylewna na forum.
Pozdrawiam,
iLL