02 Mar 2014, Nie 21:49, PID: 382786
Szczerze mówiąc dla mnie od zawsze powodzenie/brak powodzenia u płci przeciwnej pozostanie ogromną zagadką. Jako młody szczyl uczęszczający do gimnazjum i szkoły średniej byłem straszliwie nieśmiały. Nie miałem kolegów, byłem zakompleksiony, siedziałem wiecznie w domu, a jeśli chodzi o kontakty z kobietami no to bałem się powiedzieć nawet "cześć". A co dopiero poderwać kogokolwiek Z czasem wziąłem się za siebie. Zacząłem się przełamywać. Znalazłem kumpli, mam swoje pasje i hobby. Z wyglądu zawsze uważałem, że jestem przeciętny. Ani nie mega brzydki, ani nie jakiś przystojny. Jestem zadbany. Myje się codziennie, posiadam jakiś tam swój styl ubioru (wydaje mi się, że schludny). Zawsze chodzę ogolony. Teraz nawet nie obawiam się rozmawiać z kobietami. Można powiedzieć, że zrobiłem milowy krok do przodu i ogromny postęp (przynajmniej w moim odczuciu). Oczywiście nadal mam pewne cechy fobii i nieśmiałości, niektórych cech charakteru nie zmienię. Jaki jest efekt tych zmian ? Żaden. Dosłownie żaden. Nie jestem jakimś desperatem, który by podbijał do każdej kolejnej dziewczyny. Mam 22 lata, jestem normalnym facetem, który pewne ułomności w sobie chowa, ale powodzenie u kobiet mam takie samo jak zakompleksiony, zamknięty w sobie nieśmiały chłopaczek. Jak to w końcu jest ? Zastanawiałem się czy to może jednak nie chodzi o wygląd. Może mam paskudną gębę i dlatego jestem wiecznie olewany ? Nie wiem.
Potrafiłem nawet umówić się z kilkoma dziewczynami (tzn. podjąć próbę) co kiedyś było absolutnie niewykonalne. Oczywiście nie z obcymi na ulicy, bo wyznaję zasadę, że na mieście to każdy gdzieś zmierza w konkretnym celu i trochę dziwnie jest tak z tyłka zagadywać kogoś o spotkanie. Te moje próby zapoznania jakiejś dziewczyny z reguły kończyły się albo kompletną olewką mojej skromnej osoby (częściej) albo dochodziło góra do kilku spotkań(rzadziej) i kontakt się urywał nie z mojej inicjatywy.
W czym tkwi więc problem ? W nadmiernej nieśmiałości i zamknięciu w sobie ? W wyglądzie ? W jednym i drugim ? Skrajne przykłady jakie znam ze swojego otoczenia to dwóch moich kumpli: jeden ma 24 lata, pracuje, ma samochód, jest przystojny (to opinia kilku kobiet) i bardzo w porządku: efekt - nie ma nikogo (i nigdy nie miał). Drugi nie pracuje, jest zaniedbany, ma nadwagę, nie ma kasy. Dziewczynę ma i nigdy nie miał problemu zapoznać jakiejś. Sam już nie wiem jak to naprawdę jest.
Czasami ludziom zarzuca się lekką desperację. Ja to widzę tak: czy osoba która ma 20 + lat, zero związków, ba - zero jakichkolwiek kontaktów z płcią przeciwną i piszę tu nawet o takich drobiazgach jak zwykły spacer czy przytulenie nie wspominając już nawet o czymś takim jak seks nie ma prawa być troszkę zdesperowana ? Facet, który ma przykładowo 25 lat i absolutne nic z kobietami zaczyna świrować, bo jak każdy zdrowy człowiek ma potrzeby bliskości i seksualne, a nie zaspokajanie ich bardzo wpływa na psychikę.
Trochę sie rozpisałem, bo naszła mnie jakaś wena dzisiaj . A przy okazji witam innych forumowiczów, bo to mój pierwszy post tutaj. Aczkolwiek forum czytam już od kilku lat
Potrafiłem nawet umówić się z kilkoma dziewczynami (tzn. podjąć próbę) co kiedyś było absolutnie niewykonalne. Oczywiście nie z obcymi na ulicy, bo wyznaję zasadę, że na mieście to każdy gdzieś zmierza w konkretnym celu i trochę dziwnie jest tak z tyłka zagadywać kogoś o spotkanie. Te moje próby zapoznania jakiejś dziewczyny z reguły kończyły się albo kompletną olewką mojej skromnej osoby (częściej) albo dochodziło góra do kilku spotkań(rzadziej) i kontakt się urywał nie z mojej inicjatywy.
W czym tkwi więc problem ? W nadmiernej nieśmiałości i zamknięciu w sobie ? W wyglądzie ? W jednym i drugim ? Skrajne przykłady jakie znam ze swojego otoczenia to dwóch moich kumpli: jeden ma 24 lata, pracuje, ma samochód, jest przystojny (to opinia kilku kobiet) i bardzo w porządku: efekt - nie ma nikogo (i nigdy nie miał). Drugi nie pracuje, jest zaniedbany, ma nadwagę, nie ma kasy. Dziewczynę ma i nigdy nie miał problemu zapoznać jakiejś. Sam już nie wiem jak to naprawdę jest.
Czasami ludziom zarzuca się lekką desperację. Ja to widzę tak: czy osoba która ma 20 + lat, zero związków, ba - zero jakichkolwiek kontaktów z płcią przeciwną i piszę tu nawet o takich drobiazgach jak zwykły spacer czy przytulenie nie wspominając już nawet o czymś takim jak seks nie ma prawa być troszkę zdesperowana ? Facet, który ma przykładowo 25 lat i absolutne nic z kobietami zaczyna świrować, bo jak każdy zdrowy człowiek ma potrzeby bliskości i seksualne, a nie zaspokajanie ich bardzo wpływa na psychikę.
Trochę sie rozpisałem, bo naszła mnie jakaś wena dzisiaj . A przy okazji witam innych forumowiczów, bo to mój pierwszy post tutaj. Aczkolwiek forum czytam już od kilku lat