15 Wrz 2014, Pon 21:54, PID: 411406
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Wrz 2014, Pon 21:59 przez Zasió.)
wybacz, ale napisałem to także na podstawie własnych doświadczeń. Sam nie potrafię schudnąć do końca i o ile z większości ciała spadło mi aż za dużo, to z pewnych części zrzucić sadła nie mogę. Ale nie sądzę, że się nie da. Aa mało się staram.
Rodzice upaśli mnie jako dziecko, zresztą apetyt też miałem... i mam nadal, hamować się muszę. Jako dziecko wyglądałem jak prosię, miałem cholesterol i trójglicerydy. Z konieczności schudłem i to do wagi idealnej. Przybrałem, gdy zacząłem znowu w+ć. Ale w teorii wcale nie tak duzo jak mogą inni nie ponosząc nawet konsekwencji, więc też wydawało/je się, że mam tendencję do tycia....
Moze i mam złą przemianę materii, jakbym ze dwa razy w tygodniu żarł chipsy i popijał paroma browarami, nie żałował sobie Snickersów i całych czekolad na raz, wyglądałbym pewnie jak beczka łoju. Teraz też wcale nie powiem, ze mogę wszystko, ostatnio jadłem więcej i już widzę, co odkłada mi sie na i tak niedoskonałym brzuchu. Ale mimo rzekomej tendencji, pomijając problem z proporcjami ciała i wykończeniem całego odchudzania wiem, że można schudnąć przynajmniej trochę i można utrzymać tę wagę.
Oczywiście nie neguję, że ktoś moze mieć jeszcze gorszą przemianę materii, to nie jest zupełny mit, może u mnie nie jest jeszcze najgorzej, nie przeczę także, że niewykluczone, iż brak mi witamin, bo nie pochłaniam żarcia tyle, na ile łakomstwo pozwala, ale niestety pomimo tego podchodzę z ogromną rezerwą do opowieści o "setkach prób"i "tendencji do tycia/złej przemianie". Mam wrażenie, że ona jest zła, bo jedni mogą się opychać, a drudzy muszą jeść tyle, ile trzeba. To nie fair, sam zazdrościłem np. jednej koleżance, co mogła by się żywic codziennie w Macu i była szczuplutka, ale taki lajf, to nie jest najgorsza rzecz jaką mnie los pokarał.
A pytanie nie miało urazić tylko zwrócić uwagę na to, że "gruba" nie równa się "brzydka na zawsze", bo można schudnąć. A brzydkie okulary i strój też zmienić można zawsze, nie są zrośnięte z nami jak skóra, to już żaden problem poza ewentualnie finansowym, ale ładne =/= drogie.
BTW - chyba właśnie wyrobiłem dzienną normę w egoistycznym paplaniu o pierdołach
Rodzice upaśli mnie jako dziecko, zresztą apetyt też miałem... i mam nadal, hamować się muszę. Jako dziecko wyglądałem jak prosię, miałem cholesterol i trójglicerydy. Z konieczności schudłem i to do wagi idealnej. Przybrałem, gdy zacząłem znowu w+ć. Ale w teorii wcale nie tak duzo jak mogą inni nie ponosząc nawet konsekwencji, więc też wydawało/je się, że mam tendencję do tycia....
Moze i mam złą przemianę materii, jakbym ze dwa razy w tygodniu żarł chipsy i popijał paroma browarami, nie żałował sobie Snickersów i całych czekolad na raz, wyglądałbym pewnie jak beczka łoju. Teraz też wcale nie powiem, ze mogę wszystko, ostatnio jadłem więcej i już widzę, co odkłada mi sie na i tak niedoskonałym brzuchu. Ale mimo rzekomej tendencji, pomijając problem z proporcjami ciała i wykończeniem całego odchudzania wiem, że można schudnąć przynajmniej trochę i można utrzymać tę wagę.
Oczywiście nie neguję, że ktoś moze mieć jeszcze gorszą przemianę materii, to nie jest zupełny mit, może u mnie nie jest jeszcze najgorzej, nie przeczę także, że niewykluczone, iż brak mi witamin, bo nie pochłaniam żarcia tyle, na ile łakomstwo pozwala, ale niestety pomimo tego podchodzę z ogromną rezerwą do opowieści o "setkach prób"i "tendencji do tycia/złej przemianie". Mam wrażenie, że ona jest zła, bo jedni mogą się opychać, a drudzy muszą jeść tyle, ile trzeba. To nie fair, sam zazdrościłem np. jednej koleżance, co mogła by się żywic codziennie w Macu i była szczuplutka, ale taki lajf, to nie jest najgorsza rzecz jaką mnie los pokarał.
A pytanie nie miało urazić tylko zwrócić uwagę na to, że "gruba" nie równa się "brzydka na zawsze", bo można schudnąć. A brzydkie okulary i strój też zmienić można zawsze, nie są zrośnięte z nami jak skóra, to już żaden problem poza ewentualnie finansowym, ale ładne =/= drogie.
BTW - chyba właśnie wyrobiłem dzienną normę w egoistycznym paplaniu o pierdołach