20 Lis 2014, Czw 3:04, PID: 421858
Stanowczo nie zgadzam się z powyższym postem puremind'a. Opisane zachowania współlokatorów mocno wykraczają poza zwyczajne droczenie się i plotkowanie. Szczególnie uderzył mnie ten fragment:
Przecież to jest ewidentny początek permanentnego odrzucenia. Podejrzewam, że z czasem Szary Cezary i opowiadania na jego temat mogą stać się tematem omawianym na wielu imprezach. Oczywiście w kontekście, który niekoniecznie Cezaremu by się spodobał. Zgadzam się jednak z puremind'em że:
Niestety ludziom bardzo trudno przychodzi tolerowanie odmienności. Unikanie w/w rzeczy sprawia, że Szary Cezary staje się dla otoczenia nieprzejrzysty, niezrozumiały. Te zaś odczucia z łatwością przechodzą w pewną niechęć, która jest jednak maskowana przez polityczną poprawność - tym w istocie jest okazywana mu uprzejmość. Można to porównać do sytuacji przybysza z Afryki w niejednym europejskim kraju.
Jeszcze nt. tych żartów na imprezie: w takich sytuacjach ludzie mówią po prostu to, co w danej chwili sprawia im radość (ściślej mówiąc: rozśmiesza ich). Zupełnie nie interesuje ich ocena moralna takiego zachowania, kwestia czy sprawia ono komuś ból itp. Po prostu chcą oni dobrze się bawić, więc robią to co sprawia, że się dobrze bawią. Wiem że jest to marne pocieszenie, ale bezpośrednim celem takich komentarzy wcale nie jest poniżenie kogoś, ale po prostu dostarczenie rozrywki. Niestety to pierwsze idzie jednak w parze z tym drugim.
Tak więc tej sprawy nie można bagatelizować, bo jest to kwestia, która nie mieści się - jak sugerował puremind - w zakresie, nazwijmy to koleżeńskiej uszczypliwości. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że strasznie drobiazgowego doboru tych "śmieszności" - kiedy tematem opowiadań stają się tak trywialne rzeczy jak noszenie garnków do kuchni to nie ma już mowy o "niczym nadzwyczajnym". W takim układzie dowolna czynność wykonana przez autora może być przedmiotem drwin.
Do autora:
Twój post mocno mną poruszył ponieważ doskonale rozumiem położenie w jakim się znalazłeś - miewałem takie epizody przed laty, gdy byłem silnym socjofobem. Dotyczyły one jednak raczej krótkich wycieczek (1-2 tygodnie), co jest nieporównywalne z Twoją sytuacją.
Co ja bym zrobił na Twoim miejscu? Otóż moim zdaniem po prostu trzeba chodzić ze współlokatorami na takie spotkania/imprezy, na każdej kolejnej starając się rozmawiać z nimi coraz więcej. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że na początku może być ciężko - trzeba będzie przyjmować na klatę pytania typu "Czemu nic nie mówisz?". Z czasem jednak zyskasz pewną wprawę i najpewniej spotkasz się z akceptacją.
W zasadzie to można powiedzieć, że główną przyczyną obecnego stanu rzeczy jest fakt, że unikasz tychże spotkań towarzyskich. Jeżeli jednak przestaniesz tak robić to sytuacja najpewniej się poprawi. Nie uważam, że Twoja abstynencja jest tu istotna - wydaje się, że jednak ludzie są w stanie ja zaakceptować. Jednak unikanie życia towarzyskiego nastraja ich negatywnie wobec Ciebie. Tu jest clou całej tej sprawy.
Jeszcze jedna metoda to czymś zabłysnąć. Ja w liceum zjednałem sobie jednego wroga po tym, jak popisałem się swoja wiedzą z historii. Zrobiło to na nim piorunujące wrażenie. Masz może jakieś talenty?
Uprzedzając to, co być może się pojawi: tak, stosowałem na sobie rady, których wyżej udzieliłem i uważam, że mogą one być skuteczne (aczkolwiek nie gwarantuję).
Pozdrawiam
Cytat:Ale po chwili, siedząc nad zeszytem, słyszę jak za ścianą ktoś szepcze moje imię w pewnym kontekście. Mówią głośniej. Już wszystko słyszę. Nawet nie krępują się głośno mówić. Słyszę dokładnie jak nabijają się ze mnie, jak mnie obgadują, jak śmieją się z każdej prozaicznej rzeczy, którą zdążyłem wykonać w ich towarzystwie. Od kąpieli pod prysznicem po spacer z garnkami do kuchni
Przecież to jest ewidentny początek permanentnego odrzucenia. Podejrzewam, że z czasem Szary Cezary i opowiadania na jego temat mogą stać się tematem omawianym na wielu imprezach. Oczywiście w kontekście, który niekoniecznie Cezaremu by się spodobał. Zgadzam się jednak z puremind'em że:
Cytat:Trzeba wziasc pod uwage ze jestes inny - unikasz alkoholu i imprez a to cos innego niz ci znajomi.
Niestety ludziom bardzo trudno przychodzi tolerowanie odmienności. Unikanie w/w rzeczy sprawia, że Szary Cezary staje się dla otoczenia nieprzejrzysty, niezrozumiały. Te zaś odczucia z łatwością przechodzą w pewną niechęć, która jest jednak maskowana przez polityczną poprawność - tym w istocie jest okazywana mu uprzejmość. Można to porównać do sytuacji przybysza z Afryki w niejednym europejskim kraju.
Jeszcze nt. tych żartów na imprezie: w takich sytuacjach ludzie mówią po prostu to, co w danej chwili sprawia im radość (ściślej mówiąc: rozśmiesza ich). Zupełnie nie interesuje ich ocena moralna takiego zachowania, kwestia czy sprawia ono komuś ból itp. Po prostu chcą oni dobrze się bawić, więc robią to co sprawia, że się dobrze bawią. Wiem że jest to marne pocieszenie, ale bezpośrednim celem takich komentarzy wcale nie jest poniżenie kogoś, ale po prostu dostarczenie rozrywki. Niestety to pierwsze idzie jednak w parze z tym drugim.
Tak więc tej sprawy nie można bagatelizować, bo jest to kwestia, która nie mieści się - jak sugerował puremind - w zakresie, nazwijmy to koleżeńskiej uszczypliwości. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że strasznie drobiazgowego doboru tych "śmieszności" - kiedy tematem opowiadań stają się tak trywialne rzeczy jak noszenie garnków do kuchni to nie ma już mowy o "niczym nadzwyczajnym". W takim układzie dowolna czynność wykonana przez autora może być przedmiotem drwin.
Do autora:
Twój post mocno mną poruszył ponieważ doskonale rozumiem położenie w jakim się znalazłeś - miewałem takie epizody przed laty, gdy byłem silnym socjofobem. Dotyczyły one jednak raczej krótkich wycieczek (1-2 tygodnie), co jest nieporównywalne z Twoją sytuacją.
Co ja bym zrobił na Twoim miejscu? Otóż moim zdaniem po prostu trzeba chodzić ze współlokatorami na takie spotkania/imprezy, na każdej kolejnej starając się rozmawiać z nimi coraz więcej. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że na początku może być ciężko - trzeba będzie przyjmować na klatę pytania typu "Czemu nic nie mówisz?". Z czasem jednak zyskasz pewną wprawę i najpewniej spotkasz się z akceptacją.
W zasadzie to można powiedzieć, że główną przyczyną obecnego stanu rzeczy jest fakt, że unikasz tychże spotkań towarzyskich. Jeżeli jednak przestaniesz tak robić to sytuacja najpewniej się poprawi. Nie uważam, że Twoja abstynencja jest tu istotna - wydaje się, że jednak ludzie są w stanie ja zaakceptować. Jednak unikanie życia towarzyskiego nastraja ich negatywnie wobec Ciebie. Tu jest clou całej tej sprawy.
Jeszcze jedna metoda to czymś zabłysnąć. Ja w liceum zjednałem sobie jednego wroga po tym, jak popisałem się swoja wiedzą z historii. Zrobiło to na nim piorunujące wrażenie. Masz może jakieś talenty?
Uprzedzając to, co być może się pojawi: tak, stosowałem na sobie rady, których wyżej udzieliłem i uważam, że mogą one być skuteczne (aczkolwiek nie gwarantuję).
Pozdrawiam