09 Paź 2007, Wto 22:36, PID: 4250
A ja mam, na moje szczęście/nieszczęście (raczej to drugie), odwrotnie - w stosunku do starszych ludzi zachowuję się raczej racjonalnie i, o dziwo, nie odczuwam strachu, choć sam do nich nie zagadam. Potrafię pogadać ze starszymi sąsiadami (oczywiście o ile mnie zaczepią ), nie czuję tremy np. przed nauczycielem (inna sprawa, że zazwyczaj oprócz nauczyciela gapi się na mnie kilkadziesiąt osób, co mnie skutecznie "wyłącza z gry").
Natomiast nie potrafię na luzie pogadać z rówieśnikami, o ile nie znam ich (prawie) na wylot. Rozmowa zazwyczaj wygląda tak: "Cześć... Co tam? Nic ciekawego... Cześć" .
Nie muszę chyba dodawać, że zazwyczaj czuję się jak idiota po takiej "rozmowie". Szczególnie jeśli niedoszły rozmówca oczekuje inicjatywy z mojej strony. Nie mam przecież pojęcia, o czym on chciałby rozmawiać. Czy tylko ja mam takie rozterki?
Oczywiście w większym towarzystwie to jest kompletna klapa. Od dłuższego czasu albo unikam takich sytuacji, albo po prostu milczę. Wcześniej coś próbowałem, ale to było na zasadzie: ktoś opowiada coś zabawnego - wszyscy się śmieją, nagabują itd.; ja opowiadam to samo - pojedyncze uśmiechy, po czym szybka zmiana tematu... (po czym już się na pewno nie odezwę).
Natomiast nie potrafię na luzie pogadać z rówieśnikami, o ile nie znam ich (prawie) na wylot. Rozmowa zazwyczaj wygląda tak: "Cześć... Co tam? Nic ciekawego... Cześć" .
Nie muszę chyba dodawać, że zazwyczaj czuję się jak idiota po takiej "rozmowie". Szczególnie jeśli niedoszły rozmówca oczekuje inicjatywy z mojej strony. Nie mam przecież pojęcia, o czym on chciałby rozmawiać. Czy tylko ja mam takie rozterki?
Oczywiście w większym towarzystwie to jest kompletna klapa. Od dłuższego czasu albo unikam takich sytuacji, albo po prostu milczę. Wcześniej coś próbowałem, ale to było na zasadzie: ktoś opowiada coś zabawnego - wszyscy się śmieją, nagabują itd.; ja opowiadam to samo - pojedyncze uśmiechy, po czym szybka zmiana tematu... (po czym już się na pewno nie odezwę).