14 Lip 2015, Wto 22:34, PID: 454194
Placebo napisał(a):Oczywiście, że co świeże i nie przetworzone to zdrowsze (chociaż też nie zawsze bo np. przetwory z pomidorów - przeciery, ketchupy, soki są zdrowsze bo uwalniają się tam jakieś przeciwutleniacze w procesie gotowania) ale czasem dobrze napić się soku i ja bym się tam nie przejmowała już jakąś znikomą ilością dodatków bo tylko niektóre z nich są w jakimś tam stopniu szkodliwe. Jako przekąskę wybieram owoce ale np. do obiadu dobrze napić się soku.Też słyszałam, że przetworzone pomidory mają większą wartość, niż te nieprzetworzone. Nie no jasne, zawsze trzeba zachować rozsądek, a nie popadać w skrajności. Ale jakiś czas kupowałam te soki warzywne (właśnie takie mieszanki), i w niektórych czuć taki dziwny posmak - taki jakby piasek, nie wiem co to jest, ale nie jest to dobre, czasami też w niezbyt dobrych chlebach to czuć. Teraz jest coraz większy wybór soków i moda na zdrowe odżywianie, więc jest w czym wybierać, ale z drugiej strony te ekologiczne soki są dość drogie. Najlepiej wyciskać sobie samemu, tylko, że to z kolei zajmuje trochę czasu
Placebo napisał(a):Ja zauważyłam u siebie trochę gorsze samopoczucie jak zaczęłam sobie odmawiać codziennej kawy z rana. Brakowało mi tego kopa energii ale przyzwyczaiłam się z czasem. Zieloną herbatę też piję ale nie czuję wogóle, żeby mnie pobudzała. Yerba jest gorzka - to fakt - jest nie dobra ale jak dla mnie i tak lepsza niż kawa. Parzyć jej w sumie nawet nie trzeba, można ją zalewać też zimną wodą. Ma intensywny smak bo sypie się jej dużo - tak 1/3-1/2 naczynia.No ja stwierdziłam, że kawa nawet ma trochę za silne działanie. Może parzysz za słabą zieloną herbatę, dlatego nie czujesz jej działania, albo jesteś przyzwyczajona do yerby, która chyba bardziej pobudza. Mój brat jest miłośnikiem yerby, więc wiem, że się ją parzy w tym specjalnym pojemniczku. Teraz czytam, że to jest cały rytuał jej przyrządzania. Można w ogóle pić yerbę w filiżance czy kubku, czy trzeba mieć tą tykwę?
Placebo napisał(a):Tak czy siak ser biały to jedno z lepszych źródeł białka.No właśnie z tego co czytałam, to, wbrew pozorom, niekoniecznie. Na stronach dla sportowców ser biały jest określany jako "gorsze" źródło białka niż mięso, ryby i warzywa strączkowe. W 100 gramach jest ok. 18 gram białka,(zależy jaki to ser - chudy czy tłusty), więc stosunkowo dużo (w piersi kurczaka ok.20), ale na przykład w soczewicy 25g. W diecie rozdzielnej, w której chodzi o to, żeby nie łączyć ze sobą w posiłkach węglowodanów z białkiem, bo wtedy jedzenie jest dużo gorzej trawione i obciąża żołądek, ser biały jest określany jako produkt neutralny - można go łączyć z węglowodanami (w przeciwieństwie do mięsa, ryb, strączków). Z jakiegoś powodu surowe i wędzone ryby też są określane jako neutralne. Chyba chodzi o to, że żeby strawić te produkty organizm wydziela inne enzymy, niż kiedy trawi "typowe", lepiej przyswajalne białko.
Placebo napisał(a):No właśnie ja też coś o tym efekcie przeczyszczającym słyszałam - szczególnie jeśli chodzi o sok pomarańczowy. Poza tym jednak sok jest dość skoncentrowany i dostarczasz do organizmu dość dużo cukru naraz. Z drugiej strony chyba właśnie po to między innymi wyciska się soki, żeby dostarczyć sobie dużo składników odżywczych i witamin naraz. Trudno by było na przykład zjeść tą ilość marchewek, która schodzi na szklankę soku.masterblaster napisał(a):Całe owoce to dużo więcej błonnika, dłuższe uczucie sytości, mniejsze prawdopodobieństwo gwałtownej huśtawki poziomu glukozy, mniej prawdopodobny efekt przeczyszczający.Mniejsza ilość błonnika ale bardziej prawdopodobny efekt przeczyszczający...?
Swoją drogą, żeby nastąpił taki efekt to ja nie wiem ile trzeba soku wypić... cały litr?
Placebo napisał(a):Tak wiem, świeże owoce są lepsze ale nie zawsze mamy je przy sobie. Ja tam lubię się napić soku i nie zamierzam tego nawyku zmieniać bo w owocach jest trochę więcej czegoś tam. Nie boję się sklepowych kolorowych kartonów ani dodatków o tajemniczych nazwach. Lubię soki i wiem, że mi one nie szkodzą. :-)To chyba najważniejsze, żeby wybierać to, co nam smakuje i służy i żeby zachować jakąś równowagę...
Placebo napisał(a):Ja się zawsze tym trochę interesowałam. Moja mama zawsze dbała, żebyśmy jedli zdrowo. Słodycze - tylko czasami, zupki z paczki - nigdy ale mięso to na obiad mieliśmy codziennie Zaczęłam się trochę bardziej interesować odżywianiem jak zaczynałam się odchudzać parę lat temu.Aha, ja w sumie też od kilku lat zaczęłam się tym interesować, a ostatnio coraz bardziej, ale nie dlatego zaczęłam zmieniać różne nawyki, żeby schudnąć, tylko żeby się lepiej czuć U mnie w domu na szczęście nigdy nie jedliśmy tłusto i nie było dużo mięsa - nie jestem miłośniczką. Na pewno też ma na to wpływ to, że mój tata uprawia warzywa
Placebo napisał(a):Też lubię hummus ale jest okrutecznie kaloryczny. Jesz może czasem falafel? Smakuje dużo lepiej jak się go obtoczy w sezamie. Też kaloryczny ale co tam, smakuje bosko.Jakoś mi nigdy nie przyszło do głowy, że hummus jest kaloryczny Jest za to taki pyszny, że mogłabym się nim codziennie żywić Ale porównując kaloryczność z innymi źródłami białka, czy z warzywami? Czy bez porównania? Próbowałam falafli, bardzo mi smakowały, chociaż hummusu nic nie przebije Ciągle się zbieram, żeby kiedyś je zrobić - hummus robię już od jakiegoś czasu Ostatnio robiłam z bobu - taki a' la hummus, ale z ciecierzycy lepszy
masterblaster napisał(a):@Marianne, żołądkowe nie ale inne atrakcje: dermatologiczne, z zatokami, zapalenia stawów, napady hipoglikemii, osłabione krążenie..No to nieźle... I co, wszystko się uspokoiło, kiedy przestałeś jeść ser/ nabiał?
masterblaster napisał(a):Fajnie, że masz dostęp do swojskich plonów, trzeba z tego korzystać.No to prawda, fajne to jest, staram się korzystać, a w sezonie to już w ogóle Szczególnie, że są to rzeczywiście dobrej jakości warzywa. Mój tata ma dość dużo stałych klientów, którzy twierdzą, że nasze warzywa są wyjątkowo dobre Dużo klientów specjalnie do nas przychodzi po warzywa dla rekonwalescentów, czy dzieci. Niektórzy specjalnie przychodzą do mojego taty po sałatę, bo ich króliki czy świnki innej nie tkną, a naszą wcinają Nie chodzi mi przypadkiem o to, że naszą sałatą się żywią głównie zwierzęta, ale że można to potraktować jako gwarancję jakości
masterblaster napisał(a):Pięć lat temu olśniło mnie, że robiłem sam sobie krzywdę nieświadomie jedząc to co jadłem.Jeszcze niedługo i będziesz mógł zostać dietetykiem Szukasz informacji w Internecie, czy kupujesz jakieś książki na ten temat?