22 Sty 2016, Pią 13:23, PID: 509176
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Sty 2016, Pią 14:02 przez Ksenomorf.)
Wiem, co czujesz, bro.
Przedwczoraj dostałem telefon z lokalnej gazety z małą, jednorazową propozycją (te dalekie rodzinne koneksje), abym w sobotę skoczył na bal maturalny jednej z lokalnych szkół i zrobił jakiś film oraz zdjęcia. Dostałbym za to 100 zł, w sam raz na draże i śliwkowe jogurty. Taka karma po ośmiu latach. To gorsze niż wf, który znienacka dopada cię na pierwszym roku studiów. Wf to przy tym pikuś. STUDNIÓWKA, przed którą uciekłem i nigdy nie żałowałem mojej nieobecności na niej teraz chce mnie dopaść. Bo KUFA nie wierzę, że skończyłoby się tylko na robieniu zdjęć i filmu. Nie da się robić tego przez cały czas. Musiałbym się tam odzywać, a nie daj Boże, jeszcze ktoś... nie... to przecież nie mogłoby się stać...
Na samiuśkim początku poczułem ulgę, wymówiłem się w pełni racjonalnie i legalnie. Powiedziałem, że samochód jest u mechanika (istotnie ostatnio znowu się nim wpindoliłem w przeszkody pozadrogowe, tym razem wprawdzie nie w drzwi od garażu, tylko w rosochate pnie przy zawracaniu, ale fakt jest faktem), byłem bowiem przekonany – tak zrozumiałem człowieka z gazety – że studniówka będzie w jednym z okolicznych miasteczek, ale po chwili dostałem smsa, że nieee, studniówka organizowana jest w moim mieście. W pierwszym odruchu przyzwoitości szybko oddzwoniłem, ale nie odebrał, napisałem więc smsa, że źle się zrozumieliśmy, ale nie odpisał. Ale wiem, że dzisiaj zadzwoni. Podczas rozmowy powiedział, że będzie dzwonił, żeby się dowiedzieć, jaka będzie moja ostateczna decyzja, właśnie w piątek. Nie wiem, jak się teraz wymówić przekonująco. Dopiero powyższy post mnie natchnął: tak, powiem, że wypadło mi coś niespodziewanego, coś bardzo motzno niespodziewanego i ważnego.
Już raz dla nich jeździłem po całym powiecie robić sondaże, ale to dało się przeżyć; rutynowe pytanie, krzyżyk na kartce i cześć. Ale STUDNIÓWKA. Brrrrrrrrrrrrrrrr.
Wiem, że jak uda mi się wymówić, poczuję ulgę pomieszaną z zażenowaniem, 100 zł wydaje mi się wprawdzie wyjątkowo mało podniecające, ale każdy zdrowy, ogarnięty typ na wiadomość, że dostanie tę stówkę za film i zdjęcia zrobione na imprezie, na której dadzą mu darmowe jedzenie, nie wahałby się nawet minuty.
Przedwczoraj dostałem telefon z lokalnej gazety z małą, jednorazową propozycją (te dalekie rodzinne koneksje), abym w sobotę skoczył na bal maturalny jednej z lokalnych szkół i zrobił jakiś film oraz zdjęcia. Dostałbym za to 100 zł, w sam raz na draże i śliwkowe jogurty. Taka karma po ośmiu latach. To gorsze niż wf, który znienacka dopada cię na pierwszym roku studiów. Wf to przy tym pikuś. STUDNIÓWKA, przed którą uciekłem i nigdy nie żałowałem mojej nieobecności na niej teraz chce mnie dopaść. Bo KUFA nie wierzę, że skończyłoby się tylko na robieniu zdjęć i filmu. Nie da się robić tego przez cały czas. Musiałbym się tam odzywać, a nie daj Boże, jeszcze ktoś... nie... to przecież nie mogłoby się stać...
Na samiuśkim początku poczułem ulgę, wymówiłem się w pełni racjonalnie i legalnie. Powiedziałem, że samochód jest u mechanika (istotnie ostatnio znowu się nim wpindoliłem w przeszkody pozadrogowe, tym razem wprawdzie nie w drzwi od garażu, tylko w rosochate pnie przy zawracaniu, ale fakt jest faktem), byłem bowiem przekonany – tak zrozumiałem człowieka z gazety – że studniówka będzie w jednym z okolicznych miasteczek, ale po chwili dostałem smsa, że nieee, studniówka organizowana jest w moim mieście. W pierwszym odruchu przyzwoitości szybko oddzwoniłem, ale nie odebrał, napisałem więc smsa, że źle się zrozumieliśmy, ale nie odpisał. Ale wiem, że dzisiaj zadzwoni. Podczas rozmowy powiedział, że będzie dzwonił, żeby się dowiedzieć, jaka będzie moja ostateczna decyzja, właśnie w piątek. Nie wiem, jak się teraz wymówić przekonująco. Dopiero powyższy post mnie natchnął: tak, powiem, że wypadło mi coś niespodziewanego, coś bardzo motzno niespodziewanego i ważnego.
Już raz dla nich jeździłem po całym powiecie robić sondaże, ale to dało się przeżyć; rutynowe pytanie, krzyżyk na kartce i cześć. Ale STUDNIÓWKA. Brrrrrrrrrrrrrrrr.
Wiem, że jak uda mi się wymówić, poczuję ulgę pomieszaną z zażenowaniem, 100 zł wydaje mi się wprawdzie wyjątkowo mało podniecające, ale każdy zdrowy, ogarnięty typ na wiadomość, że dostanie tę stówkę za film i zdjęcia zrobione na imprezie, na której dadzą mu darmowe jedzenie, nie wahałby się nawet minuty.