01 Lut 2016, Pon 1:59, PID: 512260
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01 Lut 2016, Pon 2:11 przez Zasió.)
"Rodzice zawsze mówili, że oceny są ważne, a więc i dla mnie były. Za bardzo. Do tego stopnia, że to się stało wyznacznikiem mojego życia. Jak nietrudno się domyślić, zostałem typowym kujonkiem, który na przerwach siedzi w kącie w dużych okularach i przysłuchuje się rozmowom radosnych dzieciaków. Dzieciaków, które były dla mnie ideałem, którego nigdy nie miałem odwagi osiągnąć, bo bałem się wyjścia poza moją ukształtowaną strefę komfortu. Chciałem być kimś innym, ale czułem, że nie mogę. "
I w sumie mogę skończyć czytać. Witaj w klubie, dziobaku.
"Moi rodzice, rodzina, znajomi - oni wszyscy traktowali mnie jak kogoś, komu zawsze proces edukacji szedł jak po maśle. Niektórzy mnie podziwiali, gdy ja sam uważałem to za przesadę, a inni znowu mieszali z błotem, bo "kujon". Zawsze czerwone paski"
No, tylko mnie nigdy nauka nie szła jak po maśle, a w każdym razie nie od pewnego stopnia skomplikowania, a przede wszystkim - ja cholernie nie lubiłem i nie lubię się uczyć. Tzn. moze na początku lubiłem, i moze nie tylko tego, co łatwe? Ale potem psychika się poj....a i z czasem przestałem to lubić w ogóle.
Czy wszyscy przyzwyczaili się, że mi wychodzi? Matka raczej przyzwyczaiła sie, że musi mi wychodzić, stąd terror i awantury. Odpuściła w liceum, gdy byłem już totalnie skrzywionym niedojebkiem
"zauważyłem, że powoli moja umiejętność przyswajania wiedzy i koncentracji słabły, ponieważ nie były ćwiczone"
Chciałbym tak napisać o sobie, ale boję się, że u mnie nigdy tej umiejętności nie był. Łapałem to co łatwe, a matka przyzwyczajona do tego oczekiwała łapani tego, co trudne. No to łapałem, jakoś. Ale w liceum nawet z jej terrorem nie dałbym rady lecieć na piątkach. Chociaż, raz na studiach miałem średnia ponad 4.7. Ale to by taki szczęśliwy dla mnie rok, najpiękniejszy czas - a potem wszystko się tak sp...o, ze już x lat nie mogę się podnieść.
Ocenianie przez pryzmat pozornego zamiłowania do nauki, etykietka bycia madrym, inteligentnym... skąd ja to znam? Pisałem tu już sobie o tym nie raz...
Obecnie pracuję, w kiepskiej jak na "takie studia" (chociaż to tylko mit żywy wśród prostaków) pracy, ogólnie w przeciętnej. Dostałem ją za bycie idealnym, niestety (na rozmowie i teście), ale w pracy taki nie jeste. Nawet nie dlatego że szczerze odrzuciłem tę presję. Po prostu nie umiem i nie chce mi się tak bardzo, że w koncu się poddałem (uwolniłem? a może zaprzepaszczam jakąś szansę?)
I w sumie mogę skończyć czytać. Witaj w klubie, dziobaku.
"Moi rodzice, rodzina, znajomi - oni wszyscy traktowali mnie jak kogoś, komu zawsze proces edukacji szedł jak po maśle. Niektórzy mnie podziwiali, gdy ja sam uważałem to za przesadę, a inni znowu mieszali z błotem, bo "kujon". Zawsze czerwone paski"
No, tylko mnie nigdy nauka nie szła jak po maśle, a w każdym razie nie od pewnego stopnia skomplikowania, a przede wszystkim - ja cholernie nie lubiłem i nie lubię się uczyć. Tzn. moze na początku lubiłem, i moze nie tylko tego, co łatwe? Ale potem psychika się poj....a i z czasem przestałem to lubić w ogóle.
Czy wszyscy przyzwyczaili się, że mi wychodzi? Matka raczej przyzwyczaiła sie, że musi mi wychodzić, stąd terror i awantury. Odpuściła w liceum, gdy byłem już totalnie skrzywionym niedojebkiem
"zauważyłem, że powoli moja umiejętność przyswajania wiedzy i koncentracji słabły, ponieważ nie były ćwiczone"
Chciałbym tak napisać o sobie, ale boję się, że u mnie nigdy tej umiejętności nie był. Łapałem to co łatwe, a matka przyzwyczajona do tego oczekiwała łapani tego, co trudne. No to łapałem, jakoś. Ale w liceum nawet z jej terrorem nie dałbym rady lecieć na piątkach. Chociaż, raz na studiach miałem średnia ponad 4.7. Ale to by taki szczęśliwy dla mnie rok, najpiękniejszy czas - a potem wszystko się tak sp...o, ze już x lat nie mogę się podnieść.
Ocenianie przez pryzmat pozornego zamiłowania do nauki, etykietka bycia madrym, inteligentnym... skąd ja to znam? Pisałem tu już sobie o tym nie raz...
Obecnie pracuję, w kiepskiej jak na "takie studia" (chociaż to tylko mit żywy wśród prostaków) pracy, ogólnie w przeciętnej. Dostałem ją za bycie idealnym, niestety (na rozmowie i teście), ale w pracy taki nie jeste. Nawet nie dlatego że szczerze odrzuciłem tę presję. Po prostu nie umiem i nie chce mi się tak bardzo, że w koncu się poddałem (uwolniłem? a może zaprzepaszczam jakąś szansę?)