01 Maj 2016, Nie 12:39, PID: 537238
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01 Maj 2016, Nie 13:23 przez ita naji.)
Ja mogę dodać od siebie, że zawsze byłam baaardzo nieśmiała ale miałam kilku dobrych znajomych (ale nie przyjaciół) zanim się posypałam i trafiłam do psychiatryka 5 lat temu, z powodu ciężkiej fobii z atakami paniki i może jeszcze cięższej depresji spowodowanej właśnie tą fobią.
Mój kontakt z nimi się pogorszył, oni nie wiedzieli jak się ze mną "obchodzić" i nawet mi to powiedzieli wprost. Ja też się kompletnie nie mogę odnaleźć w ich towarzystwie, kiedy się spotykamy jestem zawsze mocno zestresowana i czasami chce mi się płakać bo czuję się przerażona, po prostu bardzo niekomfortowo się czuję, jestem spięta, nie potrafię się wysłowić nawet, mam totalną pustkę w głowie przez ten strach zaczynam przybierać formę obronną czyli atak, oni zaczynają mnie po prostu wkurzać a przecież nic złego nie robią( oczywiście staram się to kontrolować i się na nich nie rzucam ... masakra... ostatnio mało co ataku paniki przy nich nie dostałam...
Ogólnie to jestem bardzo spięta przy ludziach i czasami podczas rozmowy z kimś powiem coś totalnie głupiego, albo zachowam się w jakiś dziwaczny sposób i to jest takie żenujące dla mnie, i widzę po tych ludziach, że są jacyś tacy skołowani i usuwa im się grunt pod nogami bo nie wiedzą jak ze mną rozmawiać.
Co do prawdziwej przyjaźni to mam jedną jedyną najwspanialszą przyjaciółkę, przy której mogę odetchnąć i być po prostu sobą ze wszystkimi największymi słabościami na wierzchu. Jest też moją partnerką a poznałyśmy się w psychiatryku, gdzie ciężko było pokazać się z najlepszej strony
Psychiatryk wspominam bardzo dobrze, świetnie się tam bawiłam, bo akurat trafiłam na fajnych ludzi No i poznałam tam Ją, polubiłyśmy się bardzo, ale psychiatryk się skończył i trzeba było wracać do rzeczywistości.
Ogromnie za nią tęskniłam po wyjściu i miałam do wyboru albo zakończyć tą znajomość abo zburzyć ten ogromny mur jaki tworze przed ludźmi i pierwszy raz w życiu zaryzykować i otworzyć się w pełni na kogoś.
Cały tydzień rozmawiałam z nią niezwykle szczerze jak nigdy w życiu o swoich największych obawach, o moim przeogromnym strachu przed porzuceniem, odrzuceniem i o totalnym braku poczucia bezpieczeństwa. wstydzie itd.
Cały tydzień przepłakałam prowadząc ze sobą istną wojnę w środku, bo z jednej strony nie chciałam stracić tej znajomości a z drugiej przerażało mnie to śmiertelnie.
Ale się w końcu przełamałam i mam prawdziwego przyjaciela, co jest dla mnie bezcenne.
I chciałabym wam życzyć żebyście się też przełamywali kiedy stwierdzicie, że jest warto.
Może moja historia komuś pomoże
Mój kontakt z nimi się pogorszył, oni nie wiedzieli jak się ze mną "obchodzić" i nawet mi to powiedzieli wprost. Ja też się kompletnie nie mogę odnaleźć w ich towarzystwie, kiedy się spotykamy jestem zawsze mocno zestresowana i czasami chce mi się płakać bo czuję się przerażona, po prostu bardzo niekomfortowo się czuję, jestem spięta, nie potrafię się wysłowić nawet, mam totalną pustkę w głowie przez ten strach zaczynam przybierać formę obronną czyli atak, oni zaczynają mnie po prostu wkurzać a przecież nic złego nie robią( oczywiście staram się to kontrolować i się na nich nie rzucam ... masakra... ostatnio mało co ataku paniki przy nich nie dostałam...
Ogólnie to jestem bardzo spięta przy ludziach i czasami podczas rozmowy z kimś powiem coś totalnie głupiego, albo zachowam się w jakiś dziwaczny sposób i to jest takie żenujące dla mnie, i widzę po tych ludziach, że są jacyś tacy skołowani i usuwa im się grunt pod nogami bo nie wiedzą jak ze mną rozmawiać.
Co do prawdziwej przyjaźni to mam jedną jedyną najwspanialszą przyjaciółkę, przy której mogę odetchnąć i być po prostu sobą ze wszystkimi największymi słabościami na wierzchu. Jest też moją partnerką a poznałyśmy się w psychiatryku, gdzie ciężko było pokazać się z najlepszej strony
Psychiatryk wspominam bardzo dobrze, świetnie się tam bawiłam, bo akurat trafiłam na fajnych ludzi No i poznałam tam Ją, polubiłyśmy się bardzo, ale psychiatryk się skończył i trzeba było wracać do rzeczywistości.
Ogromnie za nią tęskniłam po wyjściu i miałam do wyboru albo zakończyć tą znajomość abo zburzyć ten ogromny mur jaki tworze przed ludźmi i pierwszy raz w życiu zaryzykować i otworzyć się w pełni na kogoś.
Cały tydzień rozmawiałam z nią niezwykle szczerze jak nigdy w życiu o swoich największych obawach, o moim przeogromnym strachu przed porzuceniem, odrzuceniem i o totalnym braku poczucia bezpieczeństwa. wstydzie itd.
Cały tydzień przepłakałam prowadząc ze sobą istną wojnę w środku, bo z jednej strony nie chciałam stracić tej znajomości a z drugiej przerażało mnie to śmiertelnie.
Ale się w końcu przełamałam i mam prawdziwego przyjaciela, co jest dla mnie bezcenne.
I chciałabym wam życzyć żebyście się też przełamywali kiedy stwierdzicie, że jest warto.
Może moja historia komuś pomoże