09 Wrz 2016, Pią 11:35, PID: 575475
Ja właśnie zaczęłam swój czwarty miesiąc pracy na pół etatu, i mam przedłużoną umowę na rok (nie chcę mówić gdzie). Podpisałam papiery według których zgadzam się na góra 12 godzin pracy jednego dnia (na razie zdarzyło się 11 i to przypadkiem). Pracuję po 8 - 9 godzin dziennie z ludźmi i z klientami. Wszystko zależy od tego z kim mam zmianę, ale czasem wracam do domu i beczę... Zwłaszcza jedna taka laska potrafi być dla mnie wredna i mnie pouczać a pracuje tam krócej niż ja (nazwijmy ja K). To jest właśnie jeden z moich problemów. Doszło sporo nowych osób i naprawdę łapią wszystko lepiej ode mnie. Nie wiem czemu ale mój mózg jakby nie przyjmował więcej informacji, cały czas mam wrażenie że stoję w miejscu i że wszystko chrzanię. Chociaż oficjalnej skargi na mnie było, a taka K została zaproszona na rozmowę z kierowniczką w sprawie swojego obijania (teraz się mądrzy i próbuje pokazać jaka to ona nie jest pracowita).
Kontakty międzyludzkie to również problem, bo ja po prostu nie mam o czym rozmawiać. Nie umiem powiedzieć nic śmiesznego, na co dzień dosłownie nic nie robię więc skąd tematy do rozmowy... Mam osoby z którymi fajnie mi się pracuje i trochę gada, ale z nikim się bardziej nie zakolegowałam, a widzę już jak tworzą się jakieś małe przyjaźnie.
Miałam okazję przejść na 3/4 etatu ale bałam się, że nie dam rady. Czasem dostaję tyle nadgodzin, że pracuję tak jakbym już miała te 3/4 więc spróbuję w październiku albo listopadzie zagadać z kadrową żeby zwiększyć sobie etat (jak nie stchórzę).
Muszę obsługiwać ludzi (czasami stoję na kasie), ale jakoś się nimi nie przejmuję. Dla wszystkich są te same formułki i zdania. Wiadomo, że muszę się uśmiechać i być miła, ale jakoś nie mam z tym większego problemu (łatwiej udawać miłego na parę minut obcej osobie niż komuś z kim się pracuje na co dzień). Bardziej mnie stresuje manko które w razie czego muszę pokryć z własnej kieszeni.
Dzięki pracy z innymi ludźmi widzę jak moje życie stoi w miejscu. Dziewczyny młodsze i starsze ode mnie mają mężów, dzieciaki (nie żebym je chciała), jak mają wolne to gdzieś jadą, a ja? Miałam tydzień wolnego (kadrowa powiedziała że mi zazdrości bo mogę sobie poodpoczywać na plaży albo coś) i przesiedziałam je w domu.
Kontakty międzyludzkie to również problem, bo ja po prostu nie mam o czym rozmawiać. Nie umiem powiedzieć nic śmiesznego, na co dzień dosłownie nic nie robię więc skąd tematy do rozmowy... Mam osoby z którymi fajnie mi się pracuje i trochę gada, ale z nikim się bardziej nie zakolegowałam, a widzę już jak tworzą się jakieś małe przyjaźnie.
Miałam okazję przejść na 3/4 etatu ale bałam się, że nie dam rady. Czasem dostaję tyle nadgodzin, że pracuję tak jakbym już miała te 3/4 więc spróbuję w październiku albo listopadzie zagadać z kadrową żeby zwiększyć sobie etat (jak nie stchórzę).
Muszę obsługiwać ludzi (czasami stoję na kasie), ale jakoś się nimi nie przejmuję. Dla wszystkich są te same formułki i zdania. Wiadomo, że muszę się uśmiechać i być miła, ale jakoś nie mam z tym większego problemu (łatwiej udawać miłego na parę minut obcej osobie niż komuś z kim się pracuje na co dzień). Bardziej mnie stresuje manko które w razie czego muszę pokryć z własnej kieszeni.
Dzięki pracy z innymi ludźmi widzę jak moje życie stoi w miejscu. Dziewczyny młodsze i starsze ode mnie mają mężów, dzieciaki (nie żebym je chciała), jak mają wolne to gdzieś jadą, a ja? Miałam tydzień wolnego (kadrowa powiedziała że mi zazdrości bo mogę sobie poodpoczywać na plaży albo coś) i przesiedziałam je w domu.