31 Paź 2016, Pon 22:29, PID: 590677
Niestety, często jest tak, że my, fobicy i generalnie ludzie z niskim poczuciem wartości, gdy już w końcu się odważymy podejść i (później) otworzyć, to jesteśmy w stanie drugiej osobie oddać praktycznie wszystko. Niestety, z moich doświadczeń wynika, że ta postawa jest BARDZO rzadka w społeczeństwie - osobiście znam tylko jedną taką osobę... Niezwykłą i pod względem humanitaryzmu wręcz idealną, ale JEDNĄ.
Najgorsza jest sytuacja, gdy ktoś faktycznie da nam nadzieję na coś więcej, niby dogadujemy się świetnie... A potem, prędzej czy później, o nas zapomina i traktuje nas mniej więcej jak znajomych spotkanych raz w życiu na jakiejś domówce u znajomych znajomych...
W ogóle to chyba najbardziej patowe jest poczucie olania w (ex-)przyjaźni męsko-męskiej, bo jeśli powie się, że "dałem z siebie w tej relacji wszystko co mogłem, niestety, nie zostało to odwzajemnione i zostałem przez Ciebie olany ciepłym moczem"... No to kurde... Wiecie jak to brzmi (dlatego zawsze mówię, że homofobia największe spustoszenie zrobiła paradoksalnie nie wśród homo, a wśród facetów hetero).
Tyle lat, a wciąż nie umiem sobie z tym radzić. Niby tyle razy sobie mówiłem, że już nigdy więcej, a potem znowu jest tak samo, znowu naiwnie się otwieram, ufam i znowu jestem olewany.
Chociaż chciałbym też zwrócić uwagę na jedną rzecz. Ci ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę, jak my to odbieramy. I tutaj się zaczyna problem nie niechęci czy świadomego olewania, ale rozumienia człowieka w relacji jako takiej. Miałem nawet wczoraj taką sytuację.
Można też odbić piłeczkę i powiedzieć, że to nasza wina, bo jesteśmy jak rzep na psim ogonie. I, niestety, jeśli ktoś nie doświadczył tej przeraźliwie obezwładniającej samotności, to ciężko będzie mu zrozumieć, jak to jest...
Najgorsza jest sytuacja, gdy ktoś faktycznie da nam nadzieję na coś więcej, niby dogadujemy się świetnie... A potem, prędzej czy później, o nas zapomina i traktuje nas mniej więcej jak znajomych spotkanych raz w życiu na jakiejś domówce u znajomych znajomych...
W ogóle to chyba najbardziej patowe jest poczucie olania w (ex-)przyjaźni męsko-męskiej, bo jeśli powie się, że "dałem z siebie w tej relacji wszystko co mogłem, niestety, nie zostało to odwzajemnione i zostałem przez Ciebie olany ciepłym moczem"... No to kurde... Wiecie jak to brzmi (dlatego zawsze mówię, że homofobia największe spustoszenie zrobiła paradoksalnie nie wśród homo, a wśród facetów hetero).
Tyle lat, a wciąż nie umiem sobie z tym radzić. Niby tyle razy sobie mówiłem, że już nigdy więcej, a potem znowu jest tak samo, znowu naiwnie się otwieram, ufam i znowu jestem olewany.
Chociaż chciałbym też zwrócić uwagę na jedną rzecz. Ci ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę, jak my to odbieramy. I tutaj się zaczyna problem nie niechęci czy świadomego olewania, ale rozumienia człowieka w relacji jako takiej. Miałem nawet wczoraj taką sytuację.
Można też odbić piłeczkę i powiedzieć, że to nasza wina, bo jesteśmy jak rzep na psim ogonie. I, niestety, jeśli ktoś nie doświadczył tej przeraźliwie obezwładniającej samotności, to ciężko będzie mu zrozumieć, jak to jest...