16 Maj 2017, Wto 20:30, PID: 701871
ewl napisał(a):Ale to wszystko wciąż się za mną ciągnie, boję się kobiet, boję się wchodzić z nimi w bliższe relacje, bo chyba mam w mózgu zakodowane, że dziewczyny udają miłe, a za plecami się śmieją i obgadują.
Zaiste chędogo: Może nie jeśli chodzi o sam strach przed kobietami, ale to całe rozgrywanie akcji za plecami, które prowadzi do tego, że jest po prostu trudno o bezpośrednią konfrontację. Ja bardzo wcześnie zrozumiałam, że lepiej jest się trzymać z chłopakami i kultywowałam w sobie takie poglądy przez długi czas. Oczywiście nie generalizuję i nie twierdzę, że wszystkie przedstawicielki płci żeńskiej posługują się takim schematem działania o jakim wspomniała @ewl, ale myślę, że we wczesnych latach życia wyraźnie widać takie obłudne zachowanie w stosunku do osób, do których dziewczynki nie pałają sympatią.
Zresztą... Sama tego doświadczyłam.
W sumie to doświadczałam różnych reakcji na moją osobę, ale skoro temat jest o wyśmiewaniu, to tylko o nim opowiem:
W podstawówce trzymałam raczej z chłopakami, ale zdarzały się takie naturalne przebłyski chęci interakcji z dziewczynami. W mojej klasie dziewczyny stanowiły zdecydowaną mniejszość i wszystkie trzymały się razem... no oprócz mnie. ^_^" Lawirowałam między grupą kolegów a koleżanek, choć szczerze mówiąc zawsze było mi bliżej do tej pierwszej. W tej nielicznej grupie dziewczyny reprezentowały typ "księżniczki"(może nie tak w 100%, ale jakiś obraz pewnie już macie po moich słowach), z którym w ogóle się nie utożsamiałam. Z czasem zaczęły się prośby o załatwienie czegoś z chłopakami, o pomóc w czymś, również sama z własnej woli dzieliłam się z nimi różnymi przedmiotami, często częstowałam je swoimi cukierkami itp. Było mi z tym dobrze, bo darzyły mnie sympatią, ale jak się okazało: tylko taką powierzchowną. W międzyczasie zaczęłam dostrzegać sygnały, które świadczyły o ich fałszywości - liderka grupy zaczęła stopniowo przy mnie naśmiewać się przy mnie z moich potknięć(robiła przysłowiowe "widły z igły"), przejaskrawiała moje wady przy innych ludziach, aż któregoś dnia nastąpiło apogeum: Mój brat(który był razem ze mną w klasie) doniósł mi, że usłyszał, że dziewczyny obgadują mnie za plecami. Obrabiały mi tyłek, bo rzekomo tak wiele im dawałam za każdym razem i nie oczekiwałam niczego w zamian... dlatego, że byłam taka dobra i miła dla innych... Poleciało również parę wulgaryzmów pod moim adresem. Jak się potem okazało mój brat przekazał mi całą prawdę, bo mimochodem(dzięki nieuwadze moich "koleżanek") udało mi się usłyszeć te same kwestie, które mi przekazano. Oczywiste jest to, że wtedy bardzo mnie to zabolało i pogłębiło moją fobię społeczną. Nie szukałam pomocy ani u dorosłych, ani u rówieśników - po prostu jak najszybciej uciekłam do moich ziomeczków i już do końca podstawówki nie kumplowałam się z żadną dziewczyną. Jak się zachowywałam wobec moich "ciemiężycieli"? Zachowywałam się tak jakby nic się nie stało, ale równocześnie uciekałam od nich jeśli kontakt miał się zagęszczać lub gdy coś ode mnie chciały.
Pomimo tych przykrych dla mnie wydarzeń, mogę stwierdzić, że podstawówka to najlepszy okres w moim życiu, bo na szczęście miałam do czego uciec. 8)
W gimnazjum nie doświadczyłam wyśmiewania ze strony ludzi z mojej szkoły, raczej było to coś innego, ale w tym okresie mojego życia zostałam parę razy wyśmiana za wygląd przez przypadkowe osoby. Takie komentarze(jak pewnie nietrudno się domyślić) znacząco pogłębiły moją dopiero co rodzącą się dysmorfofobię i to zostało ze mną do dzisiaj.
W liceum nastał okres odwilży i raczej nie doświadczyłam żadnych z wyżej wymienionych sytuacji, ale w pewnym momencie moja dawna przyjaciółka z podstawówki wraz z tą liderką grupy, która nie szczędziła ostrych słów w moją stronę, zaprosiły mnie na spotkanie w kawiarni, na którym kazały mi zrobić spowiedź z życia(a właściwie to było "rzycie", bo to one miały życie). Było to dla mnie niezmiernie stresujące i traumatyczne przeżycie, bo praktycznie cały czas siedziałam cicho, przysłuchując się ich opowieściom o imprezach, chłopakach, znajomych, a jak miała przyjść kolej na mnie, to nastawała martwa cisza, bo nie potrafiłam z siebie wykrztusić chociażby jakichś podkoloryzowanych faktów z mojego życia. Także tego... ^_^"
Na srtudiach również doświadczyłam utyskiwań na mój charakter głownie ze strony jednej dziewczyny. Potrafiła wydrzeć się na cały korytarz, aby obwieścić wszystkim, jaka to ja nie jestem cicha i niezintegrowana z resztą grupy. Jak przyszła kolej na ocenę mojej pracy, to głośno komentowała każdą linijkę tekstu, widząc błędy tam, gdzie ich nie było. Potem te prace były i tak sprawdzane przez prowadzącą, która znacznie wyżej oceniała moje bazgroły.
Te wszystkie wydarzenia mocno odbiły się negatywnie na mojej samoocenie i spowodowały zaostrzenie się pewnych zaburzeń psychologicznych, których skutki odczuwam do teraz.