24 Maj 2017, Śro 11:06, PID: 702668
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Maj 2017, Śro 11:24 przez margines123.)
Pracowałem w 5 różnych firmach na produkcji góra jeden tydzień. Ból psychiczny nie do opisania - jeszcze mobbing i jestem wrakiem psychicznym. Teraz boję się ludziom w oczy spojrzeć. Nie ma najprawdopodobniej pracy dla mnie, bo nikt nie potrafi zaakceptować mojej obecności - nie wiem jak teraz mam zarabiać pieniądze - jak nie wyjdzie to najprawdopodobniej bye bye świecie. Nikt nie chce z takim jak ja rozmawiać - a jak jest zmuszony bo musi ze mną pracować czy coś - to jak by mu ktoś w morde dał. Jak widzę innych mężczyzn w takich pracach... - też nic nie gadają - ale za to wyglądają - kobiety z uśmiechem na twarzy głaszczą ich po twarzy etc. Na mnie jak już się gapią to z odrazą. Kompletnie nie wiem co to za gowniany świat.
I te ich śmieszne teksty że to ja powinienem do każdego zagadywać etc. Tylu znam spokojnych ludzi - ale za to takich męskich, o dużej twarzy, przystojnej - i to zawsze do nich wszyscy gadają, oni nawet milczą na początku a i tak ludzie z nich robią jakichś przewodników grupy, ciągle się do takich uśmiechają z sympatią etc. - dopiero później oni się otwierają bo wiedzą że mają akceptację grupy - a później taki ci powie że to ja powinienem się otworzyć - a całkowicie pomija psychologię, przyczynę takiego postępowania, zachowania - tzn. akceptacja grupy to wszystko. Ja nie dość że nie mam wyglądu to jeszcze spotkała mnie przykra osobowość odludka/unikająca, mam do tego jakąś schizofrenie, traume...
Życie trwa tyle lat... nie wiem czy to wytrzymam, ojciec nie może na mnie patrzeć - bo przynoszę mu wstyd - ma mnie w dup*e zależy mu tylko na opinii innych - jak pracuje, mam kolegów etc. to wtedy może się pochwalić - a tak olewa mnie ciepłym moczem. On nie ma żadnej świadomości psychologicznej, za to ubóstwia innych synów - oni są lubiani w towarzystwie, mają pracę, są tam akceptowani - mają gorsze wykształcenie a i tak są oczkiem w głowie, może się nimi pochwalić... Nie zastanawia go skąd biorą się różnice, ma w dup*e to jaki jestem dla niego mimo wszystko muszę być "normalnym" - bo inaczej nie będzie mieć poważania wśród innych.
Matka uzależnia mnie od siebie, wmawia mi że jestem kimś gorszym, że bez niej nigdy nic w życiu sam nie zrobię, że musze robić co ona mi karze - czyli skończyć studia - wziąźć dla niej kredyt i ojca i wybudować im nowy dom... że jak wyjdę z domu to trafię pod most, że nie będzie dla mnie żadnej nadziei, ciągle mnie kontroluje mimo że mam 25 lat, ona mnie traktuje gorzej niż psa, chce mnie wykorzystać do swoich celów - przy nich nawet jak mówiłem o samobójstwie - że ja chyba samobójstwo popełnię - to oni się uśmiechali pod nosem, niby tego nie słysząc...
I te ich śmieszne teksty że to ja powinienem do każdego zagadywać etc. Tylu znam spokojnych ludzi - ale za to takich męskich, o dużej twarzy, przystojnej - i to zawsze do nich wszyscy gadają, oni nawet milczą na początku a i tak ludzie z nich robią jakichś przewodników grupy, ciągle się do takich uśmiechają z sympatią etc. - dopiero później oni się otwierają bo wiedzą że mają akceptację grupy - a później taki ci powie że to ja powinienem się otworzyć - a całkowicie pomija psychologię, przyczynę takiego postępowania, zachowania - tzn. akceptacja grupy to wszystko. Ja nie dość że nie mam wyglądu to jeszcze spotkała mnie przykra osobowość odludka/unikająca, mam do tego jakąś schizofrenie, traume...
Życie trwa tyle lat... nie wiem czy to wytrzymam, ojciec nie może na mnie patrzeć - bo przynoszę mu wstyd - ma mnie w dup*e zależy mu tylko na opinii innych - jak pracuje, mam kolegów etc. to wtedy może się pochwalić - a tak olewa mnie ciepłym moczem. On nie ma żadnej świadomości psychologicznej, za to ubóstwia innych synów - oni są lubiani w towarzystwie, mają pracę, są tam akceptowani - mają gorsze wykształcenie a i tak są oczkiem w głowie, może się nimi pochwalić... Nie zastanawia go skąd biorą się różnice, ma w dup*e to jaki jestem dla niego mimo wszystko muszę być "normalnym" - bo inaczej nie będzie mieć poważania wśród innych.
Matka uzależnia mnie od siebie, wmawia mi że jestem kimś gorszym, że bez niej nigdy nic w życiu sam nie zrobię, że musze robić co ona mi karze - czyli skończyć studia - wziąźć dla niej kredyt i ojca i wybudować im nowy dom... że jak wyjdę z domu to trafię pod most, że nie będzie dla mnie żadnej nadziei, ciągle mnie kontroluje mimo że mam 25 lat, ona mnie traktuje gorzej niż psa, chce mnie wykorzystać do swoich celów - przy nich nawet jak mówiłem o samobójstwie - że ja chyba samobójstwo popełnię - to oni się uśmiechali pod nosem, niby tego nie słysząc...