18 Lip 2017, Wto 19:57, PID: 707352
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Lip 2017, Wto 20:32 przez sunheart.)
(18 Lip 2017, Wto 19:13)clouddead napisał(a): psychiatra zdiagnozował mi schizofrenie paranoidalna na podstawie opisywanych przeze mnie stanów które przechodziłem. byc może tak jest faktycznie, a ja głupi myślałem ze to stany duszy. Praktykuje medytacje od 10 lat, natomiast co do istnienia duszy czy Boga mam obecnie więcej wątpliwości niż wiary.
Cóż, zdarza się i tak, że niektórzy sobie nie radzą, bo nie mają potrzebnej równowagi i stabilności od początku. Dlatego to nie jest droga dla słabych czy niezdecydowanych, oni są daleko zresztą od tego. I nie bez przyczyny.
Faktem jest też, że psychiatra zawsze będzie tłumaczył doświadczenia tym aparatem pojęciowym, tymi ramkami, które sam zna. Dla niektórych ludzi, np. dzieci,ktore wykazują jakieś paranormalne zdolności, bywa to krzywdzące, bo pod wpływem innych zaczynają negować w sobie to co realnie posiadają, zamiast te same zdolności rozwijać. Ale żyjemy w takim społeczeństwie a nie innym, i zrozumienie tych rzeczy jest mizerne.
Wątpliwości tego typu czy brak wiary praktycznie nie powinny mieć miejsca, dlatego, że jakbyś rzeczywiście wszedł w stan ukrycia odczuwania Stwórcy, w sensie totalne odcięcie, a przebudzenie duszy zakłada z definicji wcześniejsze otwarcie, tak jakbyś się drugi raz narodził, to doświadczyłbyś tego tak jakby ci odcięli tlen albo tak jakbyś przestał realnie istnieć. Więc pojęcie wiary czy nie wiary w ogóle nie ma miejsca , a prawidłowa reakcja byłaby taka jak w przypadku tonącego człowieka, który wszelkimi siłami będzie próbował wydostać się na powierzchnię, bo nie może oddychać. Wiara? Czy można powiedzieć, że człowiek, który codziennie oddychał tlenem, a potem nagle mu go odcięli, będzie miał wątpliwości czy tlen istnieje czy nie? Śmieszne, nie?
I wątpliwości, myśli, czy wpływy różnego rodzaju, pochodzą z 3-4 ciała, czyli kolejno astralne i mentalne, natomiast dusza to jest 6 powłoka, czyli ponad ciałem przyczynowym więc realnie, gdybyś coś miał obudzone to odczuwałbyś siebie ponad tymi wpływami, dlatego, że wraz z obudzeniem duszy, pojęcia "ja" przeniesione zostaje z powłoki mentalnej do wyższej, jeśli nie w całości, bo idzie proces przecież transformacji, to w dużej mierze przestajesz się utożsamiać z umysłem.
Przychodzi sobie, to przychodzi, ale ty istniejesz ponad tym, pojęcie twojej energii nie zależy od siły witalnej, od jedzenia, ćwiczeń, etc, bo zasilany jesteś na wyższej powłoce, zupełnie innym rodzajem energii. Tyle w temacie
P.S. Natomiast jeśli chcesz wprowadzić zamęt i wątpliwości w czytających, żeby zawrócili z drogi, to niech wiedzą, że różne siły astralne czy inne, nie lubią światła duszy, bo one giną w nim, nie wytrzymując świętości, bo one lubią o wiele niższą energie, z sił witalnych, etc. A światło duszy realnie je unicestwia, jest to tak jak ogień dla nich.
Dlatego zawsze robią wszystko, żeby sprowadzić innych z drogi.
Zresztą wykonują pożyteczną pracę, dlatego, że ten kto nie ma prawdziwego życzenia, lepiej niech nie zaczyna, przecież nie może dążyć do tego, co nie jest drogie jego sercu. A ten dla kogo aspekt obudzenia duszy to jest jak żyć albo nie żyć, dla niego nic nie stanie na przeszkodzie, choćby cały świat mówił, że to niepotrzebne, to zignorowanie tego równałoby się dla niego z samobójstwem albo gorzej. I wszystkie siły oczywiście są po to, żeby wybudować w kimś pewne życzenie, zanim w ogóle wyruszy. Także wszystko jest potrzebne i wszystko służy ogólnemu celowi :
Jest to nawet opisane w księgach:
Cytat:Podobne jest to do króla, który zechciał zebrać z całej krainy wszystkich najbardziej oddanych i doprowadzić ich do pracy wewnątrz swojego pałacu. Cóż on uczynił: wysłał na cały kraj otwarty rozkaz, żeby każdy, kto chce, od najmłodszego do najstarszego, przyszedł do niego zajmować się wewnętrznymi pracami w pałacu. Lecz ustawił ze swoich niewolników wielu strażników na wejściu do pałacu i na wszystkich drogach prowadzących do niego, rozkazując im poprzez chytrość wprowadzić w błąd wszystkich, którzy zbliżą się do pałacu i sprowadzać ich z drogi.
I rzecz jasna, że wszyscy mieszkańcy krainy natychmiast udali się do pałacu króla, jednak byli zbici z drogi chytrością strażników. I wielu z nich pokonało chytrość strażników, aż do tego momentu, że zbliżyli się do pałacu. Jednak strażnik u wejścia był bardzo oddany. I każdego, kto zbliżał się do wejścia, zwodził i zbijał z wielkim oddaniem, dopóki tamten nie powracał skąd przyszedł. I ponownie przyszli i odchodzili, i ponownie wzmocnili się, i znowu przyszli i odeszli. Tak było przez kilka dni lub lat, dopóki nie zmęczyli się w swoich próbach. I wyłącznie nieliczni pośród nich, czyja miara cierpienia była wysoka, zdołali pokonać tych strażników, i przechodząc stali się godni natychmiast zobaczyć lik króla, który to wyznaczył każdego na odpowiednią jemu posadę. I rzecz jasna, że od tej pory i dalej nie mieli oni więcej żadnych spraw z tymi strażnikami, którzy to odbijali i zbijali z drogi, czyniąc cierpienia im w życiu przez kilka dni lub lat, kiedy to oni przychodzili do wejścia pałacu i odchodzili z powrotem. Dlatego że stali się godni pracować i służyć przed wielkością światła liku Króla wewnątrz jego pałacu.
Tak samo jest w pracy całkowitych sprawiedliwych. Wybór, który jest podczas ukrycia liku, rzecz jasna nie dokonuje się od tego momentu, kiedy przeszli przez drzwi do poznania jawnego sterowania. Do głównej pracy Stwórcy przystępują właśnie na stadium otwarcia liku i wówczas zaczynają iść po wieloschodkowej drabinie, początek której jest na ziemi, a wierzchołek sięga niebios. Jak powiedziano: "Sprawiedliwi będą iść od powodzenia do powodzenia" i zgodnie z tłumaczeniem mędrców, każdy sprawiedliwy zazdrości chwale swojego przyjaciela. I praca ta czyni ich godnymi do wykonania woli Stwórcy, żeby dokonał się w nich Jego zamysł stworzenia: "nasłodzić stworzenie" swoją dobrocią i szczodrą ręką.