14 Lut 2019, Czw 17:38, PID: 782879
Ja miałam mega problem ze znalezieniem pracy w dużym mieście, przez to że zwykle jest zalew kandydatów na jedno miejsce i oczekiwania rekruterów bywają kosmiczne.
Sytuacja zmieniła się gdy wyprowadziłam się do mniejszego miasteczka po tym jak koncertowo zawaliłam studia nie pisząc pracy (stany lękowe przed wizytą u promotora itp) i nie było mnie już stać na utrzymanie się tam gdzie byłam. Akurat jedna lokalna firma została przejęta przez duże korpo i na gwałt potrzebowali kogokolwiek z dwiema komórkami mózgowymi i znajomością angielskiego (większość osób tam była specjalistami w swoich dziedzinach, ale nie znała języka, a tu nagle konieczność non stop wymiany maili z teamami z innych krajów).
Praca mega super, bo głównie obcuje się z komputerem a nie innymi ludźmi, więc sytuacji stresogennych nie ma znowu tak dużo. Wiadomo był zespół, z którym trzeba było się nauczyć żyć, ale na szczęście trafiłam na osoby, które oceniały ludzi pod względem przydatności do roboty, a nie umiejętności konwersacji. Sama bym w życiu nie aplikowała w kierunku tego co teraz robię (właśnie przez brak wykształcenia), a okazuje się, że jest to praca, w której czuję się ok, wysłała mnie tam na rozmowę agencja pośrednictwa pracy, do której wysłałam cv do zupełnie innej rekrutacji. Początkowo pracowałam za głodowa stawkę, ale po tym jak firma uznała, że się sprawdziłam, to przyjęli mnie już bez pośredników, na lepszych warunkach. Co jest o tyle śmieszne, że wcześniej przez pół roku nie udało mi się nawet zdobyć pracy kasjerki na pół etatu, ani pani z kiosku bo się "nie spodobałam" na rozmowie kwalifikacyjnej. 95% miejsc gdzie wysłałam CV nawet się nie odezwało, mimo że często ogłoszenia były odnawiane, co strasznie waliło w moją i tak już niską samoocenę (szukanie pracy w tamtym okresie, to chyba najbardziej poniżające doświadczenie w moim życiu). Jeżeli mnie to czegoś nauczyło to tego, że trzeba mieć po prostu szczęście i najtrudniej jest dostać to zaproszenie na rozmowę. Później już jest z górki, nawet jak się jąkasz i nie wiesz co się dzieje na tej rozmowie, to nawet ludziom bez fobii się to zdarza i rekruterzy do pewnego stopnia są do tego przyzwyczajeni.
Firmy szukają teraz studentów na zleceniówki, bo wtedy koszt pracodawcy jest niższy (za studenta cześć składek odprowadza uczelnia i nie musi tego drugi raz robić firma). Po rekrutacjach u nas w firmie wiem, że jeżeli się uda już skontaktować to i tak warto na taką rozmowę przyjść, bo może i student da im te kilka zł na zusie mniej, ale zawsze będzie miał priorytet na egzaminy, a nie pracę, a to pracodawców może bardzo szybko zmęczyć. I wtedy potrafią po kilku miesiącach od rozmowy zadzwonić do osób, które pierwotnie zostały odrzucone. Są też kierownicy, którzy wychodzą z założenia, że oni wiedzą najlepiej i chcą ludzi uformować "pod siebie" - wtedy nabór głównie przechodzą zupełnie zielone osoby, które są uczone od podstaw specyfiki firmy i nie mają żadnych zaszłości i nawyków z innych firm, bo po prostu wiedzą (na tej zasadzie własnie zostałam przyjęta, chcieli sobie ulepić pracownika od podstaw). Więc serio, trzeba mieć szczęście, ale do tego trzeba też zmarnować masę czasu na wysyłanie CV. Większość firm może was zlać, ale przecież nie będziecie pracować w większości... wystarczy, że odpowie ta jedna.
Sytuacja zmieniła się gdy wyprowadziłam się do mniejszego miasteczka po tym jak koncertowo zawaliłam studia nie pisząc pracy (stany lękowe przed wizytą u promotora itp) i nie było mnie już stać na utrzymanie się tam gdzie byłam. Akurat jedna lokalna firma została przejęta przez duże korpo i na gwałt potrzebowali kogokolwiek z dwiema komórkami mózgowymi i znajomością angielskiego (większość osób tam była specjalistami w swoich dziedzinach, ale nie znała języka, a tu nagle konieczność non stop wymiany maili z teamami z innych krajów).
Praca mega super, bo głównie obcuje się z komputerem a nie innymi ludźmi, więc sytuacji stresogennych nie ma znowu tak dużo. Wiadomo był zespół, z którym trzeba było się nauczyć żyć, ale na szczęście trafiłam na osoby, które oceniały ludzi pod względem przydatności do roboty, a nie umiejętności konwersacji. Sama bym w życiu nie aplikowała w kierunku tego co teraz robię (właśnie przez brak wykształcenia), a okazuje się, że jest to praca, w której czuję się ok, wysłała mnie tam na rozmowę agencja pośrednictwa pracy, do której wysłałam cv do zupełnie innej rekrutacji. Początkowo pracowałam za głodowa stawkę, ale po tym jak firma uznała, że się sprawdziłam, to przyjęli mnie już bez pośredników, na lepszych warunkach. Co jest o tyle śmieszne, że wcześniej przez pół roku nie udało mi się nawet zdobyć pracy kasjerki na pół etatu, ani pani z kiosku bo się "nie spodobałam" na rozmowie kwalifikacyjnej. 95% miejsc gdzie wysłałam CV nawet się nie odezwało, mimo że często ogłoszenia były odnawiane, co strasznie waliło w moją i tak już niską samoocenę (szukanie pracy w tamtym okresie, to chyba najbardziej poniżające doświadczenie w moim życiu). Jeżeli mnie to czegoś nauczyło to tego, że trzeba mieć po prostu szczęście i najtrudniej jest dostać to zaproszenie na rozmowę. Później już jest z górki, nawet jak się jąkasz i nie wiesz co się dzieje na tej rozmowie, to nawet ludziom bez fobii się to zdarza i rekruterzy do pewnego stopnia są do tego przyzwyczajeni.
Firmy szukają teraz studentów na zleceniówki, bo wtedy koszt pracodawcy jest niższy (za studenta cześć składek odprowadza uczelnia i nie musi tego drugi raz robić firma). Po rekrutacjach u nas w firmie wiem, że jeżeli się uda już skontaktować to i tak warto na taką rozmowę przyjść, bo może i student da im te kilka zł na zusie mniej, ale zawsze będzie miał priorytet na egzaminy, a nie pracę, a to pracodawców może bardzo szybko zmęczyć. I wtedy potrafią po kilku miesiącach od rozmowy zadzwonić do osób, które pierwotnie zostały odrzucone. Są też kierownicy, którzy wychodzą z założenia, że oni wiedzą najlepiej i chcą ludzi uformować "pod siebie" - wtedy nabór głównie przechodzą zupełnie zielone osoby, które są uczone od podstaw specyfiki firmy i nie mają żadnych zaszłości i nawyków z innych firm, bo po prostu wiedzą (na tej zasadzie własnie zostałam przyjęta, chcieli sobie ulepić pracownika od podstaw). Więc serio, trzeba mieć szczęście, ale do tego trzeba też zmarnować masę czasu na wysyłanie CV. Większość firm może was zlać, ale przecież nie będziecie pracować w większości... wystarczy, że odpowie ta jedna.