27 Maj 2019, Pon 12:20, PID: 793625
Dawno się tutaj nie udzielałam, ale niestety nadszedł moment kryzysu i muszę się komuś wyżalić. Pracuję już prawie trzeci miesiąc, ale mam wrażenie, że z każdym dniem jest mi coraz trudniej wytrzymać w tym miejscu. Po pierwsze dlatego, że czuję, że nie pasuję do tego środowiska, do tych wszystkich głośnych, rozgadanych ludzi. Mało się odzywam, nie potrafię rozmawiać z ludźmi, chociaż bardzo bym chciała, żeby było inaczej. Jest kilka osób bardziej nieśmiałych i spokojniejszych, ale i tak wydają mi się bardziej towarzyskie niż ja. Nie mam w pracy nikogo bliższego, z kim mogłabym pogadać na tematy inne niż pogoda czy korki na mieście. To może wydawać się głupie, ale czuję się przez to cholernie samotna i zagubiona. Do tego są w zespole dwie osoby, które z racji mojego młodego wieku traktują mnie jak debila. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Niby to wszystko są żarty, ale od pewnego czasu strasznie mnie to drażni. Generalnie nie odpowiada mi poczucie humoru osób, z którymi spędzam większą część dnia. Ciągle lecą takie typowe januszowe, prostackie żarty typu "hehe seksik". Nie wiem, może mam kija w dup*e, trudno. Nie odpowiada mi to. Nie mogę się od tego odciąć bo siedzę z tymi osobami w jednym pokoju. W dodatku sama praca jest dość dziwna i nudna. Są dni, kiedy mam dużo do zrobienia, a będąc skupiona na pracy mogę się odciąć od głupich gadek, czas leci wtedy szybko i mam poczucie, że w sumie nie jest aż tak źle. Ale czasem bywa tak, że swoją pracę wykonam w godzinę i przez resztę dnia siedzę w telefonie, czując się jak piąte koło u wozu. Jest mi głupio przed szefem i innymi osobami, które to widzą, ale choć bardzo chcę nie mogę w takie dni nic więcej zrobić, więc bawię się telefonem i "umilam" sobie czas chodzeniem do kuchni po herbatę/do toalety. Męczy mnie to wszystko coraz bardziej, chociaż na początku praca wydawała się spełnieniem moich marzeń, bo nie mam kontaktu z klientami. Jednak wcale nie jest tak kolorowo. Czuję, że cofam się w rozwoju. W poniedziałek jestem cała chora kiedy muszę tam iść, chce mi się ryczeć i najchętniej rzuciłabym to wszystko w . A potem zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że tak myślę, bo zawsze mogło być gorzej, bo inni mają gorszą robotę, że jestem po prostu leniem i nie chce mi się pracować, i tak dalej i tak dalej. Z kolei wizja siedzenia znowu na bezrobociu przez kilka miesięcy nie zachęca do rzucenia tej pracy z dnia na dzień. Staram się szukać czegoś innego, w międzyczasie byłam na 3 rozmowach i nic z tego nie wyszło. Czuję się jak . Myślałam, że jak znajdę w końcu tą pracę to będzie wszystko super i przestanę się tak czuć, bo w końcu będę COŚ robić i będę mieć JAKIEŚ pieniądze. Tylko że jak widać to tak nie działa. Najgorsze jest to, że sama nie wiem co chciałabym robić i boję się tego, że całe życie będę nieszczęśliwa przez pracę, jakiejkolwiek bym się nie podjęła. Dzisiaj wzięłam sobie wolne, bo już w piątek wiedziałam, że to byłby jeden z tych dni, w których siedziałabym przez 8 godzin w telefonie, a czas stałby w miejscu. Poza tym mam tak podły nastrój, że szkoda słów. Najgorzej, że jutro już będę musiała tam pójść. Ech, musiałam to z siebie wyrzucić, bo już nie daję rady