02 Cze 2019, Nie 0:35, PID: 794276
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Cze 2019, Nie 0:37 przez The Crow.)
Powiem Wam, że jak się pracuje to człowiek inaczej myśli. Czuje się taki ważny, potrzebny. Wszystko w sensie pozytywnym. Taka jego rola - uczyć się a potem pracować.Chciało się żyć. Ja sam mogłem mieć załatwione dwie prace na magazynie z umową o pracę a się wykręciłem z różnych powodów. Miałem mieć załatwione przez rodzinę. To właśnie przez jakieś problemy wewnętrzne, małe lęki jak sobie poradzę? Może ktoś mnie wyśmieje? I też to, że w prace fizyczne są niewdzięczne i średnio je lubię. Cały czas miałem powtarzane, że weź to w trakcie poszukasz innej i będzie git! Jednak mi wszystko nie pasowało, nawet ranne wstawanie jak trzeba by iść na 6 do pracy. Było mi wstyd bo wiadomo każdy myśli, że leń nie chce robić a to nie tak. Nikomu przecież nie będę się zwierzał bo wszystko tłumię w środku i ciężko mówić każdemu dlaczego nie wziąłeś tej czy innej pracy.
Na jednej produkcji uciekłem po 5 dniach, praca przez agencję. Już po jednym dniu zadzwoniłem, że rezygnuję ale jako, że to umowa o pracę to musiałem doczekać do wymaganych dni wypowiedzenia. Niezdrowa atmosfera, rynsztok, wykorzystywanie ludzi.
Na drugiej 6 miesięcy, też przez agencję i umowa o pracę. Trzy zmiany, strasznie tego nie lubiłem. Typowa produkcja gdzie działają maszyny a ja pakuję, ustawiam na palety itd. Czasami na wzory układania palet musiałem się patrzeć co chwilę jak ma być położone bo z nerwów zapominałem. Mam problem by się skupić, uważnie słuchać, czytać ze zrozumieniem i to zapamiętać. To przez stres chyba. Ale ogólnie jakoś dawałem radę, tylko też atmosfera nie za dobra, liderzy nawet wyzywali dziewczyny. Czasami trzeba było robić za trzech jak robot bo za mało osób na linii. Potem one stawały bo nie nadążało się odbierać paczek i układać na palety i wszystko się blokowało. Winny oczywiście pracownik. Jakoś wytrzymałem ten czas a potem się zwolniłem.
Dalej okres właśnie tych prac które odrzuciłem a które mogłem mieć. I nadszedł czas na telemarketing. Całkiem fajna atmosfera. Wiadomo presja jest. Te odsłuchy, czasem podsłuchy. Czemu tak powiedziałeś, czemu zrobiłeś to. Dlaczego nie ciągnąłeś dalej rozmowy, za szybko skończyłeś. Ja sam sobie taką presję narzuciłem z myślą "Jesteś tak dobry jak Twój ostatni dzień w pracy", że zawsze było mało. Po każdej rozmowie się zastanawiałem czy coś źle zrobiłem, czy może ktoś mi zwróci uwagę i coś wytknie. I tak ciągle. Ale było w sumie OK! Wszedł nowy projekt i stwierdziłem, że nie dam rady bo mam problem aby zrozumieć kilka rzeczy i się zwolniłem jednak mogę wrócić z tego co pytałem. Szło mi nie najgorzej bo raz miałem nawet 3 miejsce wśród konsultantów za sprzedaż miesiąca a i średnio premii miałem miesięcznie ok 600 zł + podstawa czyli te 1530. Chyba sam siebie zniszczyłem w tej pracy.
Co do rozmów kwalifikacyjnych to nie są dla mnie problemem. Na jednej byłem 45 min i pracy nie dostałem. Potrafię się tam odnaleźć. Oczywiście to są proste rozmowy bez skomplikowanych zadań. Co najwyżej sprzedać na rozmowie np. kwiat, ubezpieczenie albo wymyślić historyjkę dlaczego mnie zamknęli do więzienia.
Na bardzo ambitne stanowiska nie aplikuję bo nie mam na razie szansa a jakieś matematyczne działania nawet te najprostsze sprawiają mi kłopoty więc jak wyjadą, że trzeba coś obliczyć to może być problem. W CV musiałem sobie wpisać 2 lata wymyślonej pracy aby zakryć 3 lata przerwy między ostatnimi pracami.
Zrobiłem bo to jak wysłałem CV raz to zadzwonili z podziękowaniem złożenia aplikacji i stwierdzili, że zrobiłem jakiś błąd z tą luką. Szybko coś ściemniłem ale i tak pracy nie dostałem.
Powiem tak. Czas na zmiany jest zawsze. Wiem, że są osoby które zaczynają medycynę mając 40 lat a jak wiadomo są to bardzo długie studia, potem staże i rezydentura więc lekarzami będą grubo po 50-tce..
Walczymy, walczymy! Jak widać zawsze jest czas. Ja planuję coś na ten tydzień zaklepać bo czas nagli i szkoda życia marnować. Najgorzej, że jestem kłębkiem nerwów a od rana do samej nocy mam gulę w gardle która też nie ułatwia funkcjonowania to wszytko nerwy. Mimo, że ludzi się nie boję czy gdzieś wychodzić to jestem jakiś lękliwy i zestresowany cały czas. Praca i potem psycholog lub leki od psychiatry bo sam z tego nie wyjdę. Najgorzej jak nawet niby jestem zrelaksowany i jest ok to klucha w gardle stoi.... Cały czas też myślę jak gdzieś wyjdę aby nikogo znajomego nie spotkać ze starszych czasów co by się nie tłumaczyć o swoim życiu.
Długo ale musiałem. O efektach będę informował.
Na jednej produkcji uciekłem po 5 dniach, praca przez agencję. Już po jednym dniu zadzwoniłem, że rezygnuję ale jako, że to umowa o pracę to musiałem doczekać do wymaganych dni wypowiedzenia. Niezdrowa atmosfera, rynsztok, wykorzystywanie ludzi.
Na drugiej 6 miesięcy, też przez agencję i umowa o pracę. Trzy zmiany, strasznie tego nie lubiłem. Typowa produkcja gdzie działają maszyny a ja pakuję, ustawiam na palety itd. Czasami na wzory układania palet musiałem się patrzeć co chwilę jak ma być położone bo z nerwów zapominałem. Mam problem by się skupić, uważnie słuchać, czytać ze zrozumieniem i to zapamiętać. To przez stres chyba. Ale ogólnie jakoś dawałem radę, tylko też atmosfera nie za dobra, liderzy nawet wyzywali dziewczyny. Czasami trzeba było robić za trzech jak robot bo za mało osób na linii. Potem one stawały bo nie nadążało się odbierać paczek i układać na palety i wszystko się blokowało. Winny oczywiście pracownik. Jakoś wytrzymałem ten czas a potem się zwolniłem.
Dalej okres właśnie tych prac które odrzuciłem a które mogłem mieć. I nadszedł czas na telemarketing. Całkiem fajna atmosfera. Wiadomo presja jest. Te odsłuchy, czasem podsłuchy. Czemu tak powiedziałeś, czemu zrobiłeś to. Dlaczego nie ciągnąłeś dalej rozmowy, za szybko skończyłeś. Ja sam sobie taką presję narzuciłem z myślą "Jesteś tak dobry jak Twój ostatni dzień w pracy", że zawsze było mało. Po każdej rozmowie się zastanawiałem czy coś źle zrobiłem, czy może ktoś mi zwróci uwagę i coś wytknie. I tak ciągle. Ale było w sumie OK! Wszedł nowy projekt i stwierdziłem, że nie dam rady bo mam problem aby zrozumieć kilka rzeczy i się zwolniłem jednak mogę wrócić z tego co pytałem. Szło mi nie najgorzej bo raz miałem nawet 3 miejsce wśród konsultantów za sprzedaż miesiąca a i średnio premii miałem miesięcznie ok 600 zł + podstawa czyli te 1530. Chyba sam siebie zniszczyłem w tej pracy.
Co do rozmów kwalifikacyjnych to nie są dla mnie problemem. Na jednej byłem 45 min i pracy nie dostałem. Potrafię się tam odnaleźć. Oczywiście to są proste rozmowy bez skomplikowanych zadań. Co najwyżej sprzedać na rozmowie np. kwiat, ubezpieczenie albo wymyślić historyjkę dlaczego mnie zamknęli do więzienia.
Na bardzo ambitne stanowiska nie aplikuję bo nie mam na razie szansa a jakieś matematyczne działania nawet te najprostsze sprawiają mi kłopoty więc jak wyjadą, że trzeba coś obliczyć to może być problem. W CV musiałem sobie wpisać 2 lata wymyślonej pracy aby zakryć 3 lata przerwy między ostatnimi pracami.
Zrobiłem bo to jak wysłałem CV raz to zadzwonili z podziękowaniem złożenia aplikacji i stwierdzili, że zrobiłem jakiś błąd z tą luką. Szybko coś ściemniłem ale i tak pracy nie dostałem.
Powiem tak. Czas na zmiany jest zawsze. Wiem, że są osoby które zaczynają medycynę mając 40 lat a jak wiadomo są to bardzo długie studia, potem staże i rezydentura więc lekarzami będą grubo po 50-tce..
Walczymy, walczymy! Jak widać zawsze jest czas. Ja planuję coś na ten tydzień zaklepać bo czas nagli i szkoda życia marnować. Najgorzej, że jestem kłębkiem nerwów a od rana do samej nocy mam gulę w gardle która też nie ułatwia funkcjonowania to wszytko nerwy. Mimo, że ludzi się nie boję czy gdzieś wychodzić to jestem jakiś lękliwy i zestresowany cały czas. Praca i potem psycholog lub leki od psychiatry bo sam z tego nie wyjdę. Najgorzej jak nawet niby jestem zrelaksowany i jest ok to klucha w gardle stoi.... Cały czas też myślę jak gdzieś wyjdę aby nikogo znajomego nie spotkać ze starszych czasów co by się nie tłumaczyć o swoim życiu.
Długo ale musiałem. O efektach będę informował.