02 Kwi 2015, Czw 4:52, PID: 440204
Nie neguje. Psycho uważają, ze myśli są ta częścią błędnego kola, które można zmienić. W sposób świadomy, używając do tego racjonalizacji. Powtarzać je sobie do znudzenia, aby stały się częścią naszego ja i zeszły do podświadomości. Ale według mnie to jest niekoniecznie skuteczne, a nawet - powiedziałbym prymitywne - jeśli weźmiemy pod uwagę osiągnięcia psychiatrii, cala wiedzę o neuroprzekaźnikach i efekty lekarstw.
Psycholodzy zalecają zmianę myśli, dyskutowanie z własnymi przekonaniami i afirmacje, bo innych instrumentów (możliwości wypisywania leków) nie maja. Przed wynalezieniem lekarstw psychotropowych psychiatrzy tez stosowali podobne metody. Tyle ze wtedy domy wariatow pełne były ludzi siedzących w klatkach lub przypiętych pasami do łózek. Dopiero, kiedy wymyślono psychotropy, ludzie ci mogli wyjść do domu. Podobnie było z impotencja, sam mam książki do seksuologii z lat 80, należące do moich rodziców. Ile tam bzdur, ze impotencja to problem głowy, ze trzeba zmienić nastawienie, rozmawiać z partnerka, pracować nad sobą, wzmacniać poczucie własnej wartości, zmieniać myśli - i nagle w latach 90 wymyślono Viagrę i dziś już nikt tych metod nie zaleca, tylko lekarz wypisuje receptę na sildenafil i won z gabinetu!
Stoję przed kasa w kolejce roześmianych ludzi w markecie i NIC ŚWIADOMIE NIE MYŚLĄC po prostu oblewam się potem. Cieknie ze mnie i to cieknie ze mnie coraz bardziej. No i jak ja mam sobie to racjonalizować? Mam sobie powtarzać, ze nic takiego tragicznego się nie dzieje, ze jedynie spływa po mnie pot na oczach ludzi? Mam sobie wmawiać, ze nie wyglądam w tej sytuacji jak d*pa wołowa? Ze każdy się poci, ze może pomyślą, ze mam grypę, albo ze wróciłem, , z joggingu? Owszem, może takie analizowanie sytuacji na chłodno jest pomocne, ale to praca na lata, wiele lat, a może i na cale życie.
Ja jednak jestem zbyt chory, mój układ współczulny jest zbyt ro+, zbyt reaktywny, adrenalina strzela w kosmos pod wpływem byle bodźca. Mnie nie wystarcza terapia u pycho. Dlatego jestem za lekami. Tylko obawiam się skutków ubocznych i ciągle myślę nad najwłaściwsza kombinacja, tak aby lekarstwa nie zamieniły mnie w warzywo.
Psycholodzy zalecają zmianę myśli, dyskutowanie z własnymi przekonaniami i afirmacje, bo innych instrumentów (możliwości wypisywania leków) nie maja. Przed wynalezieniem lekarstw psychotropowych psychiatrzy tez stosowali podobne metody. Tyle ze wtedy domy wariatow pełne były ludzi siedzących w klatkach lub przypiętych pasami do łózek. Dopiero, kiedy wymyślono psychotropy, ludzie ci mogli wyjść do domu. Podobnie było z impotencja, sam mam książki do seksuologii z lat 80, należące do moich rodziców. Ile tam bzdur, ze impotencja to problem głowy, ze trzeba zmienić nastawienie, rozmawiać z partnerka, pracować nad sobą, wzmacniać poczucie własnej wartości, zmieniać myśli - i nagle w latach 90 wymyślono Viagrę i dziś już nikt tych metod nie zaleca, tylko lekarz wypisuje receptę na sildenafil i won z gabinetu!
Stoję przed kasa w kolejce roześmianych ludzi w markecie i NIC ŚWIADOMIE NIE MYŚLĄC po prostu oblewam się potem. Cieknie ze mnie i to cieknie ze mnie coraz bardziej. No i jak ja mam sobie to racjonalizować? Mam sobie powtarzać, ze nic takiego tragicznego się nie dzieje, ze jedynie spływa po mnie pot na oczach ludzi? Mam sobie wmawiać, ze nie wyglądam w tej sytuacji jak d*pa wołowa? Ze każdy się poci, ze może pomyślą, ze mam grypę, albo ze wróciłem, , z joggingu? Owszem, może takie analizowanie sytuacji na chłodno jest pomocne, ale to praca na lata, wiele lat, a może i na cale życie.
Ja jednak jestem zbyt chory, mój układ współczulny jest zbyt ro+, zbyt reaktywny, adrenalina strzela w kosmos pod wpływem byle bodźca. Mnie nie wystarcza terapia u pycho. Dlatego jestem za lekami. Tylko obawiam się skutków ubocznych i ciągle myślę nad najwłaściwsza kombinacja, tak aby lekarstwa nie zamieniły mnie w warzywo.