29 Maj 2017, Pon 12:35, PID: 703414
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Maj 2017, Pon 12:42 przez PannaJoanna.)
Chciałam ci podziękować soulja, bo poświęciłeś mnóstwo czasu na opisanie zmiany nastawienia, a to jak dla mnie najważniejszy (i jedyny tak naprawdę) klucz do wprowadzania zmian na lepsze w życiu. Katastrofizacja, masochizm, wyuczona bezradność i poczucie winy, czarno-białe widzenie świata i krytykanctwo to tylko mechanizmy obronne. Wyjście z fobii jest proste. Wymaga całkowitej determinacji, jak to niektórzy mówią "sięgnięcia dna", postanowienia, że już dość. Niby utarte frazesy, ale to takie proste. Tylko właśnie - to, że wyjście z fobii jest proste, nie znaczy wcale, że łatwe - a zdaje mi się, że niektórzy mylą te określenia.
Łatwo nie jest, bo zmiana wymaga pozbycia się większości niszczących nawyków, które tworzyły do tej pory osobowość takiego fobika. To jak odkrywanie siebie na nowo. Człowiek się tego po prostu boi. No bo kim niby jest, gdy zabrać fobię? Nawet tego nie wie.
To jak stopniowe przeprogramywowanie siebie. Trwa latami, a czasami i tak zdarza się nieśmiałość czy lęk, bo to NORMALNE. Nie ma idealnych ludzi.
Sądzę, że tą zmianę nawyków można porównać np. do nauki języka albo po prostu treningu - nawet determinacji czasem brak, wtedy konieczna jest samodyscyplina - nie rozpamiętywać porażek, nie zastawiać się kto co mógł sobie pomyśleć, systematycznie skupiać się na tym, co ciekawe wokół, a nie na własnym, urażonym, niedokochanym ego.
Dlatego dziwi mnie pisanie przez fobików tekstów typu "Eee, to na pewno nie działa, świat jest zły i wszystko jest do d*py". Jeśli do końca życia chcą wierzyć, że "muszą" samotnie tulić się do klawiatury w ciemnym kącie pokoju, przeżywając na okrągło swoje porażki, bo "są tacy wyjątkowi/taki już ich los" to trudno. TAK, TRUDNO. Bo to ich wybór. Wszyscy żyjemy tylko raz. Dlaczego ktokolwiek chciałby, aby np. przyjaciel, ktoś z rodziny poświęcał całe tygodnie, miesiące czy lata swojego życia na zamartwianie się tym, że usilnie próbuje wyciągnąć go z jego masochistycznego światka, skoro on sam najwyraźniej lubi tam być, a co gorsze wie, że może stamtąd wyjść bez poświęceń ze strony innych ludzi? To trochę jak czekanie na rycerza z bajki - jesteśmy dorosłymi ludźmi przecież! Jak z czymś czujesz się źle, to zmieniasz to w jakiś sposób tak, żeby żyć w spokoju i cieszyć się tym życiem. I pozwalasz też cieszyć się nim innym.
Grunt to zdać sobie sprawę ze swojej wyuczonej bezradności, bo nie da się długo w niej tkwić - jest okres "żałoby", ale zawsze mija.
Łatwo nie jest, bo zmiana wymaga pozbycia się większości niszczących nawyków, które tworzyły do tej pory osobowość takiego fobika. To jak odkrywanie siebie na nowo. Człowiek się tego po prostu boi. No bo kim niby jest, gdy zabrać fobię? Nawet tego nie wie.
To jak stopniowe przeprogramywowanie siebie. Trwa latami, a czasami i tak zdarza się nieśmiałość czy lęk, bo to NORMALNE. Nie ma idealnych ludzi.
Sądzę, że tą zmianę nawyków można porównać np. do nauki języka albo po prostu treningu - nawet determinacji czasem brak, wtedy konieczna jest samodyscyplina - nie rozpamiętywać porażek, nie zastawiać się kto co mógł sobie pomyśleć, systematycznie skupiać się na tym, co ciekawe wokół, a nie na własnym, urażonym, niedokochanym ego.
Dlatego dziwi mnie pisanie przez fobików tekstów typu "Eee, to na pewno nie działa, świat jest zły i wszystko jest do d*py". Jeśli do końca życia chcą wierzyć, że "muszą" samotnie tulić się do klawiatury w ciemnym kącie pokoju, przeżywając na okrągło swoje porażki, bo "są tacy wyjątkowi/taki już ich los" to trudno. TAK, TRUDNO. Bo to ich wybór. Wszyscy żyjemy tylko raz. Dlaczego ktokolwiek chciałby, aby np. przyjaciel, ktoś z rodziny poświęcał całe tygodnie, miesiące czy lata swojego życia na zamartwianie się tym, że usilnie próbuje wyciągnąć go z jego masochistycznego światka, skoro on sam najwyraźniej lubi tam być, a co gorsze wie, że może stamtąd wyjść bez poświęceń ze strony innych ludzi? To trochę jak czekanie na rycerza z bajki - jesteśmy dorosłymi ludźmi przecież! Jak z czymś czujesz się źle, to zmieniasz to w jakiś sposób tak, żeby żyć w spokoju i cieszyć się tym życiem. I pozwalasz też cieszyć się nim innym.
Grunt to zdać sobie sprawę ze swojej wyuczonej bezradności, bo nie da się długo w niej tkwić - jest okres "żałoby", ale zawsze mija.