24 Gru 2007, Pon 22:48, PID: 8240
Tak mi przyszło coś do głowy, a'propos tego tematu.
Wprawdzie jestem niewierzący niepraktykujący, ale jak jeszcze bylem niewierzący praktykujący to zawsze mi potworne problemy sprawiała spowiedź Nie mogłem się przemóc i pójść do tej śmiesznej drewnianej budki, by tam (o zgrozo) opowiadać, co zrobiłem złego. Nie wynikało to stąd, że miałem na sumieniu coś nieprzyjemnego (i tak nigdy wszystkiego nie mówiłem), tylko ze strachu przed opowiadaniem o swoim życiu obcemu człowiekowi.
Koszmar, zawsze się źle czułem przed i po spowiedzi. Księża też mi specjalnie sprawy nie ułatwiali, chociaż z z czasem nauczyłem się wybierać tych najbardziej znudzonych, żeby tylko mieć cały ten kabaret jak najszybciej za sobą.
Zawsze miałem też ostre paranoje przy iściu do komunii, czy posypywania głowy popiołem w Popielec, chociaż tu było lepiej, bo nic nie trzeba mówić.
Wprawdzie jestem niewierzący niepraktykujący, ale jak jeszcze bylem niewierzący praktykujący to zawsze mi potworne problemy sprawiała spowiedź Nie mogłem się przemóc i pójść do tej śmiesznej drewnianej budki, by tam (o zgrozo) opowiadać, co zrobiłem złego. Nie wynikało to stąd, że miałem na sumieniu coś nieprzyjemnego (i tak nigdy wszystkiego nie mówiłem), tylko ze strachu przed opowiadaniem o swoim życiu obcemu człowiekowi.
Koszmar, zawsze się źle czułem przed i po spowiedzi. Księża też mi specjalnie sprawy nie ułatwiali, chociaż z z czasem nauczyłem się wybierać tych najbardziej znudzonych, żeby tylko mieć cały ten kabaret jak najszybciej za sobą.
Zawsze miałem też ostre paranoje przy iściu do komunii, czy posypywania głowy popiołem w Popielec, chociaż tu było lepiej, bo nic nie trzeba mówić.