22 Maj 2019, Śro 18:58, PID: 793104
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Maj 2019, Śro 19:01 przez Toszka.)
Wiem, że obiektywnie rzecz biorąc lepiej by było, gdybym się wyprowadziła i prędzej czy później to nastąpi tylko nie wiem czy zostać tu gdzie jestem czy wracać do rodziców. Mieszkanie z obcymi ludźmi byłoby dla mnie bardzo ciężkie ze względu na mój chory łeb, sama przeprowadzka w nowe miejsce była dla mnie na tyle stresująca, że nie spałam 5 dni z rzędu, póżniej jakiś tydzień po 3 godziny w ciągu nocy i stopniowo coraz więcej (leki na mnie nie działają). Brak snu to z kolei mniejsza efektywność, koncentracja itd ogólnie gorsza jakość pracy - dużo, dużo gorsza - już nie mówiąc o samopoczuciu, braku siły, nastroju, drażliwości itd - było mi bardzo ciężko zacząć pracę i prawie mnie przez to zwolnili zanim doszłam do siebie (zaczynałam nową pracę z tymi wszystkimi efektami braku snu + standardowymi objawami fobii, depresji itd, przełożonej powiedziałam tylko o bezsenności i tylko dzięki jej wyrozumiałości nie wyleciałam). Z kolei powrót do rodziców wtrąci mnie z powrotem w , z której myślałam, że uda mi się wyrwać.
Nie zawsze było tak negatywnie jak to nakreśliłam wyżej, tylko od jakiegoś czasu zaczął ignorować mnie i moje potrzeby - wcześniej też musiałam we wszystkim brać pod uwagę jego "zaburzenia", ale on też zachowywał się inaczej, dbał o mnie, poprawiał mi humor, pomógł mi przetrwać jeden z najgorszych okresów w moim życiu (jeszcze zanim się wyprowadziliśmy) itd i wiem, że nigdy już nie będę mieć kogoś takiego i że to moja wina, bo nikt nie wytrzyma z kimś takim jak ja.
Próbowałam terapii wielokrotnie, bez większych skutków, ostatnia terapeutka, u której byłam powiedziała, że to siedzi zbyt głeboko, aby dało się to trwale zmienić, że musiałabym chodzić co najmniej kilka lat albo całe życie i sama przyznała, że zmiana otoczenia może dać więcej niż taka terapia, ale póki co nie daje.
Nie zawsze było tak negatywnie jak to nakreśliłam wyżej, tylko od jakiegoś czasu zaczął ignorować mnie i moje potrzeby - wcześniej też musiałam we wszystkim brać pod uwagę jego "zaburzenia", ale on też zachowywał się inaczej, dbał o mnie, poprawiał mi humor, pomógł mi przetrwać jeden z najgorszych okresów w moim życiu (jeszcze zanim się wyprowadziliśmy) itd i wiem, że nigdy już nie będę mieć kogoś takiego i że to moja wina, bo nikt nie wytrzyma z kimś takim jak ja.
Próbowałam terapii wielokrotnie, bez większych skutków, ostatnia terapeutka, u której byłam powiedziała, że to siedzi zbyt głeboko, aby dało się to trwale zmienić, że musiałabym chodzić co najmniej kilka lat albo całe życie i sama przyznała, że zmiana otoczenia może dać więcej niż taka terapia, ale póki co nie daje.