27 Sie 2014, Śro 20:19, PID: 408940
Ksenomorf napisał(a):Czyli zasadniczo sprowadza się do towaru, tak jak napisałem. A że kryterium oceny jakości towaru stanowi popularność, to już sam zasugerowałeś przez zestawienie dwóch stwierdzeń: że odejście od religii nie jest niczym złym i że coraz więcej jest ludzi, którzy tak uważają. Tak próba licytowania i zachęcania kogoś do odejścia odwołaniem do zdania większości.Można nazwać to towarem, choć mi osobiście takie określenie się nie podoba odnośnie do religii. A skoro już takim słownictwem się posługujemy, to przecież religia często jest oparta na czymś co możemy określić handlem, wymianą handlową. Bóg obiecuje życie wieczne za coś, musisz coś robić, być taki i taki. Jak taki nie będziesz to masz problem. Ludzie w modlitwach często składają prośby, by Bóg dał i to czy tamto, a w zamian za to obiecują poprawę, że nie będą grzeszyć itd. Patrząc przez lata na kościół, będąc w tym kościele, nie mogę się pozbyć wrażenia relacji handlowej między Bogiem a wiernymi, a - z czym pewnie się zgodzisz - chyba nie o to powinno chodzić?
Co do kryterium "oceny jakości towaru", to oczywiście wszystko zrobiłeś tak, tak dopasowałeś, by pasowało pod Twoją teorię. Nie widzę związku między popularnością, a jakością. Napisałem tylko fakt, jakim jest to, że odejście od religii nie jest niczym złym i że coraz więcej ludzi tak robi, zwykłe stwierdzenie, któremu Ty dopisałeś znaczenie, by móc je wpasować w swój sposób myślenia. Dla mnie jakość, to jest coś co pozwoli człowiekowi się rozwinąć. Jeśli dla kogoś dobre jest chrześcijaństwo takie jak wygląda teraz, zapewnia mu ten rozwój, to super. Mi chrześcijaństwo tego nie daje, więc wyruszyłem w swoją drogę, poszedłem pod prąd (oczywiście według Ciebie z prądem ), bo nie jestem zależny od kogoś, nikt nie stoi nade mną i nie mówi mi jak mam żyć, co robić, i co mam myśleć.
Nikogo nie zachęcam do odchodzenia jeśli religia mu odpowiada i nie ma potrzeby szukać czegoś innego. Niestety też chyba nie zauważyłeś, że autorka (pomijając kwestię czy to prowokacja czy nie), sama pisała, że ma wątpliwości odnośnie wiary w Boga, że rozumowo jest agnostyczką, ale został jej jakiś strach przed Bogiem. Gdyby napisała, że jest wierząca i boi się Boga, że chce być w kościele, że według niej to jest to itd., to raczej bym się w tym temacie nie odezwał, ewentualnie mógłbym napisać, by poszła do kościoła, znalazła jakiegoś dobrego księdza, pogadała z nim. A tak, skoro ma wątpliwości, to może powinna poszukać gdzieś indziej skoro kościół katolicki nie daje jej tego co potrzebuje.
Ksenomorf napisał(a):Nie rozumiem, co te pytania mają do prowadzonej tu dyskusji. Na każde z nich istnieje odpowiedź w nauczaniu Kościoła, o ile się nie mylę, nie wszystkie z nich są ujęte w dogmaty, wszystkie są przedmiotem wiary, chociaż z teologicznego punktu widzenia mogą być elementem Prawdy Objawionej. Dobrze wiesz, że odpowiedzi na nie wymagałyby wprowadzenia dyskusji na zupełnie inne tory, czasami wieloakapitowych odpowiedzi. Tzn. ja domyślam się, jaki jest ich cel, podejrzewam, że podobny jak twoje wzmianki o paleniu czarownic i krucjatach w niedawnej dyskusji o aborcji na konkurencyjnym forum.Nic nie mają do dyskusji, i źle też zinterpretowałeś mój cel, pytałem po prostu z czystej ciekawości, tak jak to napisałem.
Ksenomorf napisał(a):Mnie chodziło raczej o mniejszość praktykujących. Jakkolwiek by nie było nie stanowi to jakiegokolwiek argumentu za rezygnowaniem z wiary. To nie plebiscyt.Ale że niby co miałoby być tym argumentem? Według mnie cały czas myślisz w kategoriach tej popularności o której piszesz, że odchodzenie od wiary jest teraz modne. Nie zaprzeczę, że pewnie wielu ludzi tak robi, bo to jest modne, ale większość odchodzi z innych powodów, których chyba nie chcesz po prostu przyjąć, wolisz tłumaczyć to modą, popularnością.
Ksenomorf napisał(a):No oczywiście, najlepiej by było, gdyby nikt nie wchodził w polemikę. Dziwnym trafem taka wypowiedź wędruje pod mój post, a nie pod żaden z wcześniejszych, w których oczywiście nie było, broń Boże, żadnych uogólnień czy nietolerancji. Ale zero dziwień.Dyskusje mają sens, ale niestety w naszym kraju ciężko o sensowne dyskusje, wszystko zaczyna szybko przypominać to co mamy serwowane na co dzień, czyli dyskusje polityków. Wzajemne przekrzykiwanie, agresję, ironię, wyśmiewanie, brak zrozumienia drugiej strony, poczucie posiadania jedynej prawdy objawionej, i tak jest tutaj, z Twojej strony, ze strony innych, z mojej strony. Nie chcę żebyś teraz znowu pomyślał, że zarzucam Ci, że to tylko Twoja wina, że nie potrafisz dyskutować, bo wina jest u wszystkich. Taka prawda. Sam też mam problemy z dyskusją, często rzucę ironią, coś wyśmieję, choć wiem, że to nie jest dobre. Dlatego według mnie dłuższe dyskusje nie mają sensu, bo do niczego sensownego nie prowadzą, nie są specjalnie merytoryczne, polegają po prostu na wzajemnym strzelaniu do siebie z armat.