30 Gru 2009, Śro 2:01, PID: 191219
gemsa84 napisał(a):Od dziecka byłam nieśmiała. Zawsze wszędzie z mamą. Pamiętam, że jak prowadziła mnie do przedszkola to wyłyśmy obie. Ja, bo bardzo tego nie lubiła (już wtedy miałam problem, żeby zaaklimatyzować się w nowej grupie), a ona, bo było jej mnie żal. W końcu po 3 miesiącach wypisała mnie. Do teraz nie wiem czy to był dobry pomysł. Może gdybym tam została w końcu przyzwyczaiłabym się jakoś.Wątpię Ja do końca przedszkola urządzałem takie "koncerty", nie przyzwyczaiłem się. Już wtedy "nie lubiłem dzieci" - jak mówiłem. Nie wiem czemu, wtedy było jeszcze ok.
Za moją fobię nie winię rodziców, chociaż matka była dość znerwicowana co się potem przeniosło na mnie do tego stopnia, ze np. gdy mnie czasem trochę dłużej z tego przedszkola nie odbierała, to denerwowałem się czy jej się coś nie stało (wiecie, czy nie wpadła pod samochód, ktoś ją napadł itp., tak, jako sześciolatek potrafiłem mieć takie myśli, bo tego się nasłuchałem w domu - ktoś 10 minut się spóźniał i już słyszałem, że może mu się coś stało i nauczyłem się tego lęku...), ojciec w sumie nie był towarzyski, więc tak po trosze mogłem w genach od obojga coś tam otrzymać. Ale poza tym starali się bym był samodzielny, wierzył w siebie... Chociaż to ojca "czemu nie piątkę?" gdy dostawałem czwórkę było denerwujące. Ale nie robił tego ze złej woli, chyba uważał, że to zabawne. Tak, zabawne jak cholera.
Potem szkoła, tam też nie było fajnie. Tak jakoś nieśmiały byłem zawsze, a później tym bardziej, zacząłem się wycofywać, więc znowu byłem tym gorszym, tym innym, tym wyśmiewanym z czego się dało. No i tak mi zostało do dziś, myślę, że to głównie szkoła i atmosfera w niej zrobiła ze mnie fobika. Teraz wystarczy że ktoś krzywo na mnie popatrzy, już wydaje mi się, że zaraz się będzie ze mnie śmiał i że znowu coś zrobiłem źle.