18 Kwi 2008, Pią 18:07, PID: 20261
Od dziecka byłam nieśmiała. Zawsze wszędzie z mamą. Pamiętam, że jak prowadziła mnie do przedszkola to wyłyśmy obie. Ja, bo bardzo tego nie lubiła (już wtedy miałam problem, żeby zaaklimatyzować się w nowej grupie), a ona, bo było jej mnie żal. W końcu po 3 miesiącach wypisała mnie. Do teraz nie wiem czy to był dobry pomysł. Może gdybym tam została w końcu przyzwyczaiłabym się jakoś.
Poza tym wszyscy zawsze mi powtarzali, że jestem nieśmiała, więc nie wgłębiałam się w temat i po prostu to przyjęłam. No przecież to zupełnie naturalne, że istnieją ludzie nieśmiali. Ale jednego zrozumieć nie umiałam. Co miała na myśli moja ciotka mówiąc, że będzie mi ciężko w życiu z tą nieśmiałością. Smarkata wtedy byłam więc kupy mi się to wszystko nie trzymało…teraz już wiem co miała na myśli tyle, że ona nie przypuszczała, że będzie ze mną aż tak źle.
Nie wiem więc skąd się wzięła moja fobia. W szkole (czy to podstawówka czy średnia) raczej nie miałam wrogów. Nigdy nie byłam wyalienowana. Nikt się ze mnie nie śmiał. Myślę, że sporo osób mnie lubiło albo po prostu miało do mnie neutralny stosunek. Dobrze się uczyłam, a jedyny mój problem polegał na tym, że nie udzielałam się na zajęciach jeśli oczywiście mnie o to nie poproszono (albo wyrywano, że tak powiem)
Nie wiem więc, czy miały na to wpływ czynniki biologiczne i po trochu nadopiekuńczość mamy. Jeśli tak to nie mam do niej żalu bo wiem, że nie chciała mnie skrzywdzić. Jestem pewna, że oddałaby za mnie wszystko, a ja mam na świecie tylko ją…
Poza tym wszyscy zawsze mi powtarzali, że jestem nieśmiała, więc nie wgłębiałam się w temat i po prostu to przyjęłam. No przecież to zupełnie naturalne, że istnieją ludzie nieśmiali. Ale jednego zrozumieć nie umiałam. Co miała na myśli moja ciotka mówiąc, że będzie mi ciężko w życiu z tą nieśmiałością. Smarkata wtedy byłam więc kupy mi się to wszystko nie trzymało…teraz już wiem co miała na myśli tyle, że ona nie przypuszczała, że będzie ze mną aż tak źle.
Nie wiem więc skąd się wzięła moja fobia. W szkole (czy to podstawówka czy średnia) raczej nie miałam wrogów. Nigdy nie byłam wyalienowana. Nikt się ze mnie nie śmiał. Myślę, że sporo osób mnie lubiło albo po prostu miało do mnie neutralny stosunek. Dobrze się uczyłam, a jedyny mój problem polegał na tym, że nie udzielałam się na zajęciach jeśli oczywiście mnie o to nie poproszono (albo wyrywano, że tak powiem)
Nie wiem więc, czy miały na to wpływ czynniki biologiczne i po trochu nadopiekuńczość mamy. Jeśli tak to nie mam do niej żalu bo wiem, że nie chciała mnie skrzywdzić. Jestem pewna, że oddałaby za mnie wszystko, a ja mam na świecie tylko ją…