23 Maj 2008, Pią 23:56, PID: 24027
tony montana napisał(a):Jak to jest u was bardzo mnie ciekawi wasza historia .
Prosiłbym was o wylewność
W porządku Tony, w takim razie ja dodam swoje 3 grosze, chociaż nie wiem czy to ma jakikolwiek sens.
Konflikty rodziców
Odkąd sięgam pamięcią moi rodzice ciągle się kłócili o byle gó***. Pamiętam z okresu niemowlęctwa, ze jak mama płakała to ja tez płakałem a to się zdarzało często. Za często. Przyczyną tychże kłótni była chorobliwa zazdrość mojej matki. Sądziła, że mój ojciec ją zdradza, szczerze mówiąc nigdy nie dowiedzialem sie prawdy jak to było naprawdę, więc nie będe tutaj wnikać. Ja zaś siedziałem cicho w swoim pokoju i udawałem, że wszystko w porządku a oni się tylko zgrywają. Niestety to nie tak. Pamiętam jak każdego roku wyjeżdżaliśmy na wakacje nad morze i oczywiście nie obyło się bez cholernych kłótni w zaciszu 4 ścian i rękoczynów. Plusem było to, że wychodziłem co dzień na dwór grać w piłkę z kolegami, więc mogłem się jakoś odstresować. Wbrew pozorom mój ojciec nigdy mnie nie uderzył, ale tez nigdzie nie zabierał. Rzadko rozmawialiśmy. Zazwyczaj był w pracy, albo siedział przed telewizorem. Mi też nie wpajał żadnych wartości, ale to chyba dlatego, że jego ojciec był pijakiem i odszedł gdy ojciec miał ok. 8 lat. No trudno nie wyszło im. Czasami mam wrażenie, że to w ogóle cud, że się urodziłem.
Kontakty z rówieśnikami
Już w podstawówce tacy jedni wzięli sobie mnie za cel. Szykanowali, śmiali się ze mnie, wytykali palcami itd. Najgorzej było w szatni przed w-f. Przez nich ciągle płakałem jak jakaś panienka, nie mogłem się powstrzymać chocaż nie stosowali wobec mnie przemocy tylko dokuczali. Oczywiście jak wspomniałem wcześniej miałem dużo kolegów, z którymi wychodziłem na dwór. A co do tamtych to bałem się ich, nie chciałem walczyć bo i tak byli silniejsi ode mnie, więc uznałem, że nie warto. W gimnazjum było już lepiej, ale były rzecz jasna docinki itp.W technikum jest tak sobie, klasa jest bardzo przebojowa, przez co jestem na uboczu, ale z niektórymi rozmawiam normalnie. Zawsze jak poznawałem nowe osoby np. na obozie to wykreslały mnie zazwyczaj na starcie. Chichotów nie brakowało. To spowodowało, że czuję się bezwartościowy i nie nadaję się do życia w społeczeństwie.
Ogólnie, tak jak ty Tony - jestem w głębokiej dup*e. Bardzo głębokiej.
Strach, lęk, irytacja przed ludźmi i niziutka samoocena doprowadziły do tego, że jestem teraz typem samotnika, który najlepiej czuje się we własnych czterech ścianach. Uważam, że nie zasłużyłem na żadną, bo nie potrafiłbym jej obronić, nie zagwarantowałbym poczucia bezpieczeństwa, dlatego unikam jakichś bliższych kontaktów z dziewczynami, żeby nie narobiły sobie siary przy mnie itp. Nie wiem jak to będzie w przyszłości, jak znajdę robotę, bardzo bym chciał się usamodzielnić, ale boję się, że się nie uda.
Krótko mówiąc nie widzę siebie w kontaktach towarzyskich ani rodzinnych. Co ma być to będzie.
Pozdrawiam