19 Wrz 2015, Sob 23:59, PID: 472886
Wyszedłem dziś do ludzi, ale nie była to moja inicjatywa. Tak się złożyło, rzut na dosyć głęboką wodę. Od razu jakoś lepiej się czuję, ale jednak podłamały mnie dwie rzeczy. Mój poziom nieogarnięcia życiowego w porównaniu z rówieśnikami, tzn. każdy jakoś sobie ułożył życie poza mną. Idę niby swoim tempem, ale przeraża mnie, że oni idą tak szybko. Różnica między nami będzie się szybko powiększać. Mam fobię, oni nie, ale powiedzmy sobie szczerze to co oni robią też wymaga odwagi. W dodatku wciąż nie mam jeszcze konkretnych planów, co dosyć mętnie starałem się wyjaśnić.
I druga rzecz to mój poziom nieogarnięcia społecznego. Duże grupy mnie totalnie rozkładają, alkohol nie pomaga. Zupełne lękowe porażenie i moje godzinne milczenie powodowały, że nie mogłem przestać myśleć o tym, że nieodzywający się w ogóle człowiek jednak jest dziwny. Żadnych uwag na ten temat nie było, zaciekawione spojrzenia - tak. Ogólnie to niewesoło to wygląda bo społecznie jestem totalnie zacofany, nie wiem co i jak w podstawowych sprawach albo wiem, ale jakoś nie potrafię. Mimo wszystko poprawił mi się nastrój, skończyła się apatia (neuroprzekaźniki?), mimo, że paradoksalnie jestem zmartwiony moimi obserwacjami.
I druga rzecz to mój poziom nieogarnięcia społecznego. Duże grupy mnie totalnie rozkładają, alkohol nie pomaga. Zupełne lękowe porażenie i moje godzinne milczenie powodowały, że nie mogłem przestać myśleć o tym, że nieodzywający się w ogóle człowiek jednak jest dziwny. Żadnych uwag na ten temat nie było, zaciekawione spojrzenia - tak. Ogólnie to niewesoło to wygląda bo społecznie jestem totalnie zacofany, nie wiem co i jak w podstawowych sprawach albo wiem, ale jakoś nie potrafię. Mimo wszystko poprawił mi się nastrój, skończyła się apatia (neuroprzekaźniki?), mimo, że paradoksalnie jestem zmartwiony moimi obserwacjami.