30 Paź 2017, Pon 11:43, PID: 714873
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Paź 2017, Pon 11:56 przez Kgg.)
Miłość do osoby to piękna idea. Tylko po takie rzeczy, to do Mickiewicza (mogą być Dziady, teraz pora na nie, piękne ubite słowiańskie święto). W rzeczywistości mamy raczej styczność z miłością jako stanem zaspokojenia potrzeb. Mam 1500 100 900 dowodów na to. Fora są perłą w koronie argumentów na poparcie mojej tezy. "Moja żona mnie nie rozumie. Ciągle się czepia. Nic jej się nie podoba. Nie kochaliśmy się już od pół roku. Chyba jej już nie kocham". "Nie dba o mnie. Nie interesuje go moje życie. W łóżku nudno. Już nawet nie mam ochoty na seks. Chyba go już nie kocham". No to jego, czy pakietu od niego?
Tu tu tu dum biały związek. No panie, jak?
Żeby dopełnić wywód, warto wspomnieć o dużej dawce oksytocyny (aka hormonu przywiązania) uwalnianej wraz z orgazmem.
Krótko: niet niet niet.
Tu tu tu dum biały związek. No panie, jak?
Żeby dopełnić wywód, warto wspomnieć o dużej dawce oksytocyny (aka hormonu przywiązania) uwalnianej wraz z orgazmem.
Krótko: niet niet niet.