21 Lut 2018, Śro 15:32, PID: 732174
Ja się nie mogłam doczekać, kiedy będę miała prawo jazdy. Mam już 6 lat (dopiero teraz ogarnęłam, że tak długo ) Na kurs przychodziłam i słuchałam tego, co mówił wykładowca i elo, bez kontaktu z innymi, nawet nie pamiętam, czy kogoś znałam, czy nie. Jazdy były całkiem okej, bo miałam jednego instruktora, do którego się przyzwyczaiłam. Czasem tylko z przyczyn losowych musiałam kilka jazd odbyć z kimś innym, no to tak średnio to wspominam.
No i warto wspomnieć, że wcześniej coś tam ruszałam po parkingu i robiłam kółka z zawrotną prędkością 30 kmph, więc już miałam lekkie pojęcie na czym to polega.
Był "wewnętrzny egzamin praktyczny", to wtedy się mocno zestresowałam, popełniałam błąd za błędem i z łaski instruktor mi to zaliczył. Naprawdę, takie beznadziejne błędy, to nie był mój dzień, bo jak nigdy mi nie gasł samochód na jazdach, to tak wtedy mi zgasł. I próbowałam ruszać z trójki.
Normalny egzamin - naczekałam się, że hoho, czekałam najpierw na korytarzu, ale jak ludzie zaczęli przychodzić i marudzić, i "za pierwszym razem to prawie nikt nie zdaje", to stwierdziłam, że nie słucham głupot i wychodzę. I czekałam na placu.
Przed tym jak wsiadłam, to się bardzo stresowałam, telepało mną. Ale jak już dobrze wskazałam jakieś światła i coś tam jeszcze i jak wsiadłam do samochodu poczułam ulgę i stres gdzieś się ulotnił, aż byłam zaskoczona. Później jak jeszcze wyjeżdżając z placu skręciłam w prawo, zyskałam na pewności siebie i jechałam całkiem ok (takie głupie przekonanie panujące wśród zdających: jeżeli skręci się w lewo wyjeżdżając z placu to na pewno nie zdane xD bo trudny skręt, blablabla).
No i zdałam.
Lubię jeździć, ale:
1) kiedy jadę sama albo z siostrą, albo z chłopakiem (nienawidzę jazdy z rodzicami, bo np. mama zawsze "wie lepiej" co powinnam zrobić w danym momencie. A to niesamowicie mnie rozprasza. Dlatego raz wjechałam tyłem w śmietnik, bo zaczęła coś mnie pouczać)
2) kiedy obok mnie nie ma ciężarówek (bardzo się boję, gdy jadę za ciężarówką, obok ciężarówki, przed ciężarówką)
Jak mnie wyprzedzają, no to trudno, jeżdżę przepisowo. W sumie małe mam doświadczenie w jeździe, bo jak jeżdżę to tylko po moim mieście, a nie jest za duże. No i jeżdżę samochodem rodziców, kiedy u nich jestem (czyli ostatnio nie za często).
No i warto wspomnieć, że wcześniej coś tam ruszałam po parkingu i robiłam kółka z zawrotną prędkością 30 kmph, więc już miałam lekkie pojęcie na czym to polega.
Był "wewnętrzny egzamin praktyczny", to wtedy się mocno zestresowałam, popełniałam błąd za błędem i z łaski instruktor mi to zaliczył. Naprawdę, takie beznadziejne błędy, to nie był mój dzień, bo jak nigdy mi nie gasł samochód na jazdach, to tak wtedy mi zgasł. I próbowałam ruszać z trójki.
Normalny egzamin - naczekałam się, że hoho, czekałam najpierw na korytarzu, ale jak ludzie zaczęli przychodzić i marudzić, i "za pierwszym razem to prawie nikt nie zdaje", to stwierdziłam, że nie słucham głupot i wychodzę. I czekałam na placu.
Przed tym jak wsiadłam, to się bardzo stresowałam, telepało mną. Ale jak już dobrze wskazałam jakieś światła i coś tam jeszcze i jak wsiadłam do samochodu poczułam ulgę i stres gdzieś się ulotnił, aż byłam zaskoczona. Później jak jeszcze wyjeżdżając z placu skręciłam w prawo, zyskałam na pewności siebie i jechałam całkiem ok (takie głupie przekonanie panujące wśród zdających: jeżeli skręci się w lewo wyjeżdżając z placu to na pewno nie zdane xD bo trudny skręt, blablabla).
No i zdałam.
Lubię jeździć, ale:
1) kiedy jadę sama albo z siostrą, albo z chłopakiem (nienawidzę jazdy z rodzicami, bo np. mama zawsze "wie lepiej" co powinnam zrobić w danym momencie. A to niesamowicie mnie rozprasza. Dlatego raz wjechałam tyłem w śmietnik, bo zaczęła coś mnie pouczać)
2) kiedy obok mnie nie ma ciężarówek (bardzo się boję, gdy jadę za ciężarówką, obok ciężarówki, przed ciężarówką)
Jak mnie wyprzedzają, no to trudno, jeżdżę przepisowo. W sumie małe mam doświadczenie w jeździe, bo jak jeżdżę to tylko po moim mieście, a nie jest za duże. No i jeżdżę samochodem rodziców, kiedy u nich jestem (czyli ostatnio nie za często).